Wybór przed siedmiu laty kard. Józefa Ratzingera na Stolicę Piotrową wlał nowego ducha w katolików, przeżywających nieco wcześniej smutne chwile związane z odejściem jego poprzednika bł. Jana Pawła II. Z nowym pontyfikatem szczególne nadzieje wiązały środowiska tradycjonalistyczne. Znając szacunek kard. Ratzingera dla dziedzictwa Kościoła, upatrywały w nowym Piotrze przewodnika, który poprowadzi Kościół do reformy, przywracającej poszanowanie dla Tradycji. Rzeczywiście, w kolejnych latach zmienił się klimat wokół idei powrotu do źródeł. Szczególne znaczenie miało otwarcie na dorobek liturgiczny dwudziestu wieków. Ufając, że kolejne lata obecnego pontyfikatu, przyniosą jeszcze bardziej obfite owoce, przypominamy krótki fragment książki Józefa Ratzingera „Duch Liturgii”, obrazujący poglądy Ojca Świętego na celebrację kultu Bożego:
Relacje te zarówno w budowie kościoła, jak i w realizacji liturgii, stały się w czasach nowożytnych niejasne, a nawet zupełnie przestano je sobie uświadamiać. Tak tylko daje się wytłumaczyć fakt, że wspólny kierunek modlitwy kapłana i ludu zaczął być nazywany „celebrowaniem do ściany” lub „odwracaniem się plecami do ludu”, sprawiając tym samym wrażenie czegoś absurdalnego i całkowicie nie do przyjęcia. Tylko w ten sposób wyjaśnić można fakt, że uczta – do tego wyobrażana w nowożytnych obrazach – stała się w tym momencie normatywną ideą dla liturgicznej celebracji chrześcijan. Tak naprawdę doszło tutaj do klerykalizacji, nigdy wcześniej w tym miejscu nieobecnej. Kapłan – jako przewodniczący liturgii (jak się go teraz chętnie nazywa) – staje się teraz właściwym punktem odniesienia dla całości. Wszystko zależy od niego. To jego trzeba widzieć, to w jego działaniu brać udział, jemu odpowiadać – to jego kreatywność podtrzymuje całość. W sposób uzasadniony podejmowana jest próba zredukowania tej dopiero co powołanej do życia roli poprzez rozdzielenie różnorodnych czynności i powierzenie „twórczego” opracowania liturgii grupom wiernych przygotowujących nabożeństwo, które powinny, a przede wszystkim chcą „włączyć siebie” w przebieg mszy. Coraz mniej widać tu Boga, coraz ważniejsze staje się to, co czynią ludzie, którzy spotykają się tutaj i którzy wcale nie chcą się już poddać „danemu z góry schematowi”.
Zwrócenie się kapłana do ludu czyni ze wspólnoty zamknięty krąg. Wspólnota w swoim kształcie nie jest już otwarta ani do przodu ani do góry, lecz zamyka się w sobie samej. Wspólne zwrócenie się na Wschód nie oznaczało ani tego, że „celebruje się do ściany”, ani tego, że kapłan „odwraca się plecami do ludu” (nie był on po prostu uważany za aż tak ważnego). Albowiem tak, jak w synagodze wspólnie patrzono w stronę Jerozolimy, tak i tutaj wspólnie patrzy się „na Pana”. Jak wyraził to J.A. Jungmann, jeden z Ojców Konstytucji Liturgicznej Soboru Watykańskiego II, chodziło raczej o ten sam kierunek zwrócenia się kapłana i ludu, którzy wiedzieli, iż wspólnie zmierzają do Pana. Nie zamykają się w kręgu, nie przyglądają się sobie wzajemnie, lecz jako wędrujący lud Boży kierują się na Wschód, w stronę Chrystusa, który wychodzi nam naprzeciw.
Benedykt XVI, Kard. Joseph Ratzinger, Duch Liturgii , KKK, Poznań MMVII, s. 98