„Nowi słudzy Ukrainy – ekipa Tuska w butach PiS” – pisze na łamach tygodnika „Do Rzeczy” Jan Fiedorczuk, wskazując, że chociaż po niedawnym zainstalowaniu kolejnej ekipy rządzącej zmienia się wiele w strukturach i polityce państwa, to jednak cechujący kadencję Prawa i Sprawiedliwości bezrefleksyjny entuzjazm wobec Kijowa pozostaje w pierwszych tygodniach gabinetu Tuska na tym samym poziomie.
„Wiceszef MSZ chwali się niepodaniem ręki chargé d’affaires Rosji, premier walczy o wejście Ukrainy do Unii Europejskiej, szef dyplomacji niedwuznacznie grozi Putinowi, a przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych opowiada o rozpadzie Rosji. Gdyby ktoś zapadł w śpiączkę i nie wiedział, że doszło do zmiany władzy i chodzi o Władysława Teofila Bartoszewskiego, Donalda Tuska, Radosława Sikorskiego oraz Pawła Kowala, to mógłby strzelać w ciemno, że mówimy dalej o rządzie PiS” – pisze autor.
Wesprzyj nas już teraz!
„W typowej dla polskiej polityki emocjonalnej tromtadracji i retorycznej galopadzie nasze elity uznały, że skoro wspieramy napadniętą Ukrainę, to nie wystarczy być podporą dla Kijowa, tylko należy być na jego każde wezwanie” – dodaje publicysta.
Jednym z przykładów takiej postawy jest występowanie w roli adwokata akcesji Ukrainy do Unii Europejskiej, chociaż na różnych polach interesy tych dwóch państw są sprzeczne. Warszawa w trakcie kadencji Mateusza Morawieckiego uznała za polską rację stanu przyłączenie Kijowa do tak zwanej wspólnoty a Donald Tusk najwyraźniej uważa tak samo, chociaż nadal nie słyszymy od rządzących, co Polska miałaby na tym zyskać.
„Jedną z najbardziej zaskakujących cech polskiej klasy politycznej pozostaje brak zrozumienia dla, w sumie oczywistej, konstatacji, że o ile z Ukrainą posiadamy – przynajmniej częściowo – wspólne interesy na niwie bezpieczeństwa, o tyle niekoniecznie już na płaszczyźnie gospodarczej, historycznej czy politycznej. I choćby nie tak dawne złożenie przez Ukrainę skargi na Polskę do Światowej Organizacji Handlu, pomimo całego ogromu pomocy okazanej Kijowowi, stanowi wyłącznie jeden z wielu przykładów na potwierdzenie tych słów” – pisze Jan Fiedorczuk, przypominając, że „w polityce międzynarodowej wdzięczność nie jest żadną walutą”.
Jak wskazuje autor, kampania wyborcza w wykonaniu Platformy Obywatelskiej miała Polakom sugerować większy realizm stosunków pomiędzy obydwoma stolicami. Lider ówczesnej opozycji krytykował rozbrajanie naszego wojska w imię wspierania napadniętego przez Rosję sąsiada. Mieliśmy więcej nie dopłacać do militarnych prezentów dla ukraińskiej armii, lecz Radosław Sikorski już zdążył poinformować w tym kontekście o rozmowach na temat „nowych form wsparcia bohaterskiego oporu przed agresją”.
„Stosunek Polski wobec Kijowa nadal opiera się wyłącznie na emocjach i myśleniu życzeniowym, a nie racjonalnych rachubach. Parafrazując Mackiewicza, można powiedzieć, że entuzjazm nie zastąpi nam polityki wobec Ukrainy” – wskazuje Jan Fiedorczuk. Publicysta wybiega nieco naprzód, do spodziewanych rozmów pokojowych, po których polski wojenny entuzjazm i nieustanne retoryczne machanie szablą pozostawią nas w mocno niekomfortowej sytuacji.
A co po ewentualnym przyjęciu Ukrainy do UE? Autor wylicza niektóre konsekwencje: „miliardy euro, pochodzące również od polskich podatników, trafiłyby do oligarchów trzymających rękę na ukraińskim rolnictwie; zaburzenie polskiego rynku, czego przedsmak widać już dzisiaj na przykładzie walki o zboże; utrata lukratywnej pozycji Polski w postaci logistycznego węzła spajającego Ukrainę z Unią; podłączenie unijnej kroplówki z dotacjami do państwa trawionego korupcją, które nawet w samym środku wojny jest wstrząsane kolejnymi aferami opiewającymi na dziesiątki milionów euro”.
Takie fakty nie są jakby zupełnie przez nowego premiera dostrzegane. Z kolei niektórzy politycy koalicyjni, jak Paweł Kowal, potrafią na przykład w sporze o transport przewozowy wziąć po prostu stronę Ukrainy, nie próbując nawet brać pod uwagę punktu widzenia polskich firm.
„Świat nie jest czarno-biały i Polska strona też oczywiście popełniała błędy, czego najlepszym przykładem kryzys zbożowy, który nasilał się od połowy 2022 r., a który władze PiS po prostu przespały. Istotna jest jednak kwestia proporcji – Ukraina nieustannie żąda dopasowywania się pod jej dyktando, jednocześnie nie oferując nic w zamian. Ani w sferze gospodarczej (kryzys zbożowy, protest przewoźników, odbudowa kraju), ani nawet historycznej (skandaliczna postawa Kijowa wobec sprawy Wołynia). Niestety, skoro sam szef sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych ocenia, że nie ma czegoś takiego jak pomoc dla Ukrainy, gdyż w istocie wszystko, co robimy dla Kijowa, to pomaganie sobie, to trudno mieć pretensje do Zełenskiego, że korzysta z tej sytuacji” – czytamy dalej.
„Platforma Obywatelska jawiła się zawsze jako partia pragmatycznych liberałów, znajdująca się na antypodach względem romantyczno-mesjanistycznego PiS. A jednak trudno nie dostrzec w jej stosunku do Ukrainy typowej właśnie dla Kaczyńskiego naiwnej nuty” – ocenia Fiedorczuk.
Źródło: DoRzeczy.pl
RoM
.