Czy jest rzeczą normalną, iż w obecnym czasie ogromnego kryzysu energetycznego, w polskich lasach leżą i gniją drzewa? Przecież są to miliony metrów doskonałego opału, który jest marnowany. Najwięcej takich powalonych drzew zalega w Puszczy Białowieskiej – około 5 milionów metrów sześciennych drzew. Leżą one tam nie tylko na terenach rezerwatów, gdzie ich usuwania na większą skalę, zabraniają przepisy ochronne, ale także na przestrzeni tysięcy hektarów puszczy, gdzie Lasy Państwowe prowadzą (tylko teoretycznie) gospodarkę leśną.
Dla tzw. ekologów i zielonych rezerwaty przyrody to „święte krowy”, z których nawet jednej igiełki sosnowej nie można wynieść, a co dopiero mówić o drewnie. Czy jednak to podejście jest zasadne? Widząc ogromne spustoszenie jakie powoduje pozostawienie drzew, zaatakowanych przez kornika, w Puszczy Białowieskiej, moim zdaniem potrzebne byłoby przemyślenie sprawy raz jeszcze. Powinien do tego skłonić władze choćby przykład Rezerwatu Krajobrazowego Władysława Szafera w Puszczy Białowieskiej. Kiedyś jego przepiękny drzewostan budził zachwyt. Dziś, kiedy się tam wchodzi, po prostu chce się płakać. Widok jest przerażający. Zagładę tego rezerwatu spowodowało utopijne przekonanie, że w XXI wieku las przetrwa bez ingerencji człowieka.
Pozostawianie w rezerwatach wszystkich drzew – chorych, martwych, suchych, zwalonych wiatrem, jest podejściem ideologicznym, a nie naukowym. Znany profesor Władysław Szafer, polski botanik żyjący w latach 1886-1970, który był inicjatorem utworzenia Białowieskiego Parku Narodowego oraz kilku rezerwatów, zalecał usuwanie z nich chorych drzew. Podobnego zdania był prof. Jan Szyszko, wysokiej klasy znawca botaniki lasów.
Wesprzyj nas już teraz!
Zakaz usuwania leżących drzew z różnego rodzaju rezerwatów leśnych wynika z zapisów ustawy o ochronie przyrody. Dokładnie ustawa ta przewiduje, że w rezerwatach można ścinać jedynie te drzewa, które zagrażają ludzkiemu życiu. Chodzi tu o drzewa martwe lub mocno pochylone, stojące blisko szlaków turystycznych. Przeważnie jednak takie drzewa, po ścięciu, są pozostawiane w rezerwatach. Ustawa daje też możliwość wywiezienia z rezerwatu drzewa leżącego. Jednak w przypadku każdego takiego pojedynczego drzewa, trzeba złożyć odpowiedni wniosek do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska i ona decyduje. Większość rezerwatów znajduje się na terenach zarządzanych przez Lasy Państwowe, dlatego wnioski o usuniecie leżących drzew z rezerwatów składają przede wszystkim leśnicy.
Przepisy te nie dają jednak możliwości pozyskania oraz sprzedaży na normalną skalę, czyli według zapotrzebowania odbiorców, drewna opałowego zalegającego na terenie rezerwatów. Zapotrzebowanie na opał jest obecnie ogromne. Polakom daje się we znaki inflacja i horrendalnie wysokie ceny materiałów opałowych – w tym drewna. W tym samym czasie w rezerwatach leżą i gniją miliony metrów sześciennych drewna opałowego. Czy więc władze państwowe nie powinny znowelizować ustawy o ochronie środowiska, w ten sposób, żeby ułatwić Lasom Państwowym przeprowadzania procedur związanych z pozyskaniem drzew w rezerwatach – chorych, niebezpiecznych oraz leżących.
Ilość drzew leżących w rezerwatach przyrody jest zapewne ogromna. Nikt tego nie sumował, kiedy jednak zdamy sobie sprawę, że na terenie Polski jest 1285 leśnych rezerwatów przyrody, można śmiało powiedzieć, że chodzi tu o dziesiątki milionów metrów sześciennych drewna i to drewna o wysokiej klasie energetycznej -m.in. grab, buk, dąb. Na pewno część z nich jest już spróchniała i nie nadaje się do palenia, ale te drzewa które padły lub zostały ścięte niedawno, na pewno stanowią dobry surowiec energetyczny.
Idea pozostawiania martwych drzew w rezerwatach przyrody opiera się na tym, iż rozwija się w nich życie mikroorganizmów, a także niektórych owadów a nawet płazów i ptaków. Ekologiczni aktywiści dodają jeszcze do tego, iż kiedyś las radził sobie z martwymi drzewami bez pomocy człowieka – to i teraz sobie poradzi.
Jest to jednak myślenie tylko życzeniowe. Po pierwsze kiedyś nie było przemysłu ciężkiego, nie było plastiku, a ogólnie mówiąc zanieczyszczeń szkodliwych dla leśnego ekosystemu było „tysiąc razy” mniej. I dlatego las sobie sam radził. A dziś sobie wyraźnie nie radzi. Weźmy, najbardziej znany las w Polsce, a może i Europie, czyli Puszczę Białowieską. Za radą „mędrców” spod znaku Greenpeace w roku 2008, kiedy kornik mocno zaatakował drzewa w puszczy, ówczesny rząd zabronił usuwania chorych drzew. Puszcza miała sobie z kornikiem poradzić, jednak ostatecznie okazało się, że to kornik sobie poradził z puszczą, czego dowodem są całe połacie zniszczonego lasu.
Prawdą jest, że pewna ilość martwych drzew w lesie mu służy, jednak zbyt duża ich ilość – bardzo szkodzi. Granicą jest tu tzw. gradacja drewnojadów, czyli owadów niszczących drzewa m.in. kornika. Gradacja to inaczej inwazja, plaga, która dewastuje las. Kiedy się spaceruje po lesie normalną rzeczą jest natknąć się od czasu do czasu na jakieś, położone spróchniałe drzewo. Co innego jak martwych drzew leży w lesie tyle, że układają się one w zaporę nie do przejścia, to już kataklizm ekologiczny, podobny do lasu strawionego przez pożar.
Ekolodzy ideologiczni oczywiście uspakajają społeczeństwo, że normalną sprawą jest masowe umieranie np. świerków, bo w ich miejsce urosną nowe drzewa. Nie wiadomo czy zdają sobie sprawę z tego, że taką argumentacją popierają gospodarkę leśną prowadzoną przez Lasy Państwowe, którą zieloni oficjalnie z furią atakują. Przecież leśnicy robią to samo, wycinają w pień kwartał lasu, a potem sadzą nowe drzewka – tzw. szkółka leśna.
Zaleganie w lasach i rezerwatach dużej ilości martwego, suchego drzewa jest również niebezpieczne z jeszcze innego powodu niż kornik. Niszczycielskie pożary lasów w Czechach pokazały, że obecna susza stwarza realne niebezpieczeństwo katastrofy ekologicznej. Powróćmy do przykładu Puszczy Białowieskiej, która od wielu lat jest przesuszona. Stąd m.in. masowe obumieranie świerków, które z powodu płytkiego zagłębienia systemu korzeniowego, są bardzo wrażliwe na poziom wód gruntowych. Świerki, osłabione brakiem wody, stają się łatwym łupem korników.
Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Białymstoku alarmuje, że w ostatnich latach ryzyko wybuchu pożaru w Puszczy Białowieskiej wzrosło aż kilkunastokrotnie! „Od początku trwającej obecnie klęski związanej z aktywnością kornika drukarza ilość martwego drewna w puszczańskich nadleśnictwach wzrosła ponad siedmiokrotnie. Tak duża ilość martwego drewna to potencjalne „paliwo” dla ognia.” – napisano w komunikacie Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Białymstoku.
Średnio na hektarze lasu zalega obecnie w Puszczy Białowieskiej ponad 100 ton martwego drewna, a znaczna część powierzchni zamarłych lasów jest pokryta suchymi łatwopalnymi trawami, co może pożar spotęgować. W tym roku w Puszczy Białowieskiej wybuchło już kilka groźnych pożarów. Tylko jeden pożar w puszczy koło Hajnówki strawił 4 hektary cennego lasu. Strażacy skarżyli się na zalegające martwe drzewa, które podsycały ogień i bardzo przeszkadzały w prowadzeniu akcji ratowniczej.
I nikt na tych zalegających w puszczy drzewach nie skorzystał, no może oprócz ognia. Straciła przyroda i stracił człowiek. A gdyby władze pozwoliły leśnikom te drzewa z lasu wciągnąć i sprzedać Polakom, zamiast próbować zapychać „dziurę opałową” chrustem, zyskali by wszyscy.
Adam Białous