Jeśli pragniesz zobaczyć żywotny typowo polski katolicyzm, nie ma innego wyboru jak wyruszyć do Tuchowa na obchody dziewięciodniowego Wielkiego Odpustu. Mieszają się w nim pobożne modlitwy z cukierkowatymi bazarkami, habity redemptorystów z przykusawymi spódniczkami dziewcząt, lśniące mundury strażaków-ochotników zeznoszonymi garniturami starszych panów. Sacrum z profanum, piękno z tandetą, wzniosłość z przyziemnością. Jak w naszym życiu.
Zmierzając samochodem do sanktuarium tuchowskiego znacznie przed szóstą rano – za wszelką cenę chciałem uniknąć palących promieni słonecznych – na kilkadziesiąt kilometrów przed metą spotykałem wyruszających ze swych domostw pielgrzymów. Z małymi plecaczkami, nakryciami głowy, niekiedy kijkami trekkingowymi, po chodniku lub poboczem wytrwale maszerowali w kierunku tuchowskiego wzgórza. Wstyd mnie ogarnął, gdy z włączoną klimatyzacją w aucie uparcie walczyłem z resztkami snu, pokonując trasę miło i wygodnie, nie wyobrażając sobie wręcz pielgrzymiego trudu w tak upalny dzień. O tak wczesnej godzinie pomimo sobotniego dnia – jest to bowiem obok niedzieli centralny dzień uroczystości odpustowych – samochodów w pobliżu sanktuarium nie było zbyt wiele, parkingi dopiero zaczęły się zapełniać. Po uiszczeniu dobrowolnej ofiary za parkowanie na klasztornym placu otrzymałem bilecik, na którym, pod napisem „Parking sanktuaryjny” i wizerunkiem Matki Bożej Tuchowskiej, można było przeczytać tyleż infantylny co wzywający do pobożności czterowiersz:
Wesprzyj nas już teraz!
Jak świat światem
w Tuchowie trzeba być latem.
Odpust Wielki łaskami słynie,
przyjedź i pomóż – sobie – rodzinie.
Na odwrocie bileciku adres internetowy facebookowej strony Odpustu Tuchowskiego, a pod spodem kod QR dla smartfonów. Znak czasów, nawet przy tak błahej sprawie widać wpływ techniki.
Ruszam w kierunku sanktuaryjnego kościoła, chcąc się pokłonić, podobnie jak wzrastające w liczbie tłumy pielgrzymów, cudownemu wizerunkowi maryjnemu. Równo o godzinie szóstej ma nastąpić jego odsłonięcie. Niewielki kościół wypełniony jest już po brzegi wiernymi. Myliłby się ten, kto by sądził, że są to jedynie osoby starsze, jak złośliwi mówią – „babcie radiomaryjne” czy „moherowe”. Osoby w podeszłym wieku siedzą w nielicznych ławkach, które okalają grupy rodzin, młodzieży, ludzi różnego stanu i wieku. Widać lekkie poruszenie, pomimo obecności w świątyni drobne rozmowy nie ustają. A to mama daje synkowi pieniążka, żeby kupił sobie jakiś bibelot na rozkładających się już odpustowych kramach, a to starsza pani mówi do starszego pana, że wychodzi „na pole”, ponieważ jest jej za duszno (tak jakby „na polu” było lepiej!), a to wreszcie z kolei ojciec karcącym spojrzeniem i półsłówkiem przywołuje do porządku nastoletniego syna, który – jak gdyby nigdy nic – rozkłada na czynniki pierwsze tajniki swojego telefonu. Kilkoro nastolatków ewidentnie się nudzi. Nie mieli jednak wyboru. Choć na „majowe” czy „czerwcowe” mogą niekiedy nie iść, wszelako matka z ojcem nigdy nie pozwolą, aby dziecko nie wzięło udziału w tuchowskim odpuście.
Ustawia się już kolejka do obejścia ołtarza, w którym znajduje się cudowny wizerunek. W pewnym momencie redemptorysta wchodzi na ambonkę, wita przybyłych pielgrzymów i informuje, że pierwsza Msza Święta zostanie odprawiona przy ołtarzu polowym ze względu na zbyt wielką ilość osób. Przypomina o fakcie, że kilkunastu księży zasiada w konfesjonałach, gdzie można pojednać się z Bogiem. Nie dokończył jeszcze wypowiadać zdania, aż nagle równo o godzinie szóstej rozległy się uroczyste fanfary zwiastujące odsłanianie obrazu.
Dla wszystkich zgromadzonych w kościele redemptorysta przestał już być ważny, nikt nawet na niego nie spojrzał, ogół wiernych padł w tym momencie na kolana. Nie było potrzebnej osoby, która musiałaby wzywać „uklęknijmy” czy też „przyjmijmy godną postawę”. Dla każdego stało się jasne, że oto za chwilę będzie mógł uchwycić przejmujące spojrzenie Maryi. Dłonie zaciskają się na trzymanej koronce różańcowej, oczy intensywnie wpatrują się w miejsce, skąd za kilka chwil wyłoni się niewielkich rozmiarów wizerunek tuchowski. Jeszcze tylko chwila, obraz zasłaniający Matkę Bożą (kto by pamiętał, co on przedstawia?!) znajduje się już w połowie wyobrażenia Naszej Pani. Jest! Cudowne oblicze Maryi spogląda na swoje dzieci. Połowa kobiet szlocha, a niekiedy także z męskiego oka słynie drobna łza, wytarta ukradkiem rękawem czy spracowaną dłonią. Słychać drobne szepty próśb. „Żeby Asia szczęśliwie urodziła dziecko”. „Żeby Franek przestał pić”. „Żebyś dała, Maryjo, zdrowie babci”. Organista lub ojciec zakonny – już nie pamiętam kto – rozpoczyna pieśń: „Gwiazdo śliczna, wspaniała, o tuchowska Maryja!”. Gromkim głosem wszyscy podchwytują słowa śpiewanej modlitwy. To przecież „ich” Matka Boża! Oczywiście pielgrzymują niekiedy na Jasną Górę wpatrując się w poważne oblicze Czarnej Madonny, ale czują zawsze przed częstochowskim wizerunkiem dystans, respekt, może nawet do pewnego stopnia strach. Tymczasem w Tuchowie Maryja nosi tytuł „Pani Ziemi Tarnowskiej”. Tak jak tronem Matki Bożej w Polsce jest Jasna Góra, tak Jej tronem wśród mieszkańców wschodniej części województwa małopolskiego jest Tuchów. Tu nie obawiają się błagać o najbardziej potrzebne łaski, „ta” Matka Boża jest dla nich – bardziej niż Królową – Matką i Opiekunką, ochroną i ratunkiem, pocieszycielką i uzdrowieniem.
Być może Karl Rahner, Hans Urs von Balthasar, Henri de Lubac i im podobni progresiści skwitowaliby tę pobożność ironicznym uśmieszkiem. Być może uznaliby tych ludzi za tkwiących w mrokach średniowiecznego katolicyzmu, za przywiązanych do ludzkiej tradycji, formy, wizerunku. Nie rozumieliby, że człowiek może się przywiązać aż tak bardzo do pomalowanego kawałka deski – a bardziej niż do niego, to do Osoby, którą przedstawia. Dla nich byłoby to ograniczanie bliżej niezidentyfikowanego Absolutu w ludzkich ramach. A jednak Bóg pośród tych ludzi był. Był o wiele jeszcze bardziej kilka minut później, gdy rozpoczęła się celebracja Mszy Świętej i gdy Ciało i Krew Pańska spoczęły na ołtarzu. Tłumy, które po przyjęciu świętej Komunii wkroczyły zaraz do tuchowskiego kościoła, aby spojrzeć jeszcze raz w oblicze Tej, której Syna przyjęli chwilę wcześniej. To pod Jej okiem chcą się uczyć , jak podobać się Bogu, to w Jej miłość chcą uciec ze swoimi grzechami, słabościami, problemami. Ona potrafi uzdrawiać jak uzdrawiała ich ojców, dziadów i pradziadów. Maryja. „Pani Ziemi Tuchowskiej”. A może jeszcze właściwiej – Pani mieszkańców Ziemi Tuchowskiej.
Poranna Msza Święta w tuchowskim sanktuarium jest odprawiana bez kazania. Kilkunastu kapłanów w albach i stułach (czyżby w Tuchowie zabrakło ornatów?) ustawiło się wokół ołtarza. Pod koniec liturgii celebrans przypomniał jeszcze raz, aby ci, którzy nie są w stanie łaski uświęcającej, skorzystali z sakramentu spowiedzi. Kolejki ustawiły się przed konfesjonałami, a także przed miejscem, w którym klerycy przyjmowali intencje na Msze Święte. Zahuczało dziecięcym gwarem wśród odpustowych kramików.
Wracając z tuchowskiego sanktuarium, gdy słońce było już w pełni, dostrzegłem jeszcze liczniejsze grupy wędrujących pieszo do swojej Matki. Ten widok napełnił serce nadzieją, że póki Maryja ma takich synów, Jej Królestwo nie zginie w morzu ateistycznego świata.
Kajetan Rajski