Papież Benedykt XVI pokazał nam nowy, powściągliwy sposób sprawowania urzędu Piotrowego: kiedy papież o czymś decyduje, to musi być jasne, że działa na podstawie Tradycji i wiary katolickiej, a nie realizuje po prostu jakąś nową watykańską politykę. Na ten i inne aspekty pontyfikatu Benedykta XVI zwrócił uwagę w komentarzu telefonicznym dla PCh24.pl dr Paweł Milcarek, redaktor naczelny kwartalnika Christianitas.
Poniżej prezentujemy zapis komentarza dr. Pawła Milcarka:
Gdy próbuję w pierwszych godzinach po dowiedzeniu się o śmierci emerytowanego papieża Benedykta ogarnąć jego wpływ, zasługi i oddziaływanie, przychodzą mi na myśl trzy zasadnicze punkty.
Wesprzyj nas już teraz!
Po pierwsze, był to jeden z największych teologów naszej epoki, a niewątpliwie również jeden z kilku największych teologów na tronie Piotrowym; nie jest to przecież konieczna koniunkcja. Tu się jednak zdarzyła; papież był wielkim teologiem. Co więcej, rozpoczął pontyfikat już z konkretną własną teologią, równocześnie jednak zapowiedział, że nie będzie swoich idei teologicznych czynił teologią Kościoła. To była piękna nauka: nawet tak wybitny teolog, kiedy otrzymuje do ręki władzę, to pozostawia własną refleksję w prywatnej przestrzeni, jako papież będąc w najwyższym stopniu sługą wiary Kościoła. Był nim niewątpliwie; zarówno jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary jak i jako papież. Jego teologia, jak każda, może być dyskutowana; są jej wielcy zwolennicy, są też jej krytycy. To jednak, co było w niej niezwykle mocne i co ja bardzo doceniam, to umiejętność konfrontacji tradycji teologicznej Ojców z pytaniami nowoczesności. Można te pytania nowoczesności odrzucić, odwrócić się do nich plecami – i także tacy teologowie piszą później wybitne dzieła. Ratzinger/Benedykt XVI zdecydował się jednak udzielić nowoczesności różnych odpowiedzi z głębi wiary Kościoła; takich odpowiedzi, które niejednego człowieka nowoczesnego zatrzymywały i kazały mu później iść drogą Kościoła. Trzeba docenić w myśli Benedykta XVI pewną przejrzystość, odległość od swoistego impresjonizmu teologicznego, który panował w epoce posoborowej.
Druga rzecz dotyka pokory i spokoju Benedykta XVI. Był człowiekiem nieskłonnym do konfliktów, temperamentalnie źle znoszącym napięcia i spory. Cechował się zarazem odwagą, co miało swój szczególny wyraz w przeprowadzeniu. krok po kroku, przez wszystkie mechanizmy Kurii Rzymskiej, sprawy ponownej obecności liturgii tradycyjnej w życiu Kościoła. Ta kwestia była mu niewątpliwie bardzo bliska; pracował nad tym od momentu, w którym znalazł się w Rzymie. Gdy został papieżem mógł rzecz doprowadzić do właściwego etapu, w którym liturgia przedsoborowa nie była wreszcie prześladowana ani zamykana w pudełku. To wielkie osiągnięcie, nawet jeżeli dzisiaj zakwestionowany został jego dokument Summorum pontificum; urosło przecież pokolenie, które korzysta z tej liturgicznej swobody i wolności. Jest to jedna z nadziei Kościoła na przyszłość.
Trzeci element wiąże się ze specyficzną „polityczną” postawą Benedykta, co w czasie trwania jego pontyfikatu chyba słabo rozumieliśmy. Wydawało się, że papieżowi brakuje politycznej woli, że jest niezdecydowany, wielu rzeczy nie robi, chociaż przecież może. Mówiono, że pontyfikat Benedykta był mądry, ale pozbawiony wymiaru politycznego. Być może coś w tym jest, ale ja podsumowałbym to jednak inaczej: ten pontyfikat uczył nas, jak ważna jest powściągliwość władzy. Kiedy papież o czymś decyduje, to musi być oczywiste, że realizuje autorytet zakorzeniony w Tradycji i we wierze, w jej najlepszym źródle, czyli w Objawieniu. Nie może podejmować decyzji tak, jakby realizował jakąś nową politykę Watykanu, którą może narzucać, bo ma taką potestats, bo nikt nie może powiedzieć mu „nie” w sensie kościelnej struktury dyscyplinarnej. Papież Benedykt pokazał nam w pewnym sensie nowy, bardzo wstrzemięźliwy sposób sprawowania prymatu papieskiego. Niestety, nie wchodząc teraz w podsumowania, w całej swojej skromności i ostrożności zdecydował się ostatecznie zejść ze sceny, co będzie zapewne przedmiotem rozmaitych ocen historyków.
Not. Pach