„National Catholic Register” zadaje pytanie, komu właściwie służy Rada Konferencji Biskupów Europy (CCEE)? Zdziwienie amerykańskiego magazynu wywołują reakcje zachodnich episkopatów na kryzys imigracyjny. Niektórzy duchowni bardziej boją się prawicowych rządów aniżeli islamu.
Nie tak dawno temu kard. Rainer Woelki z Kolonii, chociaż potępił seksualne napaści na kobiety – doszło do nich podczas nocy sylwestrowej tuż przed jego katedrą – to znacznie więcej miejsca poświęcił krytyce tzw. prawicowego zagrożenia. Z kolei biskup Gregor Hanke Eichstätt oskarżył niemieckie władze, domagające się przywrócenia kontroli na granicach, o… „prawicowość i islamofobię”.
Wesprzyj nas już teraz!
Arcybiskup Wiednia kardynał Christoph Schönborn niedawno ostrzegł, że w obliczu kryzysu migracyjnego w Europie największe zagrożenie stanowi „nowy nacjonalizm”. Według hierarchy jest on wyzwaniem dla uchodźców i tworzy „ryzyko, że każdy zamknie się w swoich granicach” i że „granice, bariery, ogrodzenia sprawią, iż wróci żelazna kurtyna”. Amerykanów dziwi reakcja wielu czołowych europejskich duchownych, dla których prawdziwym zagrożeniem dla Europy nie są hordy młodych muzułmańskich mężczyzn szalejących na całym kontynencie, lecz „ludzie, którzy uważają, że coś powinno się z tym zrobić”. „NCR” przypomina, że słowa wytrychy, takie jak „nowy nacjonalizm”, „prawicowe” lub brunatne szeregi”, „ksenofobiczne postawy” i „populiści”, są używane dla określenia neonazistów.
Pismo cytuje dokument Komisji Episkopatu Wspólnoty Europejskiej (COMECE) z 2014 r., poświęcony nacjonalizmowi. W oświadczeniu zatytułowanym „Nacjonalizm wykluczeniem” hierarchowie wyrazili obawy z powodu „narastającego w całej Europie zjawiska rasizmu i ksenofobii”, które przypomina „wojującą i ultra-nacjonalistyczną politykę, poprzedzającą obie wojny światowe”. Biskupi uznali, że najlepszym rozwiązaniem dla odradzających się nastrojów antyimigranckich jest utrzymanie otwartych granic.
„National Catholic Register” zauważa, iż purpuraci przychylili się do internacjonalistycznej wizji świata forsowanej przez elity europejskie. Za wyjątkiem spraw małżeńskich i rodzinnych, hierarchia zaakceptowała program Unii Europejskiej. Deklaracja COMECE nawet wzywa obywateli europejskich, by byli „odporni na wszelkie pokusy obwiniania UE” za „wewnętrzne problemy”. „Jeśli masowa imigracja nadal będzie się utrzymywać, to postępujący w ten sposób świeccy liderzy europejscy stracą kontakt ze zwykłymi obywatelami, ludźmi obawiającymi się o bezpieczeństwo swoich żon i córek” – czytamy na łamach „NCR”.
Ks. Gregor von Furstenberg – wiceprezes Missio, niemieckiego zgromadzenia misjonarzy – zauważył, że Europejczycy kwestionują „oferowanie uchodźcom godnych warunków życia”, ponieważ nigdy wcześniej w najnowszej historii tak wielu ludzi uciekających przed wojną, przemocą i głodem nie pukało do ich drzwi. „Jednak duchowny, podobnie jak wielu innych hierarchów, nie chce zrozumieć, że wielki strach wynika z obaw, że ci imigranci nie chcą nawet pukać, ale przybywają, by te drzwi wyważyć, jak już to wielokrotnie swoim postępowaniem udowodnili” – pisze „NCR”. Amerykanie przypominają w tym kontekście o gwałtownym wzroście liczby włamań do domów i firm.
Ks. Mateusz Gardziński, przedstawiciel Papieskiej Rady ds. Migracji, również dystansuje się od obaw dot. uchodźców, mówiąc, że są one „ksenofobiczne”, „ograniczające” i nie mają żadnych podstaw prawnych. Duchowni – chociaż nie wszyscy – wzywają do przezwyciężenia niechęci wobec imigrantów i pokonania „nowego nacjonalizmu, który wydaje się przestarzały”, by – jak powiedział arcybiskup Wiednia – „nie wpaść ponownie w sidła nazistowskiej przeszłości”.
Sukces UE – przypomina katolicki magazyn – opiera się w dużej mierze na założeniu, że członkowie wspólnoty będą dzielić pewne wartości. Jednak założenie wspólnych wartości uległo rozpadowi na setki kawałków z powodu połączenia wielokulturowości z imigracją. „Europejczycy słusznie mają wątpliwości co do możliwości podzielania tych samych wartości z muzułmanami, których religia obejmuje okaleczanie żeńskich narządów płciowych, przymusowe małżeństwa, a także inne formy mizoginii” czytamy na łamach „National Catholic Register”. W takich warunkach domaganie się przywrócenia granic jest normalną reakcją cywilizowanych ludzi. Z kolei przyjmowanie, że obecnie panują takie same warunki, jak miało to miało miejsce dawniej, jest szkodliwym tkwieniem w przeszłości – zauważają Amerykanie.
„NCR” przypomina także różnicę, jaka istnieje między nazizmem a nacjonalizmem, traktowanym przez europejskie elity jako zjawiska… niemal tożsame. Naziści w przeciwieństwie do nacjonalistów nie chcieli zamykać granic, ale jej rozszerzyć (tak, jak komuniści), by podporządkować sobie inne narody. Dziś największym ruchem internacjonalistycznym jest islam – czytamy. Amerykanie stwierdzają, że „islamiści – podobnie jak wielu biskupów – nie wierzą w granice”. Nie postrzegają się jako Francuzów, Niemców czy Brytyjczyków, dla nich jedyną wartością jest islam. Zgodnie z doktryną tej religii, cały świat należy do islamu i pokój będzie mógł zapanować dopiero wówczas, gdy wszyscy przyjmą Koran.
Europejscy biskupi wydają się nawet bardziej zdeterminowani niż europejscy ministrowie spraw wewnętrznych, którzy na spotkaniu 25 stycznia opowiedzieli się przynajmniej za czasowym zamknięciem granic w strefie Schengen. W odpowiedzi na to spotkanie watykańska gazeta „L’Osservatore Romano” na pierwszej stronie zamieściła artykuł krytykujący europejskich urzędników. Według zastępcy redaktora naczelnego, Giuseppe Fiorentino, „ogrodzenia i mury” nie są rozwiązaniem, a Unia Europejska powinna porzucić „egoizm”.
Źródło: nationaclcatholicregister.com, AS.