Kiedy dr Zbigniew Martyka rozpoczynał batalię sądową, miał nadzieję, że fakty i prawda będą miały pierwszorzędne znaczenie. Po wielu miesiącach walki przyszedł czas refleksji. Lekarz przyznaje, wskazując na swoje doświadczenia, że toczy walkę z wiatrakami. Że naprzeciw faktom i wiedzy stawiane są sztuczki formalne i omijanie rzeczowej debaty. „Podjąłem decyzję, że odpuszczam ten temat” – napisał na swoim blogu. „Dopóki władza się radykalnie nie zmieni, szanse na sprawiedliwość są nikłe. Mam nadzieję, że to kwestia niedługiego czasu” – podkreślił.
Dr Martyka na swoim blogu dokonał podsumowania spraw sądowych z jego udziałem. Lekarz dzieli się w nim swoimi doświadczeniami z sal sądowych. Ostatnią taką batalią był proces wytoczony dziennikarkom TVN za podanie w medium nieprawdziwej informacji na temat powoda. Padła wówczas nieprawdziwa informacja, że dr Martyka został pozbawiony prawa do wykonywania zawodu oraz że wprowadzał on w błąd, głosząc „covidowe bzdury”. Na antenie tvn24 można było usłyszeć, że dr Martyka głosi „szkodliwe opinie”, była mowa o „repertuarze antyszczepionkowych bzdur” itd.
„Tymczasem (…) wszelkie informacje podawane przeze mnie opierały się na oficjalnych danych ogólnie dostępnych, jak również na badaniach naukowych najwyższej jakości. Miałem świadomość, że oficjalne przekazy medialne podające zmanipulowane informacje są przyczyną lęku, strachu a często paniki – co przynosi ewidentne szkody zarówno psychiczne jak i fizyczne. W moim głębokim przekonaniu ludzie zasługiwali na prawdę, którą należało im przekazać” – wskazał dr Martyka. Lekarz podkreślił, że dbał o to, by „podawać tylko informacje uzyskane z oficjalnych danych oraz opublikowanych prac naukowych, aby nie dawać pretekstu do fałszywego oskarżania mnie, że wprowadzam kogoś w błąd”.
Wesprzyj nas już teraz!
I jak ta wiedza i fakty zostały potraktowane w sądzie? Otóż nie były one istotne. „Tak więc, według sądu, nie ma znaczenia, że podawałem w swoich wypowiedziach prawdę, a nie głosiłem „covidowych bzdur”. Dziennikarki mogły podać informację, jaką podały” – zauważył.
Na tym nie koniec, bo także sprawa oskarżenia dr. Grzesiowskiego, który miał pomówić dr. Martykę w programie telewizyjnym, została przez sąd odrzucona (sąd uznał, że nie było dowodu, iż w programie konkretnie mówił o dr. Martyce, a on sam się do tego nie przyznał). Teraz ów lekarz zapamiętany głównie z prognozowania covidowego armagedonu został Głównym Inspektorem Sanitarnym.
Jak napisał dr Martyka, „Dzisiaj z pomysłów Grzesiowskiego można się jedynie śmiać. Podobnie jak z jego zachowania podczas tzw. pandemii, kiedy to codziennie robił sobie testy, a po domu chodził w maseczce. Co więcej, ŻADNA z jego prognoz się nie sprawdziła. Dokładnie ŻADNA. Natomiast w swojej „ekspertyzie” wypowiadał się przeciw moim artykułom. Nieistotne było dla niego, że z moich wypowiedzi, w przeciwieństwie do niego, sprawdziło się praktycznie wszystko i od początku miałem rację. Przed sądem nie odważył się na polemikę ze mną oraz nie zamierzał próbować bronić swoich śmiesznych tez. Zamiast tego stał na stanowisku, że jego wypowiedzi wcale nie były o mnie, ale należy je traktować bardzo ogólnie”.
Te doświadczenia sądowe dr. Martyki sprawiły, że pojawiła się można wątpliwość, czy warto w takiej atmosferze prowadzić dalszą walkę. Praktyka wskazuje, że w obecnych realiach, to „walka z wiatrakami”.
„Długo zastanawiałem się, czy prowadzić dalej sprawy. Dzięki Państwa pomocy mogłem te wszystkie fakty przedstawić przed sądem. Strona przeciwna nie miała praktycznie żadnych argumentów merytorycznych, szukając swoich możliwości jedynie w kwestiach formalnych. Podjąłem decyzję, że odpuszczam ten temat. Nominacja Grzesiowskiego na Głównego Inspektora Sanitarnego uświadomiła mi, że to jest walka z wiatrakami. Osoba wielokrotnie skompromitowana dostała awans, natomiast setki lekarzy, którzy wtedy mieli rację, nadal są prześladowani. Dopóki władza się radykalnie nie zmieni, szanse na sprawiedliwość są nikłe. Mam nadzieję, że to kwestia niedługiego czasu” – podsumował dr. Martyka.
Cały wpis i uzasadnienie decyzji dostępny jest na blogu dr Zbigniewa Martyki
Źródło: zbigniew.martyka.eu
MA