NATO obawia się, że niewiele brakuje, aby Rosja zaatakowała Polskę. 13 marca 2022 roku rosyjskie lotnictwo przeprowadziło zmasowany ostrzał rakietowy na ukraińską bazę wojskową w Jaworowie, zaledwie 35 km od granicy Ukrainy z Polską, w wyniku którego zginęło 35 osób, a 134 zostały ranne. „Wall Street Journal” postuluje, by wojska NATO weszły na zachodnią Ukrainę.
12 marca 2022 r. rosyjski wiceminister spraw zagranicznych Siergiej Riabkow ostrzegł, że zachodnie konwoje z dostawami broni na Ukrainę są „uprawnionymi celami”. Zapowiedział tym samym, że konwoje z bronią będą atakowane.
W poniedziałek szef Pentagonu gen. Austin Lloyd ma rozmawiać ze Słowakami o większej pomocy wojskowej dla Kijowa.
Wesprzyj nas już teraz!
Atak na bazę w Jaworowie to nie jedyny niepokojący incydent. Wcześniej doszło do „wypadku” z udziałem sowieckiego drona zaopatrzonego w bombę, który rozbił się w pobliżu Zagrzebia.
Ukraińska poseł Łesia Wasylenko udała się do Strasburga, by nakłonić kraje zachodnie do zaoferowania jeszcze większego wsparcia Ukrainie i zaostrzenia sankcji gospodarczych. – O to, jak daleko się teraz posuwają. Rosjanie naprawdę naciskają na granice i myślę, że upłynie niewiele czasu, zanim zaczną atakować Polskę – deputowana zasugerowała w niedzielę w rozmowie ze Sky News.
Wasylenko wezwała UE do przyspieszenia procesu umożliwiającego Ukrainie przyłączenie się do bloku i zaapelowała o prawdziwe sankcje, a nie „półśrodki” nałożone przez niektóre kraje zachodnie na Rosję w związku z inwazją na Ukrainę. Krytykowała Niemcy i Francję, że robią stanowczo za mało.
W ostatnich dniach Rosjanie częściej atakowali cele w zachodniej części Ukrainy. W piątek zbombardowali kilka lotnisk. W pobliżu Kijowa trwają zaciekłe walki.
W sobotę Stany Zjednoczone zatwierdziły kolejne 200 milionów dolarów na pomoc wojskową dla Ukrainy. Sekretarz stanu USA Antony Blinken mówił, że chodzi o zapewnienie obrony i przeciwstawienie się „pancernym, powietrzno-desantowym i innym zagrożeniom, przed którymi stoi” Kijów.
13 marca br. Ludovic Hood, dyplomata ONZ i członek biura byłego wiceprezydenta USA Mike’a Pence’a w opinii wyrażonej na łamach „Wall Street Journal” przynaglał NATO do włączenia się w wojnę na Ukrainie.
Jego zdaniem, same sankcje nie wystarczą, by odstraszyć Putina, który ustąpi jedynie w obliczu wyraźnej demonstracji siły. „Jeśli zachodni przywódcy chcą, aby Putin wystąpił o pokój, muszą zwiększyć liczbę żołnierzy na wschodniej flance NATO i wprowadzić silną obronną obecność wojskową na zachodniej Ukrainie oraz na Morzu Czarnym” – przekonuje.
Dodaje, że „zachodnie siły zbrojne mogą i powinny działać na zachodniej Ukrainie, z dala od operacji lądowych Rosji na wschodzie kraju”. Obecność wojsk NATO na Ukrainie „zasygnalizowałby Putinowi, że Zachód nie będzie tolerował rosyjskich prób zmiany granic siłą. Zatrzyma też najgorszy rozlew krwi w Europie od 1945 roku i zapobiegnie przyszłej rosyjskiej agresji w Europie” – czytamy.
Hood pisząc o historycznej chwili podkreśla, że jeśli putinowska „taktyka spalonej ziemi przyniesie zwycięstwo na Ukrainie, to wywoła zamieszanie w Mołdawii, krajach bałtyckich czy w Polsce” i „jest ahistoryczne i niemądre zakładać inaczej”.
Zdaniem Hooda, brak zdecydowanej reakcji Zachodu na aneksję Krymu oraz sukcesy operacji Moskwy w Syrii w latach 2015-16 były kluczowymi czynnikami wpływającymi na decyzję o inwazji na Ukrainę.
Autor ostrzega, że „strategiczna cierpliwość” opłaca się jedynie Rosji. Obawia się, że Putin prawdopodobnie zapanuje nad większą częścią Ukrainy, „pozostanie na Kremlu i będzie planował kolejne posunięcia na zachód”.
Apeluje o powstrzymanie pochodu Putina. Przekonuje, że „nie ma żadnych międzynarodowych traktatów ani praw uniemożliwiających rozmieszczenie wojsk teraz, gdy Putin najechał na Ukrainę. Demokratycznie wybrany rząd Wołodymyra Zełenskiego z zadowoleniem przyjąłby taką obecność wojska”.
Sugeruje, że wojska NATO miałyby być rozmieszczone na zachodzie Ukrainy i w miarę kłopotów armii rosyjskiej posuwać się ku wschodowi. Ich zadaniem byłaby ochrona przed kryzysem humanitarnym. Na Ukrainę miałyby trafić wojska pancerne.
„Ten plan wymaga twardego przywództwa, ale nie oznacza automatycznej wojny z Rosją, nie mówiąc już o konflikcie nuklearnym. Pan Putin lubi potrząsanie szabelką, nie tylko dlatego, że do tej pory działało to jako odstraszanie. Rosyjski przywódca, którego siły są ograniczane przez uzbrojoną, ale zdeterminowaną ukraińską armię, raczej nie zaryzykuje potyczek z lepiej wyposażonymi dywizjami zachodnimi po drugiej stronie Ukrainy, które do niego nie strzelają. Pan Putin może być fanatykiem i hazardzistą, ale on i jego generałowie pozostają racjonalni. Nie chcą wywołać nuklearnego Armagedonu” – czytamy.
Od soboty przedstawiciele NATO ostrzegali Putina, że stanie w obliczu „wojny z NATO”, jeśli nawet „pojedynczy czubek buta rosyjskiego żołnierza” wkroczy na terytorium któregokolwiek z 30. krajów członkowskich sojuszu.
Brytyjczycy podejmują intensywne działania, by rozpocząć procesy przeciwko rosyjskim urzędnikom odpowiedzialnym za popełnienie zbrodni wojennych.
Moskwa poprosiła Chiny o dostawy wojskowe, a także wsparcie gospodarcze, aby złagodzić skutki sankcji, ale Ameryka ostrzegła Pekin przed angażowaniem się w konflikt. W poniedziałek amerykański doradca ds. bezpieczeństwa narodowego USA Jake Sullivan miał się spotkać w Rzymie z chińskim odpowiednikiem, by przestrzec Pekin przed angażowaniem się w pomoc dla Rosjan.
Trafiona przez wojska rosyjskie baza wojskowa, zwana Międzynarodowym Centrum Misji Pokojowych i Bezpieczeństwa, od 2015 roku służy za centrum szkoleniowe zachodnich wojsk ukraińskich wespół z wojskami NATO. W manewrach na tym terenie brały udział siły USA, Wielkiej Brytanii, Kanady, Polski, Szwecji i Danii (projekt „Operacja Unifier”).
Na ternie ośrodka jeszcze w lutym przebywali zachodni instruktorzy wojskowi. Baza służy jako centrum szkoleniowe dla tysięcy cudzoziemców, którzy zgłosili się na ochotnika do obrony Ukrainy.
Do ostrzału miało dojść w niedzielę o świcie, gdy ochotnicy jeszcze spali. Atak przeprowadzono przy udziale pocisków manewrujących wystrzelonych z rosyjskich samolotów bojowych. Ukraińscy urzędnicy sugerują, że samoloty przyleciały z Saratowa z południowo-zachodniej Rosji.
Organizacja Narodów Zjednoczonych poinformowała, że w niedzielę podczas wojny na Ukrainie zginęło co najmniej 596 cywilów, w tym 43 dzieci, a 1067 cywilów zostało rannych. W oblężonym nadmorskim Mariupolu od początku wojny zginęło co najmniej 2187 osób.
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski domaga się od NATO ustanowienia strefy zakazu lotów nad jego krajem. Jak na razie sojusz odmawia.
Pentagon zaś informuje, że wojsko USA nadal jest zaniepokojone wschodnią flanką NATO na granicy polsko-ukraińskiej i szuka sposobów na wzmocnienie ochrony przestrzeni powietrznej na tym terytorium. Strefa zakazu lotów nad Ukrainą oznaczałaby gotowość sojuszników NATO do zestrzeliwania rosyjskich samolotów i możliwość bycia zestrzelonym przez Rosjan.
W najbliższych tygodniach NATO przeprowadzi duże manewry z udziałem około 30 tys. żołnierzy z 25 krajów w Norwegii. Około 10 tys. żołnierzy amerykańskich stacjonuje obecnie w Polsce. W zeszłym tygodniu rozmieszczono wyrzutnie przeciwrakietowe Patriot w Polsce w pobliżu granicy z Ukrainą.
Urzędnicy amerykańscy szukają również sposobów na uzupełnienie i wzmocnienie zdolności obrony powietrznej Ukrainy. Opiera się ona głównie na systemach produkcji sowieckiej. Amerykańscy urzędnicy wojskowi spodziewali się, że po tygodniach walk w innych częściach kraju, Rosja zaatakuje zachodnią Ukrainę, by odciąć ukraińskie siły powietrzne i źródło broni oraz sprzętu dla Kijowa, gdzie płynęła pomoc z Polski i Rumunii.
Źródło: thenationalnews.com, wsj.com, nytimes.com
AS