25 lipca 2016

Dlaczego musimy pamiętać o ludobójstwach?

Pamięć jest naszym jedynym orężem. Kiedy wypełnią się najczarniejsze scenariusze, to dzięki pamięci być może komuś, kiedyś, w jakimś okopie zaświta, że nie mogą przejść, bo jeśli przejdą, to nie oszczędzą rodziny i bliskich. A jeśli nawet śmierć zajrzy w oczy, to ktoś pogrzebie, opłacze, zapamięta.

 

Dwudziesty wiek przyniósł prawdziwą lawinę nieszczęść, bólu i cierpienia. Wojny, w tym dwie światowe. Krwawe pokłosie zbrodniczych ideologii. Miliony ofiar. Zniszczone miasta, zniszczone narody. Okami cyklonu rozszalałego wichru dziejów były apogea sztuki mordu. Zaplanowane, rozpisane na daty, nazwy miejscowości, gotowe listy ofiar i listy z nazwiskami tych, co wytypowani zostali do roli katów. Skutkiem tajfunu złości, zdziczenia, zaślepienia były tysiące, setki tysięcy albo miliony zabitych zgodnie z planem. Ktoś kiedyś później nazwał to działanie ludobójstwem, genocydem, z uwagi na brak odpowiedniej kategorii w funkcjonującej dotychczas międzynarodowej nomenklaturze prawniczej. Owe akty do dziś budzą lęk, ból i złość, przemieszane z niedowierzaniem. Mówi się o nich niechętnie, jak niechętnie mówi się o tragicznej śmierci osoby ukochanej. A jednak należy o nich mówić wciąż i wciąż. Bynajmniej nie dlatego, że pamięci oczekują ofiary. Bynajmniej nie dlatego, że tego nakazuje nasze człowieczeństwo, chrześcijański system wartości. Nie. Nie tylko. Należy o nich mówić wciąż i wciąż z czystego pragmatyzmu.

Wesprzyj nas już teraz!

Czego uczy nas bolesna lekcja historii wprowadzanych w życie aktów ludobójczych? Jakie wnioski wyciągnęliśmy z męczeńskiej śmierci ponad dwóch milionów chrześcijańskich ofiar tureckiego bestialstwa, które rozpoczęło się latem 1915 roku? Jaka lekcja płynie z unicestwienia milionów europejskich żydów skutkiem całego łańcucha niemieckich zbrodni? Czego uczą nas dziś wołające o pamięć wołyńskie ofiary ukraińskiego barbarzyństwa? Czego więcej o nas samych dowiadujemy się z ofiary życia złożonej przez ćwierć miliona Warszawiaków pomordowanych w katynizowanym mieście? Biada nam, jeśli niczego.

Tym, co łączy wszystkie wymienione tutaj ludobójcze akty, ale także wszystkie te tutaj niewymienione jest jedna rzecz. Jest nią upiorna, przerażająca, zabójcza skuteczność. Ludobójcy, o ile przeprowadzili swój plan, za każdym razem osiągnęli zamierzony cel. To, czy zostali za to pociągnięci do odpowiedzialności, karnej, czy choćby tylko historycznej, czy też uniknęli jakiejkolwiek odpowiedzialności (to bez znaczenia) poprzez swój ludobójczy akt w dłuższej perspektywie osiągnęli to, co było ich pierwotnym zamierzeniem. „Problemu” Ormian na ziemiach tureckich dziś nie ma. I prawdopodobnie nigdy nie będzie. Niemcy, zgodnie z planem, „odżydzili” Europę. Nie ma w Polsce, na Ukrainie, ani na Litwie chasydzkich miast i wiosek. I prawdopodobnie nigdy nie będzie. Ukraińscy rezuni raz na zawsze rozprawili się z polskim wrogiem. Na Wołyniu nie ma Polaków. I prawdopodobnie nie będzie. Warszawa straciła swój blask. Prawdopodobnie na zawsze.

Narody, które dopuściły się tych potwornych zbrodni, nie zostały wysmagane bożym biczem. Nie ugięły się pod ciężarem wspomnień własnego bestialstwa. Przeciwnie, Niemcy są dziś w Europie hegemonem. Podobnie, jak Turcy na Bliskim Wschodzie. Niemcy wolne są dziś od „problemu” żydów, Turcy, gdyby nie krnąbrni Kurdowie (skądinąd biorący czynny udział w ludobójstwie sprzed wieku), etnicznie dominowaliby na swoim terytorium. Ukraińska krwawa epopeja doprowadziła Ukraińców ostatecznie do zdobycia własnego państwa. Z własnym, ściśle ukraińskim, Wołyniem i Lwowem.

Lekcja stąd płynie straszna: ludobójstwo popłaca.

A zatem dlaczego my, Polacy, musimy pamiętać o tych okropnościach? Z czystego pragmatyzmu. Historia bez mała jedenastu wieków spisanych dziejów naszego narodu pokazuje jasno, że na popełnianie podobnych bestialstw jesteśmy impregnowani. Mniejsza o przyczyny, choć powinny być jasne. Niestety, nie jesteśmy impregnowani na skutki bestialstw naszych sąsiadów, a tak się składa, że trzech spośród nich ludobójczo unurzało swoje ręce w naszej krwi. Co gorsza, żaden z nich nie wykazuje choćby oznak żalu za grzechy, nie wspominając już o pokucie, czy zadośćuczynieniu. Wobec ludobójców jesteśmy zatem bezbronni, bo nie znamy na ludobójstwo skutecznej odpowiedzi. Nie ma też nic, co gwarantować by miało, że to, co było, nie powtórzy się. Przeciwnie, skuteczność poprzednich aktów nasuwa zgoła odwrotne wnioski.

Pamięć jest naszym jedynym orężem. Kiedy wypełnią się najczarniejsze scenariusze, to dzięki pamięci być może komuś, kiedyś, w jakimś okopie zaświta, że nie mogą przejść, bo jeśli przejdą, to nie oszczędzą rodziny i bliskich. A jeśli nawet śmierć zajrzy w oczy, to ktoś pogrzebie, opłacze, zapamięta.

Ale nie o czarnych scenariuszach nam dziś myśleć. Jeszcze nie dziś. Rozsądniej będzie tak budować siebie i atomy swojego otoczenia, by miliony tych atomów taką stworzyły całość, którą ktoś kiedyś nazwał Polską, by najohydniejszym z naszych wrogów ludobójstwo Polaków nie mogło nigdy jawić się jako realna i opłacalna kalkulacja.  

Nie wolno nam zatem nigdy zapomnieć pomordowanych, bo to nasza zguba. Walczmy więc o nich w sercach i na ulicach.

Ksawery Jankowski

            

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij