11 lipca 2021

Dlaczego lewica powinna uwielbiać polską szlachtę, choć jej nienawidzi?

Dzisiejsza lewica powinna nosić szlachtę na rękach, gdyż realizowała ona jej program „państwa opiekuńczego”. Tyle, że zamiast państwa, rolę opiekuna pełnił dziedzic.

„Największą tragedią, jaka dotknęła kiedykolwiek Polaków, tragedią, dużo większą i dotkliwszą niż powstania, okupacja, zsyłki na Sybir, rządy komunistów, było niewolnictwo polskich chłopów” – pisał nie tak dawno w „Gazecie Wyborczej” Arkadiusz Pacholski[1]. Po czym w najczarniejszych barwach rysuje dolę i niedolę włościan pod rządami polskiej szlachty. Nie jest on pierwszym, który to czynił. Pacholski jest kontynuatorem myśli i komunistów, i lewicy postkomunistycznej, którzy od dekad relacje chłop–szlachcic przedstawiają nadzwyczaj tendencyjnie. Tymczasem dzisiejsza lewica powinna nosić szlachtę na rękach, gdyż realizowała ona jej program „państwa opiekuńczego”. Tyle, że zamiast państwa, rolę opiekuna pełnił dziedzic.

Heine o polskich chłopach

Wesprzyj nas już teraz!

Latem 1822 roku, do swojego przyjaciela, polskiego hrabiego Eugeniusza Brezy, przybył niemiecki poeta Heinrich Heine. Po kilku miesiącach od wizyty, opublikował relację, w której opisał to, co zobaczył w Polsce[2].

„Przed kilku miesiącami przemierzyłem wzdłuż i wszerz pruską dzielnicę Polski [Wielkie Księstwo Poznańskie], w rosyjskiej [Królestwie Polskim] nie zapędziłem się zbyt daleko, do austriackiej [Galicji] zupełnie nie dotarłem. Poznałem wielu ludzi ze wszystkich części Polski. Byli to, co prawda, przeważnie ludzie z warstwy szlacheckiej, i to najwyższej. Ale choć ciało me bawiło wyłącznie w kołach wyższego towarzystwa, ulegając czarowi znaków magnaterii polskiej – to jednak duch mój często zstępował do chat pospolitego ludu. To jest punkt widzenia, z którego ocenić trzeba mój sąd o Polsce.

O zewnętrznym ukształtowaniu kraju niewiele można rzec ponętnego. Nie ma efektownych grup skalnych, romantycznych wodospadów, gajów słowiczych itp.; rozciągają się tu płaszczyzny pól uprawnych o glebie przeważnie dobrej i gęste, ponure lasy świerkowe. Polska żyje wyłącznie z uprawy roli i hodowli bydła; nie ma prawie śladu fabryk i przemysłu.

Najsmutniejszy obraz przedstawiają wsie polskie: niskie chałupy, ulepione z gliny, pokryte cienkimi gontami albo słomianą strzechą. W nich mieszka chłop polski razem ze swym bydłem i resztą rodziny, cieszy się ze swego istnienia i nie myśli o estetyzujących Pustkuchenach[3]. Jednakże nie da się zaprzeczyć, że polski chłop ma często więcej rozumu i uczucia aniżeli chłop niemiecki w wielu okolicach. Często spotykałem u najbiedniejszego chłopa polskiego ten oryginalny dowcip (nie jowialność czy humor), który przy lada sposobności wytryska cudowną grą barw, i to marzycielsko-sentymentalne usposobienie, ten skrzący przebłysk osjanicznego[4]poczucia natury, który zwykł wybuchać nagle pod wpływem wzruszenia, tak samo mimowolnie, jak krew oblewa rumieńcem policzki.

Chłop polski nosi jeszcze swój strój narodowy: kaftan bez rękawów, sięgający niżej pasa; na tym sukmana wyszywana jasnymi sznurami. Sukmana, zazwyczaj barwy jasnoniebieskiej lub zielonej, jest pierwowzorem owych wytwornych polskich surdutów, jakie wdziewają nasi eleganci. Głowę osłania mu mały, okrągły kapelusik, biało lamowany, zwężający się stożkowato ku górze, z przodu przystrojony różnokolorowymi wstążkami, albo kilku pawimi piórami. W tym stroju spotkać można chłopa polskiego zdążającego w niedzielę do miasta, aby załatwić tam trzy sprawy: po pierwsze, ogolić się, po wtóre, wysłuchać mszy i po trzecie, upić się na umór. I dzięki tej trzeciej sprawie widzimy go często w niedzielę pogrążonego w stanie błogości, leżącego w rynsztoku z rozrzuconymi rękami i nogami, nieprzytomnego, otoczonego gromadą przyjaciół, którzy stoją dokoła z zafrasowaną miną i nie mogą zrozumieć, dlaczego człek na tym padole ma tak słabą głowę! Bo cóż wart jest mężczyzna, którego byle trzy ćwiartki wódki powalają na ziemię. Polacy bowiem istotnie picie doprowadzili do nadludzkiej doskonałości.

Chłop jest krzepki, doskonale zbudowany, ma postawę żołnierza i zazwyczaj jasne włosy, które najczęściej opadają mu na ramiona. Dlatego u chłopów spotyka się kołtun (plica polonica), bardzo sympatyczną chorobę, którą i my przypuszczalnie kiedyś pobłogosławieni będziemy, gdy noszenie długich włosów stanie się powszechne na ziemiach niemieckich.

Wprost oburzające jest służalcze zachowanie się polskiego chłopa w stosunku do szlachcica. Pochyla on głowę prawie do stóp jaśnie pana i wypowiada przy tym formułkę: „Całuję stopy”. Kto chce ujrzeć uosobienie posłuszeństwa, niechaj popatrzy na polskiego chłopa, gdy stoi przed swoim dziedzicem, brak mu tylko psiego ogona, którym mógłby merdać na wszystkie strony. Taki widok budzi we mnie mimowolną myśl: „Przecież Bóg stworzył człowieka na obraz i podobieństwo swoje”, i doznaję niezmiernego bólu, gdy widzę, jak jeden człowiek tak bardzo poniża się przed drugim. Tylko przed królem można chylić głowę; poza tym jednym wyjątkiem jestem wyznawcą północnoamerykańskiego katechizmu. Wyznaję, że drzewa w polu są mi nierównie milsze aniżeli drzewa genealogiczne, że cenię bardziej prawa człowieka aniżeli prawo kanoniczne, a przykazania rozsądku stawiam wyżej aniżeli abstrakcje krótkowzrocznych historyków; gdyby mnie jednak ktoś zapytał, czy polski chłop jest rzeczywiście nieszczęśliwy i czy położenie stanie się lepsze, gdy uciśnieni teraz poddani przeobrażą się w wolnych posiadaczów, to musiałbym chyba skłamać, gdybym dał bezwarunkową twierdzącą odpowiedź.

Gdy się rozpatruje pojęcie szczęścia w jego względności i bierze pod uwagę, że nie jest nieszczęściem, gdy się od młodości przywykło pracować cały dzień, nie korzystając z żadnych wygód, których się wcale nie zna – trzeba uznać, że chłop polski nie jest nieszczęśliwy we właściwym tego słowa znaczeniu; tym bardziej nim nie jest, że nic nie posiada, a przeto życie upływa my bez troski, co przecież przez wielu uważane jest za wielkie szczęście.

Ale nie będzie z mej strony ironią, kiedy powiem, że gdyby uczyniono teraz polskich chłopów samodzielnymi posiadaczami, znaleźliby się niezawodnie w bardzo przykrym położeniu i niektórzy z nich popadliby na pewno w jeszcze większą nędzę. Chłop przy swej beztrosce, która stała się jego drugą naturą, źle będzie gospodarował swoją własnością, a gdyby go spotkało jakie nieszczęście, przepadłby z kretesem.

Teraz w razie nieurodzaju dziedzic musi obdzielić swoich chłopów zbożem, gdyż byłoby to jego własną stratą, gdyby chłop umarł z głodu lub nie miał czym obsiać pola. Z tych samych względów, jeżeli chłopu zdechnie wół albo krowa, musi mu dziedzic uzupełnić inwentarz. Zaopatruje go zimą w opał, przysyła mu lekarzy i leki, gdy chłop lub ktoś z jego rodziny zachoruje; słowem, dziedzic występuje nieustannie jako opiekun chłopa.

Przekonałem się, że przeważająca większość szlachty wykonuje tę opiekę sumiennie i łaskawie; ogólnie biorąc, stwierdziłem, że dziedzice obchodzą się ze swym chłopem łagodnie i dobrotliwie; w każdym razie rzadko spotyka się resztki dawnej surowości. Wielu szlachciców życzy sobie uwłaszczenia chłopa.

Największy mąż, jakiego wydała Polska – Tadeusz Kościuszko, który dotąd żyje w sercach wszystkich, był gorącym szermierzem emancypacji ludu, a zasady ulubieńca niepostrzeżenie przenikają umysły.

Prócz tego napływ doktryn francuskich, które w Polsce łatwiej niż gdziekolwiek indziej znajdują dostęp, wywiera ogromny wpływ na położenie włościan. Widzicie więc, że nie dzieje się tym chłopom zbyt źle, i należy się spodziewać stopniowego ich uwłaszczenia.”[5]

Dlaczego lewica nienawidzi szlachtę?

Paradoksem jest, że lewica nienawidzi szlachtę za realizację jej programu. Działacze lewicy twierdzą, że nie wszyscy ludzie pozostawieni sami sobie, poradzą sobie w życiu. Kto pomoże emerytom, jeśli zniesiemy obowiązkowe opłaty do ZUS? Przecież, jeśli ten haracz, który dziś przymusowo ściąga się z obywateli, zostawi się im w kieszeniach, to ci go przejedzą, zamiast odłożyć, czy zainwestować z myślą o swojej starości. Potrzebny jest więc urzędnik, który w imieniu państwa, będzie kierował lekkomyślnymi obywatelami. Najpierw jeden urzędnik ściągnie z nich haracz, by inny, za kilkadziesiąt lat łaskawie mu go w imieniu państwa darować. Mniejsza już o to, że ten system z powodu zmian demograficznych pęka w szwach. Chodzi o filozofię – urzędnik wie lepiej niż beztroski, nieporadny obywatel, czyli dokładnie o to samo, co opisał Heine:

„[…] gdyby uczyniono teraz polskich chłopów samodzielnymi posiadaczami, znaleźliby się niezawodnie w bardzo przykrym położeniu i niektórzy z nich popadliby na pewno w jeszcze większą nędzę. Chłop przy swej beztrosce, która stała się jego drugą naturą, źle będzie gospodarował swoją własnością, a gdyby go spotkało jakie nieszczęście, przepadłby z kretesem.”

Chłopa trzeba było chronić przed jego beztroską, tak jak dzisiaj trzeba przed nią chronić obywateli. Kiedyś robił to dziedzic:

„[…] w razie nieurodzaju dziedzic musi obdzielić swoich chłopów zbożem, gdyż byłoby to jego własną stratą, gdyby chłop umarł z głodu lub nie miał czym obsiać pola. Z tych samych względów, jeżeli chłopu zdechnie wół albo krowa, musi mu dziedzic uzupełnić inwentarz. Zaopatruje go zimą w opał, przysyła mu lekarzy i leki, gdy chłop lub ktoś z jego rodziny zachoruje; słowem, dziedzic występuje nieustannie jako opiekun chłopa.”

Dzisiaj robi to państwo rękami swych urzędników. I tak jak dawniej odpowiadało to zdecydowanej większości chłopom, tak i dziś większości z nas to odpowiada! Mamy możliwość głosowania na partie i ich programy wyborcze. Spójrzcie, które partie zasiadają a naszym parlamencie – te, które obiecują ludziom wolność, czy te, które obiecują im bezpieczeństwo socjalne? Oczywiście te drugie. Choć niektóre z nich, co jest kolejnym paradoksem, mienią się być partiami prawicowymi…

To dzisiaj, a dawniej? Kiedyś chłopi nie mieli prawa głosu, ale inaczej okazywali swój wybór – ucieczką. I gdzie to uciekali? Do wolności, czy do bezpieczeństwa socjalnego? Ano do tego drugiego[6].

Jaka jest różnica między dawnym uciskiem chłopa przez pana, a dzisiejszym uciskiem obywatela przez państwo? Taka, że dawniej ten ucisk, wbrew lewicowym publicystom, był mniejszy niż dziś. Chłop na swojego pana pracował krócej niż dzisiaj na państwo i jego urzędników musi pracować przeciętny obywatel[7]. Tak oto lewicowe ideały doprowadzono niemal do perfekcji, z przyzwoleniem większości społeczeństwa, któremu ta sytuacja jak najbardziej odpowiada. Jednak wszystko ma swoje konsekwencje. Stan, w którym chłopu zabierano majątek i wolność, zapewniając w zamian podstawę egzystencji i „szczęście” w postaci beztroskiego, choć pracowitego życia, z czasem doprowadził do gospodarczego zacofania Rzeczpospolitej. Systemy bardziej brutalne, gdzie człowiek był wolny, ale o siebie musiał dbać sam, co często oznaczało śmierć głodową, rozwijały się dynamiczniej. To samo zjawisko obserwujemy dzisiaj. Zamożna Europa daje swym obywatelom poczucie bezpieczeństwa i „szczęście” w postaci beztroskiego życia. Cieszymy się nim i podtrzymujemy ten układ, głosując na tych, którzy obiecują jego utrzymanie. Jednak ta zamożna Europa od kilku dekad rozwija się wolniej niż kraje z brutalniejszymi dla swych obywateli systemami. Rozwija się wolniej i gospodarczo, i demograficznie. Dlatego też pozycja Europy w świecie maleje i maleć będzie. Chroni ją póki co wysoki poziom, z którego zaczęła drogę ku przepaści. Chroni ją także jej wielkość. Mniej więcej tak, jak dawną Rzeczpospolitą, która zanim stoczyła się do roli europejskiego popychadła, by w końcu zniknąć z mapy świata, dzięki swej wielkości potrafiła przez dłuższy czas opierać się naporowi bardziej agresywnych systemów. Zresztą wielkość tę osiągnęła Polska bardzo podobnymi sposobami, co obecna Unia Europejska – w sposób pokojowy absorbując kraje, które przyciągała atrakcyjnością polskiego ustroju.

 

dr Radosław Sikora

Materiał pierwotnie ukazał się na portalu kresy.pl. Publikacja w porozumieniu z Redakcją kresy.pl

 

Przypisy:

[1] Arkadiusz Pacholski, Jak Polak zhańbił Polaka, czyli niewolnictwo po polsku. Artykuł z sierpnia 2012 roku.

[2] Pierwszą część wspomnień poety, odnoszącą się do polskich Żydów, przytoczyłem w artykule: Brudny jak polski Żyd – czyli niemiecki Żyd o polskich.

[3] Johann Friedrich Wilhelm Pustkuchen (Glancow, 1793–1834), niemiecki pastor, pisarz, krytyk literacki, zwalczał Goethego.

[4] Osjan (Ossian), legendarny, niewidomy bard szkocki, spopularyzowany przez poetę szkockiego J. Macphersona (1736–1796) w Pieśniach Osjana, wielokrotnie przekładanych na język polski (Krasicki, Tymieniecki, Brodziński, Goszczyński i in.).

[5] Henryk Heine o Polsce. W: Cudzoziemcy o Polsce. Relacje i opinie. Wybrał i opracował Jan Gintel. t. II, s. 310–313. Kraków 1971.

[6] Radosław Sikora, Sieroty po Rzeczpospolitej.

[7] Radosław Sikora, Postęp czy regres? Czyli czego możemy zazdrościć pańszczyźnianym chłopom.

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij