Jak nieoficjalnie dowiedziała się „Rzeczpospolita”, w nocy z wtorku na środę polską przestrzeń powietrzną naruszyło łącznie 20 rosyjskich dronów bojowych. Część z nich zestrzeliły holenderskie F-35, przebywające z misją NATO na terenie naszego kraju. Jak zaznaczają eksperci, Polska wciąż nie posiada systemu ochrony przeciwdronowej, a wykorzystywanie myśliwców do neutralizacji takich obiektów może nas wszystkich słono kosztować.
W nocy z wtorku na środę doszło do naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej przez szereg obiektów latających typu dron. Dowództwo Operacyjne Roszajów Sił Zbrojnych poinformowało o poderwaniu myśliwców i rozpoczęciu akcji nautralizacji urządzeń. Zamknięto lotniska na terenie całego kraju, a w województwach lubelskim, mazowieckim i podlaskim wstrzymano zajęcia szkolne. Około godziny 8.00 poinformowano o zakończeniu działań operacyjnych.
Jak nieoficjalnie dowiedziała się „Rzeczpospolita”, nad polskim niebem pojawiło się łącznie 20 maszyn, a najprawdopodobniej nawet 23. Premier Tusk podczas porannego wystąpienia w Sejmie poinformował, że zestrzelono na pewno trzy, a prawdopodobnie cztery drony. W poszukiwanie szczątków maszyn zaangażowane jest kilkanaście tysięcy policjantów. Jeden z dronów uderzył m.in. w dom na lubelszczyźnie, zrywając dach. Pozostałości innego obiektu znaleziono na polu uprawnym w miejscowości Mniszków w woj. łódzkim, prawie 300 km od granicy z Rosją.
Wesprzyj nas już teraz!
Z informacji „Rz” wynika, że za zestrzelenie dronów odpowiadają holenderskie F-35, które przebywają w naszym kraju z misją NATO. Nie podano, na ile w zestrzelenie bezzałogowców zaangażowane były nasze F-16. Myśliwce typu F-35 mają trafić do Polski na początku stycznia.
„Rzeczpospolita” opisując sytuację wskazuje na – tu cytat -„indolencję” Ministerstwa Obrony Narodowej, które przez półtora roku nie było w stanie zabezpieczyć polskiej przestrzeni powietrznej przed atakami dronów. „Modernizacja systemu SkyCTRL została wstrzymana decyzją Rady Modernizacji Technicznej, której przewodniczy minister obrony. Od miesięcy trwają analizy, a system, za który zapłaciliśmy setki milionów zł de facto stał się bezużyteczny” – stwierdza „Rz”.
Mimo, że wojsko już półtora roku temu przedstawiło spójną koncepcję budowy zabezpieczeń antydronowych, nie podjęto w tej sprawie żadnych decyzji. Powód? Brak środków.
O zmieniającej się na naszą niekorzyść architekturze bezpieczeństwa mówił również Jacek Bartosiak, prezes think-tanku Strategy&Future. W jego ocenie, Rosjanie mają obecnie możliwość łatwej i skutecznej destabilizacji naszego kraju poprzez użycie tanich i produkowanych na masową skalę dronów bojowych. Tym czasem Polska oraz kraje NATO, które do likwidacji maszyn wykorzystują ciężki i kosztowny sprzęt, będą ponosić z tego tytułu coraz większe wydatki.
W jego ocenie „cała Europa oraz Stany Zjednoczone produkują zbyt mało pocisków, które są w stanie likwidować drony i rakiety”. Ponadto koszt ich produkcji jest bardzo wysoki. Z drugiej strony Rosja niewielkim kosztem produkuje masowo drony typu Geran. – Są bardzo tanie, masowo używane i zużywanie na nie rakiet jest absolutnie nieopłacalne kosztowo – podkreśla Bartosiak.
– Rosjanie widząc, że włączyliśmy lotnisko w Modlinie, lotnisko Chopina, z czasem mogą destabilizować całą wschodnią Polskę, funkcjonowanie społeczeństwa, rynków itd. Więc albo bardzo szybko wymyślimy metodę na tanie, skuteczne radzenie sobie z tymi wejściami na teren RP np. poprzez budowę systemu antydronowego (…) bo dotychczasowa klasyczna metoda zwalczania rakiet, podrywania mysliwców spalających drogocenne paliwo na dłuższą metę będzie nie do utrzymania – zapewnił.
„Odstraszanie przed odmowę na dłuższą metę nie przyniesie sukcesu, niestety w wojnie (hybrydowej i otwartej) rakietowo-dronowej zadziała tylko odstraszanie przez ukaranie. Jesteśmy po prostu po złej stronie równania strategicznego i kosztowego. Czym szybciej zdamy sobie z tego sprawę tym lepiej dla Rzeczpospolitej, choć to bardzo trudna droga, potencjalnie eskalacyjna i nieznana dotąd elitom III RP” – ocenił ekspert.
Źródło: X / rp.pl / PAP
PR