Załatwianie formalności w polskich urzędach wymaga dużo cierpliwości. Jeden dokument musi bowiem przejść przez ręce ogromnej, jak na nasze wyobrażenia, rzeszy urzędników. A każdy z nich musi nasz wniosek zatwierdzić. I w końcu mamy decyzję. Pozostaje pytanie dlaczego to musi trwać tak długo?
Można to prześledzić na przykładzie rejestracji auta. Sprawa niby prosta, a jednak jak się okazuje na decyzję trzeba poczekać w niektórych urzędach nawet dwa tygodnie. Jak podaje „Gazeta Prawna” wniosek o rejestrację, w zależności od urzędu, musi być poddany kilkudziesięciu czynnościom urzędniczym. Przykładowo w Krakowie jest ich 30, w Toruniu – 43, a w Gdańsku aż 88! Innym przykładem jest uzyskanie pozwolenia wodnoprawnego. W Kielcach wniosek podlega 63 czynnościom, w Toruniu – 81, a w Szczecinie – 78.
Wesprzyj nas już teraz!
Skąd te różnice? Ano stąd, że procedury stosowane w poszczególnych urzędach są różne. Nie ma bowiem na ten temat żadnych wytycznych. Nikt nie wydał odpowiedniej instrukcji, która określałaby jakie czynności są konieczne do podjęcia konkretnej decyzji. To skutkuje bałaganem w urzędach, brakiem efektywności i w związku z tym ślimaczeniem się najprostszych spraw.
W opinii naukowców z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, którzy podjęli się zbadania procesów zachodzących w administracji publicznej, najefektywniejszym rozwiązaniem byłoby utworzenie cyfrowego obiegu dokumentów na szeroką skalę. Skróciłoby to drogę, jaką musi przejść dokument od momentu złożenia wniosku, do podjęcia decyzji. Co więcej, twierdzą oni, że nie wymagałoby to zmiany przepisów i zatrudniania nowych urzędników, co z kolei przełożyłoby się na zmniejszenie kosztów takich procesów. Autorzy badań chcą opracowane modele upraszczające skomplikowane procedury umieścić na Portalu Elektronicznej Bazy Procesów Administracji Publicznej, licząc że urzędnicy zaczną z nich korzystać.
Ale jest też problem innego rodzaju. Elektroniczne systemy są już w urzędach obecne, jednak nie wszędzie. Natomiast w 86% tych, które dysponują już elektronicznym systemem obiegu dokumentów, w dalszym ciągu są one drukowane. Chyba jednak nikogo to nie dziwi, wszak biurokracja nie lubi się liczebnie ograniczać. System – systemem, ale urzędnika nic nie zastąpi. A że urzędnicy są tradycjonalistami „przywiązanymi do papieru”, to na 67 dokumentów elektronicznych w urzędach miejskich przypada 1,7 tys. dokumentów papierowych. Nie lepiej jest w urzędach marszałkowskich, tam bowiem na 1,6 tys. papierowych przypada 55 elektronicznych. W wojewódzkich ta proporcja wynosi 1,2 papierowe na 56 cyfrowych.
Ciekawe czy ktoś zrobi w końcu jakieś badanie na temat sensu zatwierdzania przez biurokratów wszystkiego, co tylko się da. A tendencja jest niepokojąco rosnąca. Urzędnicy mają coraz więcej władzy nad naszym życiem i chcą decydować o najbardziej błahych sprawach. Po co zresztą badania, chyba większość obywateli ma świadomość bezsensowności takiego stanu rzeczy. A nasi decydenci i tak mają to wszystko, brzydko mówiąc, „w nosie”.
Źródło: www.gazetaprawna.pl
I.Sz.