Mimo apeli prezydenta Turcji Recepa Tayyipa Erdogana świat muzułmański nie stworzy silnego sojuszu w obliczu wojny w Strefie Gazy, bo wśród tych krajów jest zbyt dużo wzajemnej niechęci – oceniła w rozmowie z PAP Karolina Wanda Olszowska, prezes Instytutu Badań nad Turcją.
We wtorek turecki prezydent Recep Tayyip Erdogan oświadczył, że po Palestynie i Libanie Izrael weźmie na cel Turcję. – Kierując się iluzją ziemi obiecanej, izraelski rząd, po Palestynie i Libanie, weźmie na cel naszą ojczyznę – powiedział prezydent w tureckim parlamencie.
Według ekspertki z Uniwersytetu Jagiellońskiego słowa Erdogana były skierowane do tureckiego społeczeństwa i są związane ze strachem o bezpieczeństwo Turcji w kontekście eskalacji sytuacji na Bliskim Wschodzie. Prezydent dał też w ten sposób do zrozumienia, że jego kraj powinien obawiać się antytureckich działań i polityki przeciwko Turcji, którą – jak stwierdził – ma forsować izraelskie „lobby” w krajach Zachodu.
Wesprzyj nas już teraz!
– Erdogan nie obawia się tego, że bezpośrednio po Libanie Izrael zaatakuje tureckie terytorium, bo byłoby to nawet geograficznie trudne – podkreśliła rozmówczyni PAP.
Prezydent Turcji zarzucił premierowi Izraela Benjaminowi Netanjahu, że próbuje destabilizować Bliski Wschód i popełnia „ludobójstwo” w Strefie Gazy. Po raz kolejny porównał go też do Hitlera. Oskarżył szefa izraelskiego rządu o to, że będzie tak długo walczyć, aż „pokona wszystkich muzułmanów”, bo jego polityka jest antymuzułmańska. Dlatego Turcja też – według Erdogana – ma być celem ataków izraelskich.
Rozmówczyni PAP zaznaczyła, że tureckie społeczeństwo obawia się destabilizacji sytuacji na Bliskim Wschodzie i panują w nim nastroje antyizraelskie. – Turcy oceniają, że to, co dzieje się w Strefie Gazy, jest ludobójstwem, że to Izrael jest winny. (…) Jest oczekiwanie, zwłaszcza wśród wyborców Erdogana, że polityka będzie propalestyńska, że (Turcja) będzie bronić muzułmanów i że nie „pójdzie na współpracę”, choćby handlową, z Izraelem – tłumaczyła dr Olszowska.
Prezydent zapewnił we wtorek w parlamencie, że Ankara będzie wspierać Libańczyków wszelkimi dostępnymi środkami. Rozmówczyni PAP wyjaśniła, że chodzi o pomoc humanitarną oraz dyplomatyczną. – Nie wydaje mi się, by zaangażował się w jakikolwiek sposób zbrojnie, bo tego nie oczekuje społeczeństwo – dodała turkolożka.
Erdogan wielokrotnie wzywał świat muzułmański do zjednoczenia w obliczu wojny w Strefie Gazy. – W obozie muzułmańskim jest za dużo wzajemnej niechęci, by powstał z tego jeden silny sojusz. Jest kilka krajów, które chciałyby wybić się na przywództwo, np. Egipt, Turcja, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Arabia Saudyjska. (…) Państwa te nie chciałyby, żeby dowodziły nimi inne kraje – zaznaczyła i dodała, że państwa te mają też różne interesy, jeśli chodzi o stosunki z Zachodem.
– Biorąc pod uwagę sytuację gospodarczą, Turcja nie chce oderwać się od Zachodu, od Stanów Zjednoczonych, mimo tego, że na forum międzynarodowym, np. na forum ONZ Erdogan bardzo wyraźnie upomina się o Palestyńczyków. Interesy z Zachodem są jednak w dalszym ciągu kontynuowane – podkreśliła.
Ekspertka zwróciła uwagę na „bardzo wyczekującą, dyplomatyczną postawę turecką” po zabiciu lidera Hezbollahu Hasana Nasrallaha. – Odnieśli się do tego, że Izrael popełnił zamach terrorystyczny w Libanie, ale jednocześnie nie odnieśli się bezpośrednio do zabójstwa lidera Hezbollahu, tak jak było to w przypadku zabicia przywódcy Hamasu, gdy w Turcji ogłoszono żałobę narodową. (…) Pojawiały się głosy, że Hezbollah wraz z Iranem popierał prezydenta Syrii Baszara el-Asada. Mamy tu więc złożoną mozaikę bliskowschodnią – podsumowała ekspertka.
Źródło: PAP / Natalia Dziurdzińska