Na pole walki z koronawirusem naukowcy wprowadzili nową broń. Eksperymentalną. Szczepionki. Choć czasu na poligonowe manewry nie było zbyt dużo, więc broń do końca nie jest przetestowana, to jednak kolejne kraje nastawiają celowniki. Ostateczny cel to uwolnienie się od panowania koronawirusa. Oręż do walki może dostać każdy – formalnie – dobrowolnie i bezpłatnie. A jej użycie ma być bezpieczne. Czy na pewno?
W ramach rozgrzewki zacznijmy od najprostszych ćwiczeń. Wedle rządowej narracji szczepionki na koronawirusa mają być „darmowe”. To dość naiwna narracja, ale znajduje grono odbiorców. Podobnie jak przekaz na temat „rządowego wsparcia” a to dla rodzin, a to dla przedsiębiorców. Sęk w tym, że nie ma nic za darmo. Za zakupione preparaty trzeba będzie zapłacić. I to niemało. Mowa o kwotach nawet 5 mld zł. Kto zapłaci? Rząd, państwo… czyli podatnicy. Jeśli więc już nie złożyliśmy się na „darmowe szczepionki” w postaci ściągniętych z nas danin, to uczynimy to w przyszłości – i dobrze będzie, jeśli nie przyjdzie nam dorzucić się jeszcze do obsługi jakiegoś antypandemicznego „narodowego kredytu”.
Wesprzyj nas już teraz!
Czy owa „darmowa” broń okaże się skuteczna? Szybko się przekonamy. Z kilku powodów. Nade wszystko trzeba znaleźć wystarczającą ilość ochotników do szczepień. Gdy mowa o „odporności stadnej” wspominana jest liczba sięgająca nawet 70-80 proc. populacji, która uzyska odporność na koronawirusa. Wiele osób – wystraszonych pandemicznym medialnym przekazałem – liczy na skuteczność szczepionki i „narodową mobilizację” do „narodowego szczepienia”. Część społeczeństwa uzyskała odporność po osobistym spotkaniu z koronawirusem.
Tyle, że do uzyskania owej „odporności stadnej” daleka i wyboista droga. Powstać ma 8 tys. punktów szczepień. Obecnie wydolność „systemu” szacowana jest na ok. 180 tys. osób tygodniowo (śmiałe prognozy mówią o 3 mln szczepień miesięcznie). Nietrudno policzyć ile czasu – nawet w optymistycznym wariancie – potrzeba na podanie jej około 30 mln obywateli. Stąd też ustawiona jest już kolejka. Medycy, pracownicy DPS, pracownicy administracyjni w placówkach medycznych i sanepidach pójdą na „pierwszy ogień”. Za nimi wszczepieni będą pensjonariusze DPS, służby mundurowe, osoby powyżej 60. roku życia (najpierw najstarsze, aktywne zawodowo i z chorobami współistniejącymi). Potem szczepieni będą nauczyciele, pracownicy komunikacji publicznej, urzędnicy bezpośrednio zaangażowani w zwalczanie epidemii, osoby w wieku poniżej 60 lat z grupy ryzyka. Kolejny etap to przedsiębiorcy z sektorów zagrożonych COVID-19. Na koniec planowane są „powszechne szczepienia”.
Rząd twierdzi, że w okolicach wakacyjnych sytuacja epidemiczna się uspokoi. Zapewne tak się stanie. Na ile będzie to efekt „budowania odporności”, a na ile sprzyjać będą temu warunki pogodowe? W głównej narracji formułowany jest jeden jasny przekaz: szczepić i zachęcać do szczepień. Jak? Mowa o pewnych bonusach: a to na rynku pracy, a to szybsza wizyta u lekarza, to znów mowa o zwolnieniach z kwarantanny czy nieuwzględnianiu w obowiązujących limitach zgromadzeń. Być może zaszczepieni będą mogli nie nosić maseczek.
Nowe pomysły „zachęt” z pewnością się jeszcze pokażą wraz z niezadawalającym zainteresowaniem „dobrowolnym szczepieniem”. Warto się im przyglądać, by nie pozwolić na naruszanie praw gwarantowanych w Konstytucji. Problem w tym, że społeczeństwo zmęczone długim lockdownem i stojące pod groźbą odbycia „narodowej kwarantanny” może łatwo zgodzić się na każde rozwiązanie dające nawet nikłą nadzieję na skończenie z polityką ograniczeń.
Nie ma wątpliwości, że dotychczasowa taktyka uniku konfrontacji, czyli zamykania społeczeństwa, nie zdaje egzaminu jako „walka z wirusem”, bo otwarcie życia społecznego i tak skończyło (i skończy) się nową „falą”. To tylko odkładanie w czasie pewnych zjawisk w nadziei, że „superszczepionka” załatwi sprawę. Tymczasem dotychczasowe doświadczenia z koronawirusem winny budzić uzasadnione pytania o to czy wybraliśmy właściwą drogę i czy jej koszty: ludzkie, zdrowotne, społeczne i ekonomiczne mogły być niższe.
Dziś stoimi przed kolejnym trudnym pytanie: czy użycie nowej, szczepionkowej broni będzie skuteczne i bezpieczne? Głosy sceptyczne ekspertów są jakoś pomijane w debacie. (Kwestię tę poruszamy w filmie „Nowa (nie)normalność” – zachęcamy do zobaczenia go – informacje o filmie na pch24.pl). Bo problem „ze szczepieniami” istnieje. Preparaty były badane w przyspieszonym tempie. Brakuje informacji o tym jak działają na dzieci (na razie nie będą szczepione), kobiety w ciąży, ale i na osoby starsze, które przecież brane są na szczepionkowy celownik. Dr Małgorzata Prusak, prezes Stowarzyszenia Katolickich Farmaceutów Polski na antenie Radia Maryja zauważyła, że producent szczepionki Pfizera wprost podaje w ulotce, że nie jest zbadane, jak szczepionka reaguje z innymi lekami. A przecież osoby starsze zwykle cierpią na choroby przewlekle i mają zaaplikowaną lekoterapię. Ta też przekłada się na skuteczność szczepionki – np. ta przeciwko grypie w przypadku osób w wieku 65 plus działa tylko u kilkunastu procent. Wielka Brytania już rozpoczęła szczepienia na koronawirusa i na pewno warto obserwować jej doświadczenia w zakresie tak skuteczności, jak i niepożądanych odczynów poszczepiennych (NOP).
Sprawa nie jest błaha, bo chodzić tu może o życie i zdrowie pacjenta. Z drugiej strony mamy dość niejasną sytuację: bo kto tak naprawdę będzie odpowiadał za NOP? Czy pacjent zostanie sam z problemem (pojawiają się i takie głosy)? Odpowiedzialności nie chce brać ani producent, ani lekarze… I tu ponownie pojawia się… budżet państwa. Zatem to podatnicy najpierw złożą się na „darmową” szczepionkę, a następnie zrzucą się na likwidację jej niepożądanych skutków (leczenie, odszkodowania)?
Kolejne kraje „odpalają” broń antywirusową; „darmową”, „dobrowolną” i „bezpieczną”… w medialnym przekazie. I oby ów „lek” nie okazał się gorszy od choroby.
Marcin Austyn