Joanna Solska na łamach „Dziennika Gazety Prawnej” zastanawia się, jaka powinna być prawidłowa odpowiedź, udzielona na pytanie postawione w tytule. Koncentruje się jednak za bardzo na źle funkcjonującym pośrednictwie pracy, zapominając jakby, że rząd najlepiej pomoże wówczas, gdy po prostu przestanie przeszkadzać.
Według Solskiej byłoby lepiej, „gdyby na przykład przy wydawaniu publicznych pieniędzy bardziej kierowało się efektywnością niż szlachetnymi intencjami. Te bowiem osiągnięcia pożądanego celu nie tylko nie gwarantują, ale często wręcz od celu oddalają”. Przywołuje też raport Ilony Gosk z Fundacji Inicjatyw Społecznoekonomicznych oraz Joanny Tyrowicz z Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie autorki wskazują, że obecne i zamierzone działania państwa mające służyć walce z bezrobociem przynoszą rezultaty odwrotne od zamierzonych. Więc gdyby nawet ministrowi pracy udało się sięgnąć po pieniądze z Funduszu Pracy (na których trzyma łapę jego kolega z rządu odpowiadający za finanse) i miałby na walkę z bezrobociem dodatkowo 7,6 mld zł, to żadne dodatkowe miejsce pracy od tego nie powstanie. Właśnie dlatego, że politycy – wydając nasze wspólne pieniądze – nie kierują się efektywnością. W dobrze zarządzanej korporacji uznane by to zostało za marnotrawstwo, które jak najszybciej trzeba zlikwidować, żeby firma nie wypadła z rynku.
Wesprzyj nas już teraz!
Za jeden z najważniejszych czynników marnotrawstwa pieniędzy Joanna Solska uważa zły system pośrednictwa pracy. Jest on, jej zdaniem, drwiną z 65 artykułu Konstytucji RP, który gwarantuje nam pomoc państwa w poszukiwaniu pracy. „Z badań pracodawców oraz NBP wynika, że do publicznych urzędów pracy trafia zaledwie 10–15 proc. ofert pracy, na które pracodawcy poszukują chętnych. Ponad połowa, a nawet 70 proc., firm w ogóle nie przekazuje informacji o wolnych miejscach do urzędów pracy. Wiedzą bowiem, że to jest nieskuteczne. Z powodu niewydolności systemu pośrednictwa w Polsce szuka się pracy najdłużej ze wszystkich krajów UE. Nawet wtedy, gdy ta praca jest” – uważa dziennikarka.
Na tle innych państw UE wypadamy źle. W każdym miesiącu w urzędach pracy rejestruje się 250–280 tys. osób. Z tej rzeszy około 180 tys. to ci, którzy pracę stracili i oczekują pomocy w szukaniu nowej, a reszta to absolwenci, do tej pory niepracujący. Tę ćwierćmilionową armię obsłużyć ma 3,5 tys. pośredników oraz 1,5 tys. doradców zawodowych, zatrudnionych w powiatowych urzędach pracy. W skali jednego urzędu oznacza to przeciętnie, że pięciu pośredników ma pomóc miesięcznie 950 bezrobotnym. W innych krajach UE na jednego pośrednika lub doradcę przypada tylko 40 osób. Problemu nie rozwiąże, zdaniem Joanny Solskiej, zatrudnienie dodatkowej liczby doradców, ponieważ w Polsce nie ma systemu, który wynagradzałby pracowników urzędów według osiąganych przez nich efektów.
Uwaga poświęcona funkcjonowaniu pośrednictwa pracy w Polsce może skłaniać do refleksji, że jest to główny problem rynku pracy w naszym kraju. Nie jest to prawdą, podobnie, jak wniosek, który dziennikarka wysnuwa na końcu artykułu: „Gruntowna reforma urzędów pracy to tylko pierwsza bariera, którą trzeba pokonać, by wolne miejsca pracy i ludzie jej szukający mieli do siebie bliżej. Drugą jest rezygnacja z coraz częściej stosowanej praktyki „znakowania bezrobotnych”, czyli mody na większą pomoc raz dla absolwentów, innym razem dla osób 50 plus, a obecnie dla matek powracających z urlopów macierzyńskich. Taka praktyka dewastuje rynek pracy”.
Nawet, gdyby pośrednictwo pracy w naszym kraju dostosować do najlepszych, przytaczanych przez Joannę Solską, europejskich standardów, niewiele by się mieniło, ponieważ podstawową barierą, uniemożliwiającą pracodawcom zatrudnianie większej ilości pracowników jest po prostu to, że ich nie stać – przez wysokie koszty pracy, podatki, składki, a także biurokratyzację przestrzeni gospodarczej. Z tymi przeszkodami należy walczyć w pierwszej kolejności, ponieważ bez ich usunięcia nie uda się odblokować naturalnej polskiej przedsiębiorczości, a wszelkie inne działania będą nosiły charakter posunięć propagandowych, mniej lub bardziej chybionych.
Tomasz Tokarski
Źródło: forsal.pl