W historii każdej chyba polskiej rodziny istnieje jakiś wątek, który wiąże się z dworem. Czy jest to biografia przodków, jakaś stara książka, plik fotografii czy ufundowany przez szlachecką rodzinę kościół, gdzie byliśmy chrzczeni, czy tylko wiejska droga, tuż przy polu dziadka, którą – jak to słyszeliśmy w dzieciństwie – przed wojną dziedzic zawsze wracał z miasta. Albo dawny znajomy rodziców, który na tle znijaczonego społeczeństwa epoki PRL wyróżniał się innym sposobem mówienia i bycia, choć jego skromne wytarte ubranie nie mogło budzić żadnych skojarzeń.
Jest to jakiś obraz bardzo odległy, o konturach zatartych i barwach spłowiałych, głęboko utkwiony w pamięci, nie całkiem jasny. Obraz dziwnie pociągający, który przemawia do nas z odległej przeszłości. O czym on mówi? O czymś, co przestało istnieć, ale trudno o tym zapomnieć. Nie sposób wyprzeć z pamięci nasuwających się obrazów i skojarzeń, prowadzących ku ciągowi barwnych postaci przewijających się w sennym korowodzie. Na czele kroczy król, rycerstwo, potem panowie. Połyskują wyłogi kontuszów, kołyszą się pióra, dźwięczą szable i ostrogi. Kim są ci ludzie? Dlaczego wracają?
Wesprzyj nas już teraz!
Pomimo faktu, że szlachta i ziemiaństwo jako klasa społeczna przestały istnieć sześćdziesiąt lat temu, jej przedstawicieli wymordowano, zmuszono do emigracji lub skazano na nędzę odbierając im podstawy egzystencji, a rodowe siedziby zrównano z ziemią lub zamieniono na szkoły, urzędy, szpitale i magazyny, odradza się dziś w Polsce zamiłowanie do typu architektury, który jest symbolem tej klasy, a nawet więcej – jest bardzo mocno utrwalonym w naszej zbiorowej świadomości symbolem polskości. Powraca dworek polski w nieskończonej ilości mniej i bardziej udanych kopii, mutacji i odmian. W tych stylistycznie nienagannych, gdzie klasyczna linia dachu i białe kolumienki dźwigające tympanon są ścisłym, pełnym pietyzmu odwzorowaniem dawnego kunsztu i poczucia smaku historycznych budowniczych, i w tych uwspółcześnionych, które są dowolnymi fantazjami na temat dworu, a jednak pomimo to niosą czytelną informację: Polacy chcą powrotu tamtych historycznych postaci, postaci odległych, niczym ze snu. Polacy pragną mieszkać w czymś, co kojarzy się z dworkiem. Nie lekceważmy tych tęsknot.
Wołanie o ład
Ukryte pragnienie piękna – we własnym domu i we własnym życiu – jest wyrazem tęsknoty szerszej, za ładem wewnętrznym i społecznym, którego sens zawarty jest w strukturze świata stworzonej przez Boga. Rewolucyjne wywracanie tej struktury, które w historii wydarza się raz po raz, z zastanawiającą regularnością, nic nie da. Wołanie o ten ład odzywa się w sercach ludzi wszystkich pokoleń. W styczniu 1903 roku, Leon XIII mówił do patrycjatu i szlachty Rzymu, co następuje: „O ile Jezus Chrystus zechciał spędzać życie prywatne w cieniu skromnego domu i być znany jako syn rzemieślnika, i o ile w swoim życiu publicznym chciał żyć i czynić dobro pośród ludu, to jednak zechciał On narodzić się w rodzinie królewskiej, wybierając Maryję za matkę i Józefa za przybranego ojca, oboje wybranych potomków z rodu Dawida. Wczoraj (…) mogliśmy powtórzyć razem z Kościołem te piękne słowa: »Maryja objawia się nam pełna blasku, zrodzona z rodu królewskiego«” (Ks. Henri Delassus Duch rodzinny).
Ród królewski to nie tylko dawna historia, pełna blasku. To, nade wszystko, zobowiązania wobec wszystkich, którzy są w zasięgu władzy królewskiej. Tak samo wiązały one ród szlachecki czy rodzinę ziemiańską, żyjącą wśród społeczności, nad którą sprawowała opiekę. Symbolem tej władzy nie jest bezduszne panowanie, lecz służba. Misją rodzin ziemiańskich oraz szlacheckich w naszym kraju było budowanie i obrona państwa, a także tworzenie i ochrona kultury, duchowej tkanki życia społecznego, która łączy nas wszystkich w jeden żywy organizm. Rodziny te wydawały przez szereg stuleci wybitnych mężów stanu, biskupów, księży, powstańców, obrońców suwerenności kraju, artystów, twórców kultury i społeczników. Kształtowały i ożywiały narodową świadomość we wszystkich warstwach społecznych. Stanowiły wzór życia i punkt odniesienia także w kwestii pielęgnowania powierzonej im przez Stwórcę ziemi – nie na własność, bo taka w pełnym wymiarze tego słowa nie istnieje, nie jesteśmy bowiem właścicielami dóbr danych przez Boga w darze – ale w dzierżawę. I tu – po latach dewastowania ziemi przez państwowego użytkownika, który nie potrafił nigdy być gospodarzem – widać najlepiej, jak wielki jest brak w naszym kraju ziemian. Jak zniszczony został potencjał gospodarczy wsi – sztuka uprawiania ziemi obrócona została często w grabież jej zasobów – tak zniszczony został również jej pejzaż kulturowy.
Z szesnastu tysięcy dworów (w obrębie dzisiejszych granic Polski) – które oznaczały także szesnaście tysięcy większych i mniejszych majątków ziemskich, z reguły prowadzonych wzorowo, bo stanowiły podstawę utrzymania rozległych rodzin, a o ogromnym wkładzie gospodarki prowadzonej przez ziemian w gospodarkę kraju mówią wyrywkowe badania historyków gospodarki (m.in. prof. W. Roszkowskiego) – zostało dwa tysiące. W większości ruin i szkieletów dawnych zadbanych i świetnych siedzib, które dziś z trudnością znajdują nowych właścicieli. Rodzina – ziemia – wiara – kultura – tradycja, to ten splot wartości był uznany przez najeźdźców ze Wschodu za największą przeszkodę w rzuceniu Polski na kolana. Właśnie w celu położenia kresu niepodległości Polski, ziemiaństwo zostało ogołocone ze wszystkiego, nawet z dobrego imienia, prześladowane i wygnane, a ostatnio skazane na zapomnienie (Prof. Janusz Gołaski Program rodzin ziemiańskich).
Dzisiejsze odradzanie się sympatii i zainteresowania polskim dworkiem, które swój najbardziej powszechny wyraz ma w zamiłowaniu do pewnego typu rodzinnej architektury, powinno mieć też na uwadze czynny sprzeciw wobec dyskryminacji, oszczerstw i rabunku, którego ofiarą padło ziemiaństwo w niedalekiej przeszłości, które to czyny, jak przypomina prof. Gołaski, ciągle przemilcza się lub usiłuje się usprawiedliwić. Taktyka zaś tych przemilczeń to także zapominanie o faktycznym dorobku i posłannictwie ziemian i szlachty, a eksploatowanie w kulturze masowej obrazu balu, polowania czy kuchni szlacheckiej jako rzekomych symboli tamtej kultury, symboli łatwych do przyswojenia dla nuworyszowskiej warstwy komunistycznej oligarchii.
Zakorzenić od nowa
Jeśli Bóg zechce pewnego dnia przerwać ten upadek, gdy trzeba będzie zreorganizować nasze społeczeństwo, być może zajdzie konieczność odbudowania szlachty z tego, co pozostało po arystokracji, to znaczy z rodzin, którym udało się uniknąć zarażenia pochłaniającym nas złem, mówi ks. Henri Delassus w swojej pracy, zwracającej nas ku prawdziwej hierarchii, jako źródłu społecznego ładu. Komuniści bardzo pragnęli pozbawić Polskę obecności wszystkich, którzy tworzyli tę prawdziwą hierarchię, na szczycie której znajduje się Bóg, a która nie istnieje bez prawdy, dobra i piękna. Jeżeli zachowywali bez zniszczeń i grabieży parę siedzib ziemiańskich czy arystokratycznych, to jako muzea, które stanowić miały nagrobek nieistniejącego świata. Świat ten jednak – poza wysoką kulturą materialną – był światem ludzi, jak powiadał jeden z jego piewców, Melchior Wańkowicz, niezdolnych do ułatwiania sobie życia, gdzie się nie godzi, którzy przez całe życie nieśli w swojej psychice przyciężki złom zasad. I to może bardziej z tego powodu, a nie tylko dzięki urokowi zewnętrznych form życia, dzięki widzialnemu pięknu, które przetrwało na starych obrazach, sztychach i spłowiałych fotografiach, potrafi on pociągać dziś tysiące polskich rodzin pragnących od nowa zakorzenić się w polskości. Rodzin, które szukając swego miejsca na ziemi kojarzą bezbłędnie polski Dom z dworem.
Ewa Polak – Pałkiewicz
Tekst ukazał się w nr. 1 dwumiesięcznika „Polonia Christiana”