Wśród zapisów umowy koalicyjnej, sygnowanej przez liderów partii opozycyjnych, którzy w przyszłym Sejmie chcą stworzyć większość, znalazła się wzmianka dotycząca „unieważnienia” wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie „aborcji eugenicznej”. Czy to możliwe?
W piątek doszło do parafowania umowy koalicyjnej przez przewodniczącego Platformy Obywatelskiej Donalda Tuska, przewodniczącego Polski 2050 Szymona Hołowni, prezesa Polskiego Stronnictwa Ludowego Władysława Kosiniaka-Kamysza oraz współprzewodniczących Nowej Lewicy: Włodzimierza Czarzastego i Roberta Biedronia.
W punkcie szóstym umowy znalazł się zapis:
Wesprzyj nas już teraz!
„Wzmocnimy prawa kobiet, które będą kluczowym obszarem działań Koalicji. Unieważnimy wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 2020 roku. Kobiety mają prawo decydowania o sobie” (…)
Warto przypomnieć, że kiedy Koalicja Obywatelska tworzyła listy wyborcze, Donald Tusk zapowiedział wsparcie dla wprowadzenia tzw. aborcji do 12. tygodnia ciąży, a wymogiem stawianym kandydatom, było poparcie dla tej idei.
Teraz w umowie koalicyjnej znalazł się zapis o unieważnieniu wyroku TK. A orzekł on, że niekonstytucyjny jest przepis zezwalający na „aborcję” w przypadku ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu, albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu. Aktualnie więc tzw. aborcja jest możliwa w przypadku, gdy ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety lub gdy ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego (gwałt, kazirodztwo).
Warto jednak pochylić się nad propozycją „unieważniania wyroku” TK. Bo wygląda na to, że nowa władza, która szykuje się do objęcia sterów Polski, może przywracać „prawa kobiet” i „praworządność”… łamiąc prawo.
Nie znając szczegółów technicznych obietnicy trudno stwierdzić jak owo „unieważnienie” miało by się odbyć. Z pewnością uchwały, a nawet ustawy uczynić tego nie mogą. Szczególnie, że Konstytucja RP w art. 190 pkt.1 wyraźnie stanowi, że orzeczenia TK są ostateczne. W tle jawi się pomysł na forsowanie scenariusza z wykorzystaniem tezy o „pseudotrybunale”… Czas pokaże. Niemniej tego rodzaju praktyka „unieważniania” stanowiłaby niebezpieczny pretekst do kolejnych, wątpliwych prawnie kroków przyszłej władzy.
Można też założyć, że zapis o „aborcji” znalazł się w umowie, by zaspokoić żądne krwi środowiska lewicowe i liberalne, oczekujące zmian prawnych w zakresie ułatwienia uśmiercania dzieci nienarodzonych, które obecnie przecież nie są możliwe do wprowadzenia bez zmiany Ustawy Zasadniczej – a na to koalicja nie ma ani odpowiedniej liczby posłów, ani poparcia społecznego.
MA
Kaja Godek: To PiS a nie wyrok TK przygotował grunt pod lewicową rewolucję