Katolicy, którzy z miłości do Chrystusa i Jego Kościoła odbyli już studia teologiczne albo do tego się dopiero przymierzają mogą nie zdawać sobie sprawy, że misja, której oczekuje od nich papież, różni się znacząco od tego, jak zawsze rozumiano uprawianie teologii. Zamiast solidnej nauki teologia ma być swego rodzaju stróżką różnorodności.
Nowe wytyczne papieża
28 listopada Stolica Apostolska opublikowała „Przemówienie Ojca Świętego do uczestników Sesji Plenarnej Międzynarodowej Komisji Teologicznej”. Papież Franciszek, obok wielu różnorakich zachęt i wskazań, zawarł w nim między innymi takie stwierdzenia:
Wesprzyj nas już teraz!
„Dlatego, wraz z zachętą do postawienia Chrystusa w centrum, chciałbym zachęcić was również do uwzględniania wymiaru eklezjologicznego, aby lepiej rozwijać misyjny cel synodalności i udział całego Ludu Bożego, z jego różnorodnością kultur i tradycji. Powiedziałbym, że nadeszła pora, aby uczynić odważny krok: rozwinąć teologię synodalności, refleksję teologiczną, która pomagałaby, pobudzała, towarzyszyła procesowi synodalnemu, dla nowego etapu misyjnego, bardziej kreatywnego i śmiałego, która byłaby inspirowana kerygmą i angażowałaby wszystkich członków Kościoła”.
Czytelnik może być nieco skonfundowany, bo ze względu na naszpikowanie tego fragmentu synodalnym żargonem trudno jest do końca zrozumieć intencje autora. Da się jednak z tych zdań wydobyć, jak sądzę, kilka konkretów. Jak zobaczymy, chodzi o dokładnie te same idee, które pojawiły się już w co najmniej trzech innych bardzo ważnych wystąpieniach papieża na temat teologii. Z powyższego cytatu wynika zatem:
– teologia ma być na służbie synodalności;
– powinna uwzględniać nową, bardziej podmiotową rolę osób świeckich w Kościele;
– musi odnosić się do różnorodności i kontekstu lokalnego poszczególnych Kościołów lokalnych;
– należy uświadomić sobie nowość obecnych czasów i uwzględnić związaną z tą nowością konieczność dokonania w teologii jakiegoś przełomu.
Teolog Kościoła przyszłości
Poważne potraktowanie słów z przemówienia Franciszka do Komisji pozwala nam nakreślić krótką charakterystykę teologa przyszłych czasów. Będzie tu człowiek, dla którego codziennością i oczywistością zarazem stanie się Kościół konstytutywnie synodalny. Teolog nie będzie patrzył w przeszłość, szukając bardziej hierarchicznych form funkcjonowania Kościoła, ale potraktuje synodalność jako paradygmat, w którym funkcjonuje katolicyzm. Teolog synodalny nie będzie też skupiać się tak bardzo na oficjalnym Urzędzie Nauczycielskim ani opiniach tych, którzy go reprezentują; owszem, choć może to być nadal punkt odniesienia, dla teologa synodalnego ważne musi stać się uwzględnianie opinii zwykłych wiernych, rozumiejąc ich opinię jako co najmniej potencjalny locus theologicus, miejsce, z którego teologia czerpie swoje argumenty. Wymarzony teolog Franciszka będzie traktować doktrynę i moralność jako poddawane nieustannej inkulturacji – porzuci właściwe Kościołowi przeszłości rojenia o „monolitycznej” nauce, przyjmując, że zależnie od regionu doktryna i moralność mogą mieć zgoła inne konsekwencje. Wreszcie, dostrzegając razem z Franciszkiem nowość epoki, nie będzie przejmować się zanadto tym, co mówiły albo czyniły poprzednie pokolenia, bo czasy dzisiejsze są wyjątkowe i domagają się w związku z tym bezprecedensowej śmiałości, kreatywności i otwartości na zupełnie nowe rozwiązania.
Konkretnie? Doktryna katolicka mówi, że Komunię świętą mogą przyjmować ci, którzy są w jedności z Kościołem, znajdują się w stanie łaski uświęcającej, wyznają pełnię wiary katolickiej. To jednak ogół; jak w sposób śmiały i odważny, w misyjnej perspektywie synodalnej, uwzględniając głos Ludu Bożego, dostosować tę ogólne zasady do kontekstu lokalnego?
Konkretna służba teologiczna
W 2018 roku biskupi w Niemczech przygotowali dokument, w którym zaproponowali oficjalną zgodę na udzielanie Komunii świętej tym protestantom, którzy żyją w związku małżeńskim z katolikiem. Wskazywali, że nowe ekumeniczne czasy potrzebują przełomowych decyzji. Pisali, że Kościół nie może zamykać się w sobie i musi wychodzić również do protestantów. Odwoływali się do doświadczenia zwykłych ludzi, którzy pragną wspólnie przyjmować Komunię świętą. Wreszcie zwracali uwagę na szczególny kontekst niemiecki, nacechowany przez sekularyzm i długoletnią współprace Kościoła ze wspólnotami protestanckimi. Dokument stał się przedmiotem dyskusji w Watykanie – a ostatecznie papież zgodził się, by biskupi wydali go jako poradnik, uznając, że mają prawo wprowadzić w swoim kraju własne rozwiązanie.
W 2018 roku nauczanie Kościoła katolickiego na temat warunków uprawniających do przyjęcia Komunii świętej przestało obowiązywać. Niemieccy teologowie – ludzie wielkiej odwagi i śmiałości – wypracowali w tej sprawie autorskie rozwiązanie.
Kilka lat później na terenie diecezji Osnabrück wprowadzono Komunię świętą dla wszystkich protestantów w ogóle, niezależnie od tego, czy żyją z katolikiem w małżeństwie, czy nie. Kontekst, głos ludu, potrzeby lokalne i tak dalej.
To tylko jeden z przykładów na to, co już się dzieje. Dalej można byłoby wymieniać jeszcze długo. Czytelnik wybaczy, że przypomnę jeszcze krótko sprawę „Fiducia supplicans”. Od 18 grudnia 2023 roku w niektórych Kościołach lokalnych udziela się błogosławieństwa parom LGBT, a w innych nie. Ojciec Święty przekonuje, że doktryna jest wszędzie taka sama i ocena homoseksualizmu nie uległa zmianie. Jednak w takim kraju jak Szwajcaria albo Belgia błogosławiona para homoseksualna sądzi – tak samo jak błogosławiący ją kapłan – że otrzymuje od Kościoła zgodę na to, by kontynuować swój związek i „pożycie” intymne. Lokalny kontekst, potrzeby, inkulturacja, wreszcie, oczywiście, tak ważna odwaga i śmiałość…
Teologowie wypracowali rozwiązania – autor „Fiducia supplicans”, kardynał Fernández, jest przecież teologiem. I to nie byle jakim – latem 2023 roku papież Franciszek osobiście zachęcił go do kroczenia nowymi drogami, niejako stawiając swojego argentyńskiego rodaka innym teologom za wzór. Tłumaczył mu, że teolog nie może zadowalać się „teologią uprawianą przy biurku”… „z zimną i surową logiką, która dąży do panowania nad wszystkim”, jako że – dowodził – „rzeczywistość przewyższa ideę”. Przekonywał Fernándeza, że musi wspierać „różne prądy myślowe filozoficzne, teologiczne i duszpasterskie”, co pozwoli na lepszą… obronę doktryny chrześcijańskiej. Fernández poszedł za tymi wskazaniami: w „Fiducia supplicans” przyjął niewątpliwie zupełnie inne podejście, niż jego własny urząd (Dykasteria/Kongregacja Nauki Wiary) przyjęła w dokładnie tej samej sprawie dwa lata wcześniej. Ot, harmonia teologicznej różnorodności!
Papież wie, czego chce – i mówi to od 11 lat
Gdyby ktoś miał jeszcze wątpliwości, czego chce papież… 1 listopada (sic) 2023 roku Franciszek ogłosił krótkie motu proprio „Ad theologiam promovendam”. Dokument upstrzył takimi wyrażeniami jak „wyjście od konkretu życia”, „bliskość ludowi”, „zmiana paradygmatu”, rezygnacja z „abstrakcyjnego proponowania formuł i schematów z przeszłości”, stawienie czoła „głębokim przemianom kulturowym”, „zmiana epoki”, „odważna rewolucja kulturowa”, „punkt zwrotny”, „kontekstualność” i wreszcie „zobowiązanie do uprawiania teologii w formie synodalnej”. Polecam zainteresowanym lekturę tego tekstu w całości; jest naprawdę ciekawy i dobrze wskazuje dynamikę, którą kieruje się Franciszek. Na dodatek papież zachęcił jeszcze rozwianie metody indukcyjnej zamiast dedukcyjnej, to znaczy – odejście od sposobu uprawiania teologii właściwego dla św. Tomasza korzystającego z refleksji Arystotelesa na rzecz tego, co rozwijali między innymi brytyjscy empiryści doby nowożytnej. Już nie od ogółu do szczegółu, ale od szczegółu do ogółu. Ze wszystkimi tego konsekwencjami, jak opisane wyżej.
Niewiele ponad rok, trzy jasne interwencje Franciszka – przemówienie, list do kardynała, motu proprio. Ci, którzy zadziwieni są postulatami Ojca Świętego, oczywiście nieco się spóźnili. Tak naprawdę wszystko zostało ogłoszone już w roku 2013, ale wówczas, jeszcze przed obserwacją konkretnych efektów Franciszkowej rewolucji teologicznej, mało kto chciał to zrozumieć. W adhortacji „Evangelii gaudium” papież pisał o tym, że należy harmonizować „różne prądy myślowe filozoficzne, teologiczne i duszpasterskie”, bo „różnorodność pomaga w ukazywaniu i lepszym pogłębianiu różnych aspektów niewyczerpanego bogactwa Ewangelii”; należy zatem odejść od marzeń sennych o „monolitycznej doktrynie”.
Po zaledwie trzech latach powtórzył to bardzo mocno w „Amoris laetitia”, stwierdzając, że „nie wszystkie dyskusje doktrynalne, moralne czy duszpasterskie powinny być rozstrzygnięte interwencjami Magisterium”, bo choć w Kościele konieczna jest „jedność doktryny i działania”, to mogą ze sobą współistnieć „różne sposoby interpretowania pewnych aspektów nauczania lub niektórych wynikających z niego konsekwencji”, tak, żeby „w każdym kraju lub regionie szukać rozwiązań bardziej związanych z inkulturacją”, które byłyby „wrażliwe na tradycje i wyzwania lokalne”. Dokładnie te same słowa powtórzył w swojej „Nocie” z 25 listopada, która podsumowała efekty Synodu o Synodalności.
Podsumowując, przyszły teolog – jeżeli decyduje się rozpocząć studia w nadziei na wejście w oficjalne struktury kościelne, karierę akademicką w Rzymie, udział w prestiżowych konferencjach pod patronatem biskupów, Watykanu etc. – musi mieć świadomość tego, co go czeka. Już nie poszukiwanie pewnej wiedzy o sprawach Bożych, ale uprawianie teologii służącej konkretowi życia, w luźnym tylko nawiązaniu do katolickiej doktryny. Teolog już wykształcony, cóż; ten może przemknie jeszcze jakoś przez życie unikając ścieżek synodalności; może w każdym razie próbować…
Czy w synodalnym Kościele przyszłości da się jeszcze uprawiać teologię po staremu, rzetelnie, dedukcyjnie, ot – jak św. Tomasz? Może lokalne uwarunkowania Kościoła w Polsce pozwolą na jakiś, choćby ograniczony, indult dla miłośników teologii przedsynodalnej.
Paweł Chmielewski