Emmanuel Macron organizuje kolejne spotkania nieformalne w sprawie amerykańskich projektów zakończenia wojny na Ukrainie. Dla niektórych jest to logiczna kontynuacja dawnych pomysłów Macrona z tworzeniem „armii europejskiej” i osłabienia amerykańskiego przywództwa w NATO. Ukraina byłaby tutaj tylko pretekstem do rozluźnienia więzi transatlantyckich. Dodatkowo aktywność międzynarodowa Macrona, ma pozwolić prezydentowi Francji odwrócić uwagę od wewnętrznych problemów kraju. Francuskie media piszą wprost, że „pozbawiony pola manewru na scenie krajowej po utracie większości w Zgromadzeniu Narodowym, Macron próbuje odzyskać kontrolę, politycznie wykorzystując zastrzeżoną dla prezydenta domenę na poziomie międzynarodowym”.
Francuski prezydent w wywiadach medialnych mówi, że Donald Trump „tworzy strategiczną niejednoznaczność wobec prezydenta Putina” i dodaje, że sam też jest gotowy rozmawiać ze swoim rosyjskim odpowiednikiem, ale „gdy nadejdzie stosowny moment w nadchodzącym cyklu negocjacji”.
Macron podkreśla, że ma to być „kompletny pokój z warunkami bezpieczeństwa, warunkami społecznej, gospodarczej i politycznej stabilności na Ukrainie w dłuższej perspektywie”. Brzmi ładnie i jest to opowieść o „uniknięciu oddania losu Ukrainy w ręce Stanów Zjednoczonych i Rosji”. W rzeczywistości chodzi o nowe światowe rozdanie, w którym UE pod kierunkiem Paryża, ale i Berlina, zamierza pozbyć się amerykańskiej protekcji.
Wesprzyj nas już teraz!
Swoisty antyamerykanizm Francuzów to w tym narodzie niemal stały resentyment, na którym zagrać dość łatwo. Warto tu przypomnieć francuskie media, które o przemówieniu wiceprezydenta Vance’a w Monachium pisały, że były to tezy dobre dla… „wieśniaków z Ohio”.
Sam Macron przed wojną na Ukrainie rozkładał przed Putinem czerwone dywany w Wersalu. Po wybuchu wojny, dość długo starał się pozostawać w roli potencjalnego mediatora. Mnożył telefony na Kreml, a kres tej akcji położył w końcu sam Putin. Teraz francuski prezydent udaje antyrosyjskiego „jastrzębia”. Oskarża nawet Moskwę o „próbę destabilizacji jedności swojego kraju”, a nawet o „szkodliwą rolę roli Rosji w powstaniu fali antysemityzmu we Francji”.
Na razie „nieformalne spotkania” w Paryżu przypominają jednak górę, która urodziła mysz. Padają sprzeczne komunikaty. Brytyjski premier Keir Starmer zapowiedział, że jest przygotowany na ewentualne rozmieszczenie wojsk na Ukrainie w przyszłości, „jeśli zostanie osiągnięte trwałe porozumienie pokojowe”, Macron i Tusk wykluczyli wysyłanie wojska, a kanclerz Niemiec Olaf Scholz nazwał całą debatę „przedwczesną”.
Sam Emmanuel Macron zdaje sobie sprawę, że wielu przywódców UE chce, aby za „gwarancjami bezpieczeństwa dla Kijowa” kryło się jednak wsparcie Waszyngtonu. – Biorąc pod uwagę, że Rosja jest państwem posiadającym broń jądrową, dla europejskich partnerów jest to kluczowa kwestia – przyznał prezydent Francji w wywiadzie dla dzienników regionalnych.
Francuska dyplomacja jest na tyle doświadczona, że nie zamyka sobie też furtki odwrotu i stara się nie drażnić Trumpa wprost. Już w czasie pierwszej kadencji obecnego prezydenta USA, Macron próbował kilkukrotnie obłaskawiać Trumpa, chociaż z mizernym skutkiem. Zasada „Francja-elegancja” pozostaje stale obecna w dyplomacji tego kraju, czego niestety nie stosuje np. ekipa premiera Tuska obstawiająca w wyborach w USA niewłaściwego konia.
Aktywność międzynarodową Macrona można postrzegać z jednej strony jako remedium na problemy wewnętrzne i chęć zjednoczenia różnych krajowych sił politycznych wokół tematu zagrożenia zewnętrznego (zaplanowano tu np. spotkania prezydenta ze wszystkimi partiami), a z drugiej strony jako przygotowanie fundamentów pod kontrofensywę przeciw inicjatywom Trumpa, które w wielu aspektach podważają całą oficjalną narrację Macrona i burzą nowy „republikański dekalog”, w którym dominowały w ostatnich latach tematy klimatyzmu, globalizmu, walki z „mową nienawiści”, czyli cenzury, wspierania migracji, aż po mody ideowe w rodzaju wpisywania do konstytucji „prawa do aborcji”, wspierania genderyzmu, czy wielokulturowości.
Działania Trumpa to niemal „zamach” na współczesne „republikańskie wartości” we Francji. W perspektywie są też kolejne wybory tym kraju i możliwy podmuch wiatru zza oceanu w żagle „partii populistycznych”. Widmo sukcesy Zjednoczenia Narodowego spędza sen z oczu nie tylko Macrona i nie koniecznie w jego działaniach chodzi akurat o los Ukrainy.
Bogdan Dobosz