Niemiecki dziennik „Frankfurter Allgemaine Zeitung” napisał w piątek, że polski premier ma spory problem, ponieważ zadrapany został „zderzak”, którego nie może wymienić – jego syn. W taki sposób gazeta skomentowała wątpliwości wokół współpracy Michała Tuska z liniami lotniczymi OLT Express.
Uwikłanych w afery korupcyjne ministrów Donald Tusk zwykł określać mianem „zderzaków”, które należy wymieniać, gdy zostaną w ten czy inny sposób zarysowane. Obecnie premier ma jednak raczej związane ręce i może co najwyżej robić dobrą minę do złej gry, czyli konfliktu interesów, jaki powstał podczas pracy młodego Tuska w Porcie Lotniczym w Gdańsku oraz współpracy z OLT Express, firmy należącej do Amber Gold.
Wesprzyj nas już teraz!
Z kolei obecny wróg publiczny nr 1, czyli Marcin Plichta, właściciel Amber Gold, powiedział w jednym z wywiadów, że syn Tuska przekazał OLT między innymi informacje o cenach obsługi pasażerskiej pobieranych przez gdański port lotniczy od konkurenta OLT, Wizz Air. Syna premiera obciąża również fakt, że pracując jako dziennikarz w „Gazecie Wyborczej”, zatrudniony był również jako ekspert od PR w OLT.
Cała sprawa ma charakter zaplanowanej konstrukcji, przeprowadzenie której miało rykoszetem uderzyć w Donalda Tuska. Komu zależało na zdyskredytowaniu polskiego premiera i dlaczego sprawa ujrzała światło dzienne dopiero teraz? Znamienny jest również udział w tym niemieckiej prasy, tradycyjnie przychylnej Tuskowi.
Niezależnie od tych dywagacji, jest to kolejny przykład polskiego nepotyzmu i kolesiostwa, z którego słynie przede wszystkim Polskie Stronnictwo Ludowe. Polska gospodarka nie będzie wykorzystywała pełni swoich możliwości, jeżeli niemal w każdym miejscu, gdzie nie spojrzeć, na każdym stołku (dobrze płatnym!) siedzi jakiś „znajomy królika”. Zdaje się jednak, że ludzie się już do tego stanu rzeczy przyzwyczaili i nie wiadomo, co musiałoby się stać, by obudzić ich ze swoistego letargu, czy też, jak mawia Stanisław Michalkiewicz, nirwany. Ci, którzy nie dali się w ten stan wpędzić ogłupiającą propagandą, albo emigrują, albo, uciekając przed pazernym fiskusem, działają w szarej strefie. Być może to jest przyczyna, dla której z polską gospodarką nie jest jeszcze tak źle. Oby politykom nie przyszło do głowy wcielać w życie buńczucznych zapowiedzi likwidacji szarej strefy!
Tomasz Tokarski
Źródło: www.ekonomia24.pl