23 marca 2018

Dlaczego nielegalni imigranci okupują francuskie kościoły?

(Źródło: YouTube / Diffusion NPA)

Okupacje kościołów we Francji przez nielegalnych emigrantów stały się od 1996 roku niemal chlebem powszednim tego kraju. Ostatnie wydarzenia w królewskiej bazylice Saint-Denis są tu bardziej kontynuacją pewnych działań, niż jakimś wyjątkiem. Bazylika ta była już okupowana w roku 2008 i 2012.

 

Początki

Wesprzyj nas już teraz!

Nowy sposób walki o legalizację pobytu polegający na zajmowaniu kościołów zapoczątkowała okupacja paryskich świątyń pw. św. Ambrożego i św. Bernarda w 1996 roku. Było to związane z próbami ograniczenia napływu emigrantów i tzw. prawa Pasquy (od nazwiska ówczesnego MSW Charlesa Pasqua) zaostrzającego prawa łączenia rodzin i wprowadzającego ekspulsje osób przebywających nielegalnie we Francji. Wróćmy jednak do źródeł problemu.

 

Na szerszą skalę problemy z emigracją zaczęły się po kryzysie naftowym w 1973 r. Otwarta dotąd na pracowników z zagranicy Francja zaczęła się borykać z bezrobociem. Pojawiły się ograniczenia i chęć kontrolowania napływu emigrantów. Jeszcze w 1972 r. wydano okólniki łączące prawo pobytu z zatrudnieniem. Reszta otrzymuje nakazy opuszczenia Francji. Nie jest to nad Sekwaną nowość, bowiem w ten sam sposób postępowano jeszcze przed wojną w czasach kryzysu lat 30. z polskimi górnikami. Czasy się jednak zmieniają. Francja ma za sobą rok 1968, osłabiony autorytet państwa i silne lewicowe lobby. Kiedy w 1972 r. student Said Bouziri rozpoczyna strajk głodowy razem z ciężarną żoną, by obronić się przed ekspulsją, wspiera go dwa tysiące znanych osobistości, w tym Jean-Paul Sartre, Michel Foucault, związkowcy z CFDT i CGT, organizacje lewicy katolickiej, komuniści. Tworzone są komitety i kolektywy, wybuchają nawet strajki. Kończy się ustępstwami i rząd ostatecznie reguluje pobyt 35 tys. nielegalnych emigrantów. W 1981 do władzy dochodzi lewica i następują kolejne regulacje pobytu, które objęły jeszcze 300 tys. osób. Takie amnestie regulują jednak sprawę tylko na pewien czas. Emigranci napływają nadal i problemy się powtarzają…

 

Pierwsze okupacje kościołów

Wykorzystanie katolickich świątyń do protestów i żądań legalizacji pobytu pojawiło się w 1996 roku. MSW Pasqua to „mocny człowiek” prawicy. Zapowiedź zdecydowanych działań wobec nielegalnej emigracji ma też przykrócić sukcesy wyborcze Frontu Narodowego, który od wielu lat otwarcie podejmuje ten temat. Prefektury odmawiają wydawania dokumentów pobytowych, także ich przedłużania, mnożą formalności, a nielegalni emigranci zaczynają być wydalani z kraju. Początek nowej fali buntu ma miejsce w podparyskim Montreuil. W marcu 1966 roku zostaje zajęty kościół Saint Ambroise w XI dzielnicy Paryża. Pojawi się tu ponad 200 emigrantów (głównie Malijczyków, Senegalczyków i Mauretańczyków) wspieranych przez działaczy lewicy, dla których jest to dodatkowa okazja do walki z centroprawicowym rządem.

 

Władze kościelne są tym zaskoczone. Ostatecznie występują jednak do prefektury (po decyzji ks. Kard. Lustigera) o ewakuację „nachodźców”. Emigranci rozszerzają jednak swoją akcję. Zaczynają okupować gimnazjum, skąd są dość szybko wyrzuceni przez policję. Gościnę oferują im wówczas związki zawodowe i stowarzyszenia (m.in. teatr Du Soleil w Vincennes). W końcu zapada decyzja o inwazji na kościół Saint-Bernard, w XVIII dzielnicy Paryża. Okupacja trwa od 28 czerwca do sierpnia. Funkcjonowanie parafii jest znacznie utrudnione, ale miejscowy proboszcz ks. Henri Coindé uważa, że jest to chrześcijański nakaz, co wywołuje podziały wśród wiernych. Ciekawostką jest, że w czasach Komuny Paryskiej z inicjatywy Louise Miechele (masonka, zwana „Czerwoną Dziewicą Montmartru”) akurat ten kościół zamieniono wówczas na Klub Rewolucyjny. Widać jakiś sentyment pozostał…

 

Przez wiele tygodni trwały negocjacje, a w kościele pojawiało się coraz więcej nielegalnych imigrantów, chcących skorzystać z szansy nadzwyczajnego rozpatrzenia ich wniosków o pobyt. Nacisk na władze był coraz mocniejszy i 3 lipca rozpoczął się tam dodatkowo strajk głodowy. Ewakuacja przeprowadzona przez policję 23 sierpnia kończy się zatrzymaniem 220 osób, w tym 210 to nielegalni imigranci. Chociaż wszystkim z nich groził w zasadzie nakaz deportacji, zastosowano go tylko wobec 6 osób, a pozostali dość szybko otrzymali… papiery pobytowe. Nie przeszkodziło to jednak lewicy w rozpętaniu prawdziwej histerii. Po ewakuacji przez policję, niektórzy zaczęli przypinać do ubrań żółte gwiazdy, które miały nawiązywać do deportacji w czasie wojny Żydów, a akcję policji nazwano nawet „nowym Vel d’Hiv” (welodrom, gdzie gromadzono przeznaczonych do deportacji Żydów).

 

Ostatnim etapem tej historii był okólnik (z 24 czerwca 1997 r.) nowego MSW Jean-Pierre’a Chevenementa, który po przejęciu władzy przez socjalistów umożliwił kolejną akcję „regulowania pobytu”, tym razem dla 80 tys. „nielegalników”.

 

W XXI wieku sytuacja się powtarza

Akcje okupacyjne kościołów mają też miejsce na początku XXI wieku. W 2002 roku zakładnikiem staje się po raz pierwszy bazylika Saint-Denis. Oficjalne stanowisko zajmuje wówczas w swoim liście 8 biskupów regionu paryskiego, którzy apelują o „poszanowanie miejsc, w których chrześcijanie zbierają się na modlitwy”. Krytykują też akcje, które nie przyczyniają się do rozwiązywania konfliktów i nie poprawiają losu emigrantów, a są inspirowane z zewnątrz.

 

W 2006 roku w MSW Francji jest ambitny Nicolas Sarkozy. Walcząc o prezydenturę, chce odebrać punkty Frontowi Narodowemu i mnoży plany ograniczenia zjawiska emigracji. „Obrona nielegalnych emigrantów” znowu staje się tematem wyborczym i przedmiotem politycznej gry. W konsekwencji pojawia się nowa fala „zajazdów” na kościoły. Dotknęło to m.in. kościoła Saint-Paul w Nanterre, Saint-André w Bobigny, centrum parafialnego w Argenteuil, a także misji ewangelickiej w XV dzielnicy Paryża.

 

Okupacja kościoła św. Pawła trwała aż 5 miesięcy i zakończyła się interwencją policji 5 października 2007 r. Biskup Evry Michel Dubost zdecydował się prosić władze o unormowanie sytuacji uważając, że kościół jest używany do celów politycznych i chociaż walka polityczna jest zgodna z prawem, to nie powinna toczyć się w formie okupacji kościoła. Pięciomiesięczna bezczynność prefektury w tym przypadku mogła być jednak spowodowana okresem kampanii wyborczej i niechęcią do podejmowania przez władzę jakichkolwiek spektakularnych działań. Biskupi prowadzili w tym czasie mediacje, ale z jednej strony byli oskarżani przez lewicowych działaczy o „odwracanie się od Ewangelii”, a z drugiej doprowadzało to do wzburzenia wśród wiernych, którzy stali się „zakładnikami” okupantów i skarżyli się nawet na „syndrom sztokholmski”.

 

W 2007 miała także miejsce krótka okupacja kościoła Saint-Joseph-des-Nations w XI dzielnicy Paryża. Szefujący tzw. kolektywowi tej dzielnicy Bahija Ben Kouka tłumaczył, że chodzi o „symboliczny protest przeciw piekielnej maszynerii rządu działającej przeciwko ludziom bez dokumentów”.

 

Pojedyncze „zajazdy” na kościoły miały miejsce i później. W latach 2015 i 2016 podjęto np. próby ponownej okupacji kościoła św. Bernarda, ale zanim akcje te uzyskały medialny rozgłos, dość szybko dochodziło do interwencji policji.

 

Warto tu dodać, że podobny scenariusz działań miał miejsce także w sąsiedniej Belgii. Także i tam odpryskiem każdej rządowej próby egzekwowania prawa wobec nielegalnych emigrantów była… okupacja kościołów. Pierwsza taka akcja miała miejsce w październiku 1998 roku, ale od 2003 roku zjawisko powracało. Najgłośniejszy taki akt miał miejsce w 2006 roku w postaci długotrwałej okupacji kościoła Saint-Boniface.

 

Partie polityczne wobec zjawiska nielegalnej imigracji

Swoiste przyzwolenie na łamanie prawa, którego ofiarą padają także kościoły, motywowane jest pierwszeństwem idei „fraternité” przed ustanowionym prawem. Warto tu zauważyć sojusz wielu społecznych organizacji lewicowych, partii politycznych, ale i części chrześcijan, którym szeroko pojęta działalność charytatywna zastąpiła całą teologię. Sprowadzenie roli Kościoła do organizacji charytatywnej to zarazem pomysł masonerii i ulubiona wizja zwolenników laickiej Republiki. Najazdy na kościoły stanowią tu przy okazji element moralnego szantażu wobec chrześcijan.

 

Zacznijmy jednak od stanowiska partii politycznych. Trockistowska Walka Pracownicza, Nowa Partia Antykapitalistyczna i Front Lewicy (komuniści) są od zawsze za dawaniem prawa pobytu dla wszystkich chętnych. Pogląd ten prezentują dziś w parlamencie deputowani Zbuntowanej Francji Jeana-Pierre’a Melenchona. Niewiele różnią się tu „Zieloni”. Ich partia – EELV proponuje „stały proces” regulowania pobytów. Socjaliści w imię „równości” zawsze byli krytyczni wobec prób szerszego ograniczania emigracji, ale opowiadają się za badaniem każdego przypadku indywidualnie z poszanowaniem „równego traktowania i obiektywnych kryteriów”, w „porozumieniu z partnerami społecznymi”. Centrowy MoDem jest także dość szeroko otwarty na emigrację, zwłaszcza z powodów humanitarnych, ale proponuje łączyć politykę emigracyjną z warunkami ekonomicznymi w kraju i spełnieniem pewnych zasad (umowa o pracę, czy opanowanie podstaw języka). Stanowisko MoDem podziela dziś większość deputowanych rządzącej partii LREM.

 

Postulaty ograniczenia imigracji znajdziemy jedynie w programach centroprawicowych Republikanów i Frontu Narodowego, dla którego jest to jedno z podstawowych haseł politycznych.

 

Dlaczego kościoły?

Wybór kościołów na miejsce protestów w sprawie regulowania pobytu nielegalnych imigrantów wydaje się pozornie dość nielogiczny. Kościół nie jest tu podmiotem żądań, trudno kojarzyć go z interesami laickiej władzy, wreszcie warto pamiętać, że największe grupy imigrantów związane są częściej z islamem, niż z katolicyzmem.

 

Odpowiedź jest jednak dość okrutna. Lewica wykorzystuje chrześcijańskie wezwanie do miłości bliźniego na wskroś instrumentalnie. Pojawiający się razem z „kolektywami” okupantów politycy są na ogół wyznawcami idei Trockiego, Marksa, Bakunina, czy Gramsciego. Ich działanie jest zaś przemyślane. Okupacja kościołów to część taktyki polegającej na „poszerzaniu bazy protestu”, czy dodatkowych możliwościach uzyskania rozgłosu takich akcji (medialne nagłośnienie, włączenie do akcji celebrytów, wywołanie podziałów wśród parafian etc.). Nawet każda interwencja policji to dobra okazja do wykorzystania jej do politycznego PR. Profanacje kościołów to także „miłe” wydarzenie dla rzeszy zaangażowanych na rzecz laickości państwa działaczy, czy zwolenników społecznej wielokulturowości. Wrogowie Kościoła od dawna chcieliby sprowadzić Go do roli, co najwyżej instytucji charytatywnej. Można tu wspomnieć pomysł socjalistycznej minister ds. mieszkalnictwa Cecylii Duflot, która napisała swego czasu list do Arcybiskupa Paryża, ks. kard. André Vingt-Trois i domagała się przeznaczenia budynków kościelnych na… lokale dla bezdomnych.

 

Szukając odpowiedzi na pytanie dlaczego na miejsce protestu wybierane są kościoły? – sięgnijmy też do wypowiedzi samych działaczy. Jeanne Davy, szef komitetu związkowców CGT ds. wspierania nielegalnych imigrantów podaje wprost jako motyw takiego działania – możliwość lepszego przebicia się do mediów. Senegalczyk Sambou Aboubacry, który okupował kościół w Massy, mówi, że „zajęcie kościoła jest dla nas środkiem, by prosić o chrześcijańską solidarność, znamy chrześcijan, którzy są wrażliwi na ten problem”. Brzmi ładnie, ale miejscowy biskup Michel Dubost z diecezji Evry skomentował to pouczeniem o tym, że „Kościół musi pozostać miejscem tylko na modlitwę”. Aboubacry wyraźnie więc nadużył w ciągu 5 miesięcy owej „wrażliwości”.  Można jednak dodać, że  racjonalna postawa biskupa spotkała się z krytyką nawet wśród niektórych księży jego diecezji. Pięciu  z nich wyraziło w liście otwartym… dezaprobatę dla biskupa.

 

Lewicowa teoria

 „Kolektywy” okupujące kościoły są wspierane przez konkretnych ludzi i organizacje. Są tu politycy, „użyteczni idioci”, nigdy nie dorośli działacze z pokolenia ‘68, zabłąkani ludzie dobrej woli, celebryci mający swoje kolejne 5 minut „parcia na szkło”. Za wszystkim jednak stoi konkretna ideologia, która daje podstawy teoretyczne do takich działań.

 

Legitymizacją łamiących prawo akcji ma być antykapitalizm. Teoretyczne uzasadnienie brzmi w ten sposób, że nierówności rozwojowe Północ-Południe „wyprodukowały sytuację emigracyjną”. Ruchy ludności to ucieczka przed ekonomicznymi, politycznymi i klimatycznymi warunkami stworzonymi przez bogatą Północ świata. Mamy „społeczne ludobójstwo proletariuszy” na południu i ma to też mieć wymiar moralny („dług Francji ze względu na jej kolonialną przeszłość”). Strukturalna i historyczna odpowiedzialność Zachodu w ogóle (w tym i Kościoła), a zwłaszcza Francji, ma stanowić uzasadnienie każdej akcji w obronie imigrantów. W takim aspekcie zjawisko otwarcia granic uzależnione od np. potrzeb gospodarki kraju, staje się moralnie dwuznaczne i stanowi wręcz ciąg dalszy „kapitalistycznego wyzysku”. Kwestionuje się przy tym pojęcie narodu i zasadę obywatelstwa danego kraju. Zastępuje ją ogólna „idea człowieczeństwa” i „równych” ludzi, które mają usprawiedliwić całkowitą swobodę migracji („globalne obywatelstwo”).

 

Poza neomarksistowskimi analizami, przyjmowanie imigrantów trafia też na podatny grunt wśród zwolenników wprowadzania w Europie wielokulturowości. Likwidacja współczesnych narodów, odcięcie ludzi od wspólnej tożsamości i korzeni, przeoranie aksjologiczne to dla niektórych szansa na budowę nowego „wspaniałego świata”.

 

Kto za tym stoi?

Lista organizacji i ludzi wspierających okupacje kościołów jest dość długa. Mamy specjalną „komórkę” wsparcia nielegalnych imigrantów w związkach zawodowych (np. CGT). Pojawiają się tu działacze SOS Racisme, Ligi Praw Człowieka, ale też protestanckiego stowarzyszenia Cimade, czy katolickiego, acz „postępowego” Emmausa. Są politycy lewicy, dla których jest to szukanie nowej idei politycznej. Imigranci stają się dla nich „nowymi proletariuszami” i „uciśnioną klasą”, co podtrzymuje marksistowskie mity. Mamy więc w różnych publikacjach takie określenia jak „wojna socjalna”, „neo-niewolnictwo”, czy wsparcie dla „towarzyszy afrykańskich”.

 

Na scenie są wreszcie sami zainteresowani, czyli imigranci bez prawa pobytu, którzy takimi akcjami uzyskują często regulowanie pobytu. Zgrupowani są oni w tzw. „Koordynacjach” (CSP), które powstały po roku 2002 (okupacja bazyliki Saint Denis) i działają w poszczególnych departamentach lub dzielnicach. Wspierani są przez działaczy lewicy (często skrajnej).

 

Mamy też pojedynczych bohaterów-opiekunów imigracji, którzy łamią prawo, ale stają się symbolami wyższości rzekomych racji moralnych. Można tu wspomnieć wylansowanie takich postaci jak Laurent Caffier, zwany „Zorrem z dżungli” (uprawiał przemyt ludzi na wyspy brytyjskie), czy Cedrica Herrou, epigona 68, przemycającego imigrantów przez granicę z Włochami.

 

Warto też się przyjrzeć samym działaczom-imigrantom. Niejaki Anzoumane Sissoko przybył z Mali do Francji w 1993 roku, w wieku 31 lat. Był jednym z organizatorów napaści na kościół św. Bernarda. Dokumenty pobytowe otrzymał dopiero w 2005 r., w 2015 r. naturalizował się i został Francuzem. Tylko w latach 2002 – 2008 brał udział w 32 „zajazdach”, m.in. na kościoły, merostwo w Neuilly, kancelarię prawną Sarkozy’ego, czy siedzibę ubezpieczalni Medef.  Kolejny „aktywista” to Madjiguène Cissé, rocznik 1951, który pochodzi z Dakaru. Określa się jako „postępowiec”, zwolennik feminizmu.

 

Senagalczyk Ababacar Diop działa od 18 marca 1996 r. i brał udział w okupacji kościoła św. Ambrożego. Przyjechał do Francji w 1988 r., działał w Komunistycznej Partii Francji. Z Mali pochodzi Mamadou Sissoko, związany z trockistowską Nową Partią Antykapitalistyczną, ale też z komunistami.

 

Na liście osób wspierających tego typu akcje są Ariane Mnouchkine, która wystawiła nawet w swoim Theatre du Soleil sztukę o okupacji kościoła św. Bernarda. Jest też, nieżyjący już Stéphane Hessel, Był synem niemieckiego pisarza pochodzenia polsko-żydowskiego Franza Hessela i dziennikarki niemieckiej Heleny Grund. W roku 1924 przeniósł się wraz z rodzicami do Paryża. Działał w ruchu oporu, po wojnie był dyplomatą związanym z socjalistami i ruchami ekologicznymi (współpracował z Danielem Cohn-Benitem). Poza tym był masonem i zwolennikiem laicyzmu. Jest tu też Jean-Claude Amara, poeta i francusko-algierski działacz skrajnej lewicy. Alain Krivine, którego nazwisko także pojawia się np. w kontekście głodówki w kościele św. Bernarda, to z kolei trockista. W ostatnim najściu na bazylikę Saint-Denis brali udział deputowany lewicowej partii France Insoumise Éric Coquerel (kolejny trockista) oraz zastępca mera, radny Bally Bagayoko.

 

Trzeba przyznać, że wyznawana przez większość tych osób ideologia nijak się ma do katolicyzmu. Instrumentalne wykorzystywanie Kościoła, stosowanie w sprawie imigrantów szantażu moralnego, czy profanowanie świątyń przez zamianę w ich w ośrodki uchodźcze, to po prostu część bezczelnej taktyki współczesnej lewicy, która wykorzystuje przy okazji także biedę i trudną sytuację migrantów.

 

Bogdan Dobosz

 

 

Zobacz także:

 

Bogdan Dobosz „Emiraty Francuskie”

 

Emiraty Francuskie

Czy Francja stała się już republiką islamską?

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij