15 stycznia 2023

Dziedzictwo kardynała Ratzingera: właściwa katecheza o stworzeniu jako antidotum na gnozę

(Oprac. GS/PCh24.pl)

Chociaż wiele już powiedziano i napisano o dziedzictwie zmarłego papieża Benedykta XVI, wydaje się, że nie dość wyraźnie wybrzmiała kwestia fundamentalna, to jest ogromne przywiązanie najpierw prefekta Kongregacji Nauki Wiary, a potem Ojca Świętego do katechezy o stworzeniu. A co za tym idzie – istnieje potrzeba ukazania spojrzenia wybitnego teologa na stosunek do nauki i proponowanych przez nią wyjaśnień genezy życia.

 

Tą kwestią z reguły zajmują się, dysponując ograniczoną metodologią i narzędziami, nauki przyrodnicze. Niestety, uczeni nie poprzestają na własnych odpowiedziach dotyczących kwestii pochodzenia wszechświata, materii i wielości form życia na świecie. Często uzurpują sobie prawo do kreowania teorii twierdzących, jakoby człowiek był „dziełem przypadku”.

Wesprzyj nas już teraz!

 

W wygłoszonej 24 kwietnia 2005 roku homilii inaugurującej pontyfikat papież Benedykt XVI przypomniał: – Nie jesteśmy przypadkowym i pozbawionym znaczenia produktem ewolucji. Każdy z nas jest owocem zamysłu Bożego. Każdy z nas jest chciany, każdy miłowany, każdy niezbędny.

 

Słowa te padły w czasie trwającej za oceanem ożywionej debaty naukowców i zażartego sporu między zwolennikami neodarwinizmu a przedstawicielami tzw. Inteligentnego Projektu (ID). Jedna ze stron sporu wytykała luki w teorii ewolucji wskazując, że neodarwinowska synteza nie jest w stanie wyjaśnić genezy życia. Zakłada ona bowiem, że organizmy, w tym człowiek, swoje poszczególne cechy nabyły w wyniku niezaplanowanych, bezrozumnych i losowych procesów ewolucyjnych, to jest w wyniku selekcji naturalnej, przypadkowych mutacji i walki o byt.

 

Ideowy konflikt w owym czasie przybrał charakter batalii publicznej o prawo do nauczania w szkołach publicznych w USA innych, alternatywnych teorii na temat powstania życia. W późniejszym czasie w sposób szczególny w obronę neodarwinowskiego dogmatu i wynikającego z niego ewolucjonizmu zaangażowali się politycy, zakazując kwestionowania tej „podstawowej teorii naukowej” (absurdalna rezolucja Rady Europy z 2007 r.). Tyle że nauka ma to do siebie, iż często balansuje na granicy niepewności i musi być korygowana w oparciu o coraz nowsze wyniki badań.

 

Nawiązał do tego papież Benedykt XVI u kresu swojego życia w „testamencie duchowym”, gdzie apelował, by „trwać mocno w wierze”. Papież zaznaczył, że był „z daleka świadkiem zmian w naukach przyrodniczych” i widział, jak „rozpływały się pozorne pewniki sprzeczne z wiarą, okazywały się nie nauką, lecz interpretacjami”. „Widziałem i widzę, jak z plątaniny hipotez wyłoniła się i na nowo wyłania racjonalność wiary” – stwierdził.

 

Ogromne znaczenie właściwej katechezy o stworzeniu. Chrześcijaństwo kontra gnoza

Kard. Joseph Ratzinger, który w 2005 roku został wybrany następcą świętego Piotra, od zawsze przywiązywał ogromną wagę do właściwej katechezy na temat stworzenia. Kwestia ta została – w jego przekonaniu – mocno zaniedbana po Soborze Watykańskim II.

 

Skutkiem jest przyjęcie postawy gnostyckiej, a nie chrześcijańskiej. Pierwsza odrzuca wiarę w stworzenie na rzecz opanowywania świata i życia przez wiedzę. W gnostyckim obrazie stworzenie jawi się jako zależność, a Bóg jako podstawa zależności, dlatego też jest On atakowany. Rzekomo tylko wiedza wyzwala człowieka. Gnostycy nie ufają stworzonemu światu, lecz temu, który ma być stworzony, który nie potrzebuje żadnego zaufania, lecz jedynie sprawności.

 

Postawa chrześcijańska zaś głosi, że człowiek jest zdany na Bożą miłość. Wynika z tego pokora i szacunek dla stworzenia, dla samego bytu oraz wdzięczność za to, że żyje, że jest na tym świecie, bo przecież powołał go Ten, który wszystko może.

 

Człowiek współczesny nie chce być stworzeniem. Nie chce być zależny. Nie chce przyjąć miary i granicy, które są w nim zawarte. Chce być bogiem, stąd zmienia się jego relacja względem innych. Zaczyna niszczyć i wykorzystywać bliźnich, stając się przy tym niewolnikiem swoich sprawności, które również jego wyniszczają. Popada w grzech, będący odrzuceniem prawdy, odrzuceniem granicy między dobrem a złem.

 

Kardynał Ratzinger w przedmowie do wydanej na polskim rynku w 2006 r. przez wydawnictwo Salwator książeczki pt. „Na początku Bóg stworzył …”, będącej zapisem jego czterech kazań o stworzeniu i upadku, a także wykładu teologicznego na temat konsekwencji wiary w stworzenie, pisze: „Zagrożenie życia przez dzieła człowieka, o którym dzisiaj wiele się mówi, sprawiło, że temat stworzenia nabrał nowej aktualności. Paradoksalnie jednak przesłanie o stworzeniu niemal całkowicie znikło z katechezy, z przepowiadania, a także z teologii. Opowieści o stworzeniu są przemilczane, ich przesłanie wydaje się dziś nie do przyjęcia. W obliczu takiej sytuacji cztery katechezy o stworzeniu wygłoszone na wiosnę 1981 r. w Katedrze Najświętszej Maryi Panny w Monachium postanowiłem poświęcić katechezie o stworzeniu dla dorosłych”.

 

Wyjaśniając, że w następnych latach, z racji pełnionych obowiązków nie miał czasu przejrzeć tychże katechez spisanych z nagrań i nie odpowiadał na liczne prośby o zezwolenie na ich publikację, później jeszcze bardziej uświadomił sobie „krytyczne położenie tematu stworzenia w dzisiejszym przepowiadaniu”. Sięgnąwszy po dawne manuskrypty uzupełnił je, zezwolił na wydanie, aby „przesłanie Boga-Stworzyciela odzyskało swoje miejsce w naszym przepowiadaniu”.

 

Hierarcha przywołał dwa „charakterystyczne przykłady” świadczące o praktycznym porzuceniu tematu stworzenia w nurcie wpływowej współczesnej teologii. W dziele pt. Neues Glaubensbuch. Der gemeinsame christliche Glaube wydanym przez J. Feinera i L. Vischera „trudno jest oczekiwać czegoś pozytywnego” – pisał kardynał. Cytował fragmenty o tym, jakoby: „Pojęcia selekcji i mutacji są intelektualnie bardziej rzetelne niż pojęcie stworzenia”; „Stworzenie jako plan kosmiczny jest ideą, która już się wyczerpała”; „Pojęcie stworzenia stało się tym samym nierzeczywiste”; „Stworzenie oznacza powołanie człowieka – wszystko inne, co na ten temat można powiedzieć również w Biblii, nie jest przedmiotem samego stworzenia, lecz jego częściowo mitologicznym, apokaliptycznym sformułowaniem”. Kardynał Ratzinger przytoczywszy te fragmenty pyta: „Czy nie należałoby powiedzieć, że przy tych założeniach dalsze używanie słowa stworzenie jest niczym innym, jak semantycznym oszustwem?”.

 

„To samo redukcjonistyczne stanowisko” odnajdziemy w La foi des catholiques. Catechese fundamentale wydanej przez wydawnictwo Centurion w Paryżu w 1984 r., gdzie katechezie o stworzeniu poświęcono zaledwie pięć stron na 736, a zawarta w niej „egzystencjalna redukcja tematu stworzenia oznacza jednak pewną (jeśli nie całkowitą) utratę rzeczywistości wiary, przy czym Bóg nie ma już nic do czynienia z materią”.

 

W 1996 r. w „Uwagach na temat nowego wydania” czterech katechez o stworzeniu kard. Ratzinger stwierdził, że po upływie ponad 10 lat od publikacji „aktualność tego tematu stała się wyraźniejsza” . Hierarcha, zdając sobie sprawę z ograniczeń edycji, zauważył jednak, że może ona „służyć przypomnieniu istotnych treści chrześcijańskiej wiary w stworzenie i zachęcić do ich rozwijania w przepowiadaniu i teologii”. Ratzinger dołączył do wydania wykład teologiczny pt. „Konsekwencje wiary w stworzenie”, wyjaśniając, jak doszło do zepchnięcia wiary w stworzenie na „margines świadomości chrześcijańskiej”, pokazując jednocześnie jak ważna jest i jak daleko idące konsekwencje – wykraczające poza Kościół – ma nauka o stworzeniu.

 

Cztery kazania o stworzeniu…

Katecheza pierwsza: wiara w stworzenie jest rozumna

Czego więc się z nich dowiadujemy? W pierwszym kazaniu poświęconym Bogu-Stwórcy ówczesny prefekt Kongregacji Nauki Wiary stwierdza, że „wiara w stworzenie również dzisiaj nie jest nierealna, lecz rozumna”, a „w świetle wyników nauki jest lepszą hipotezą wyjaśniającą lepiej i więcej niż wszystkie inne teorie”. „Rozumność stworzenia płynie z rozumu Boga” i prawdą pozostaje to, co mówił poganin Arystoteles czterysta lat przed Chrystusem, spierając się z tymi, którzy twierdzili, że wszystko powstało przez przypadek – ekt’automatou. Rozumność świata pozwala nam rozpoznać rozum Boga – mówi hierarcha, a Biblia „otworzyła rozum na Bożą prawdę i Bożą miłość”. Bóg jest stwórcą wszystkich rzeczy, jest też ich Panem i wszystkim się opiekuje. Interpretując teksty biblijne o stworzeniu należy odróżnić treść od formy opowieści o stworzeniu, widzieć je w szerszym kontekście, dostrzegając jedność przedstawianych dziejów z uwzględnieniem także kryterium chrystologicznego. Czytając Pismo Święte z Chrystusem jesteśmy w stanie odróżnić obraz od właściwej, trwałej treści wypowiedzi. To mocny grunt, na którym można się oprzeć.

 

Katecheza druga: „projekt”

W kazaniu drugim, W „sensie biblijnych opowieści o stworzeniu” autor zauważa, że rozumność wiary w stworzenie „odsyła do mocy, która stała na początku i mogła powiedzieć: Niech się stanie!”

 

Ratzinger przypomina, że w XIX wieku nauki przyrodnicze były pod wpływem dwóch wielkich zasad: zasady zachowania materii i zasady zachowania energii. „W ich świetle świat jawił się jako wiecznie trwający, poddany niezmiennym prawom przyrody kosmos, który istnieje sam w sobie, nie potrzebuje niczego poza sobą”. Doprowadziło to nawet Laplace’a do stwierdzenia: „Nie potrzebuję już hipotezy Boga”. Jednak odkrycia naukowe i sformułowana zasada entropii, stanowiąca, że energia przechodzi w stan, z którego nie można już jej przywrócić, wskazywała, iż świat staje się i przemija, wpisano w niego czasowość. Następne odkrycia dotyczące przemiany materii w energię podważyły dwie wcześniejsze zasady. „Później przyszła jeszcze teoria względności, a także inne odkrycia, pokazujące, że świat niejako niesie w sobie swój zegar – zegar, który pozwala nam na rozpoznanie początku i końca drogi od źródeł do zakończenia. Nawet jeśli odcinek upływającego czasu niezwykle się rozszerzył, to jednak (…) znów można dostrzec tę chwilę, o której mówi Biblia: ten początek, który wskazuje na tego, kto miał moc powołania bytu do istnienia, do powiedzenia: Niech się stanie! – i stało się”.

 

Ratzinger wyjaśnia dalej, że mamy do czynienia z „projektem”. Świat nie jest chaotyczny. „Im bardziej poznajemy świat, tym lepiej widzimy rozum, którego drogi możemy tylko śledzić z podziwem”. Widzimy „Ducha-Stworzyciela”, któremu zawdzięczamy rozum, o czym niegdyś Albert Einstein mówił, że w prawach przyrody objawia się tak potężny rozum, że wobec niego wszelki sens ludzkiego myślenia i porządkowania wydaje się niczym”. Ten „rozum” utrzymuje kosmos w jedności.

Kardynał nawiązał także do odkryć w dziedzinie biologii, wskazując, że nawet w podstawowej jednostce życia, to jest w komórce odkrywamy „rozumność, która budzi w nas podziw, tak że za św. Bonawenturą musimy powiedzieć: Kto tego nie widzi jest ślepy. Kto tego nie słyszy, jest głuchy. Kto nie zaczyna tu wychwalać Stworzyciela, jest niemy”.

 

Teolog odniósł się do redukcjonistycznych metod nauk przyrodniczych, do pozytywizmu i naukowców, którzy trwają przy błędnych koncepcjach – byle by tylko nie dopuścić pytań o „pierwszego poruszyciela” – broniąc ślepo twierdzeń, jakoby świat powstał przy przypadek, w wyniku błędów. Choć sami przyznają, że niekiedy ich koncepcje są absurdalne, np. Jacques Monod, francuski biochemik, laureat Nagrody Nobla z dziedziny fizjologii i medycyny w 1965 r. za odkrycie mechanizmów genetycznej kontroli działania komórek.

Ów profesor tłumaczył, że metoda naukowa zmusza go do tego, aby nie dopuścić do zadania pytania, na które odpowiedź musiałaby brzmieć: Bóg. „Cóż to za nędzna metoda?” – komentuje Ratzinger. Dodaje, że „fizyka, biologia, nauki przyrodnicze jako takie dostarczyły nam niezwykłych opowieści o stworzeniu (…) pozwalającymi na rozpoznanie oblicza Stwórcy i na ponowne stwierdzenie: Tak, u początku i u źródła wszelkiego bytu stoi Duch-Stwórca. Świat nie jest wytworem ciemności i bezsensu, lecz pochodzi z rozumienia, pochodzi z wolności, z piękna, które jest miłością. Zobaczenie tego daje nam odwagę pozwalającą nam żyć, dającą nam moc do tego, aby spokojnie stawić czoła przygodzie życia”.

 

Autor zwrócił uwagę na trwałe znaczenie symbolicznych elementów tekstu o stworzeniu, chociaż w inny sposób niż biologia czy fizyka, mówią nam o rzeczywistości, pokazując, że jest jeden Bóg, a „świat nie jest zmaganiem się ciemnych mocy, lecz stworzeniem, które pochodzi ze Słowa”. Poszczególne stwierdzenia tekstu biblijnego są „prawdą na wzór symbolu” jak „gotycki witraż w grze kolorów pozwala nam na odkrycie czegoś głębszego”.

 

Ratzinger wskazał na przykład na symbolikę liczb. „W opowieści o stworzeniu dziesięć razy mówi się: Bóg rzekł. W ten sposób już historia stworzenia wskazuje na dziesięć przykazań (…) nie są one dowolnym wynalazkiem, który ma ograniczać wolność człowieka, lecz wprowadzeniem w ducha, język i sens stworzenia, wyrażając język świata, logikę Boga, która stoi u podstaw świata”. Liczba siedem, oznaczająca fazy księżyca w schemacie stworzenia wskazuje, że jesteśmy włączeni w rytm kosmosu, „nie jesteśmy zamknięci w naszym małym „ja””, a w szerszym znaczeniu jest wyrazem rytmu serca, Bożej miłości, która się w nim wyraża. Co więcej, jak wykazuje Ratzinger, rytm ten służy głębszemu stwierdzeniu, że „Stworzenie zmierza do szabatu, który jest znakiem przymierza między Bogiem a człowiekiem”. Wiąże się to oczywiście z adoracją Boga. Jak mówi św. Benedykt: „Niczego nie można przedkładać ponad służbę Bożą”.

 

Autor zauważa, że „nie jest to wyraz egzaltowanej pobożności, lecz czyste, trzeźwe zastosowanie opowieści o stworzeniu i jej przesłania do naszego życia”. Wszystkie ludy wiedziały o tym, że świat istnieje dla kultu, dla uwielbienia Boga. Odnajdujemy to we wszystkich kulturach i opowieściach o stworzeniu, Jednak „zarozumiałość źle rozumianej nauki przeszkadza nam w usłyszeniu tego przesłania stworzenia”.

 

Opisując szczegółowo, jak to było w przypadku żydów i przymierza Boga z ludem wybranym, kardynał wskazał na konsekwencje odrzucenia przesłania o stworzeniu i „popadnięcia w niewolę działania”.

 

„W opowieści o stworzeniu – czytamy – szabat przedstawiony jest jako dzień, w którym człowiek w wolności uwielbienia uczestniczy w Bożej wolności, w Bożym odpoczynku, a tym samym w Bożym pokoju. Świętowanie szabatu oznacza świętowanie przymierza”. Mojżeszowe prawodawstwo społeczne przewidywało, że co siedem lat następował rok szabatowy, w którym „ziemia i ludzie mogli odpoczywać” . W wielkim roku szabatowym, który przypadał, kiedy „siedem razy minęło siedem lat”, trzeba było darować wszystkie długi, unieważnić wszystkie transakcje kupna i sprzedaży. „Każdy powracał do początku, a świat na nowo wychodził z Bożej ręki”. Ratzinger sugeruje za uczonymi w Piśmie, cytując Księgę Kronik, że cierpienia jakie spotkały lud wybrany wynikały nie tylko z grzechów, które wypominano Izraelowi, ale sięgały głębiej „samych korzeni”. „Księga Kronik stanowi: Dokąd kraj nie wywiąże się ze swych szabatów, będzie leżał odłogiem przez cały czas swego zniszczenia, to jest przez siedemdziesiąt lat” (2 Kr 36, 21).

 

Autor pisze, że „oznacza to, iż Izrael odrzucił Boży odpoczynek, wytchnienie, które pochodzi od Boga, uwielbienie, które niesie spokój i wolność, a popadł w niewolę działania. Poddał świat tej niewoli, a tym samym uwikłał w nią samego siebie. Dlatego Bóg musiał mu dać szabat, którego człowiek nie chciał. Odrzucając rytm wolności i odpoczynku, który pochodzi od Boga, człowiek zapomniał o tym, że jest obrazem Boga, a tym samym podeptał świat. Dlatego musiał zostać wyrwany z przywiązania do własnych dzieł. I dlatego Bóg na nowo skierował go ku temu, co jest jego istotą, wyzwolił go od władzy działania. Operi Dei nihil praeponatur – na pierwszym miejscu znajdują się uwielbienie, wolność i Boży odpoczynek. Tylko wówczas człowiek może naprawdę żyć”.

 

W kazaniach Ratzingera zawarta jest krytyka koncepcji lansowanych przez Klub Rzymski domagający się depopulacji z powodu nadmiernej eksploatacji ziemi. Kardynał przypomina, że człowiek ma się troszczyć o świat, „szanując rytm i logikę stworzenia”, ale odrzucił krytykę chrześcijaństwa i obwinianie chrześcijan za „czynienie sobie Ziemi poddaną”. Krytykuje także Karola Marksa, który nie chciał by człowiek pytał o „pochodzenie świata i jego projektu”, obawiając się przesłania o stworzeniu; krytykuje Ernsta Blocha, który mówił, że prawdą nie jest to co poznajemy, lecz to co przekształcamy, to co zwycięża. Mawiał, że potrzebujemy „bieguna nienawiści”, który będzie napędzał nas do działania i przekształcania rzeczywistości. On również widział stworzenie jako „wytwór przypadku i konieczności”.

 

Ratzinger uważa, że „zanikła pokora wiary” a „zarozumiałość działania poniosła porażkę”. Ta postawa doprowadziła do postrzegania człowieka jako „szkodnika, który jest prawdziwą chorobą przyrody”. „Człowiek przestał siebie lubić, najchętniej usunąłby samego siebie, tak aby przyroda mogła być na nowo zdrowa. W ten sposób nie naprawimy jednak świata; sprzeciwiamy się bowiem Stwórcy również wówczas, gdy nie chcemy człowieka, którego On chciał. W taki sposób nie uzdrowimy przyrody, lecz raczej zniszczymy siebie, a z nami również stworzenie. Zabierzemy mu nadzieję, która jest w nim i wielkość, do której jest powołany”.

 

Kardynał dodaje, że „światu możemy naprawdę służyć tylko wtedy, gdy przyjmujemy go wedle tych wskazówek, które daje nam Słowo Boże”. Niczego bowiem nie można przedkładać nad dzieło Boże i służbę Bogu. To jest – jak się wyraził hierarcha – „zasada zachowania stworzenia”, „wbrew fałszywej czci oddawanej postępowi, wbrew uwielbieniu przemiany, która niszczy człowieka i wbrew oskarżaniu człowieka, które również prowadzi do zniszczenia stworzenia, odwodząc je od jego celu. Tylko Stwórca naprawdę wyzwala człowieka i kiedy w Nim pokładamy naszą ufność, jesteśmy na drodze wyzwolenia świata, człowieka i rzeczy”.

 

Katecheza trzecia: człowiek jest chciany, ma swoją miarę, której przekraczać nie może

W kazaniu trzecim o stworzeniu człowieka Ratzinger przypomina, że w odróżnieniu od zwierząt nasze życie nie jest zaprogramowane i „bycie człowiekiem pozostaje dla każdego z nas zadaniem, wezwaniem skierowanym do naszej wolności”. Biblijna opowieść o stworzeniu człowieka „chce nam pomóc w poznaniu projektu, który Bóg ma w stosunku do człowieka”. Z jednej strony wszyscy ludzie są równi przed Bogiem – pochodzimy z jednej ziemi”. Z drugiej człowiek jest ograniczony, zależny, ma swoją miarę. „Spotyka się” w nim „niebo i ziemia” , człowiek „znajduje się w bezpośredniej relacji do Boga”.

 

„Słowo Boże Starego Testamentu odnosi się do każdego człowieka: Wołam Cię po imieniu, jesteś mój. Bóg zna i kocha każdego człowieka. Każdy człowiek jest chciany i kochany przez Boga. Każdy człowiek jest Jego obrazem. Na tym polega pierwsza i najgłębsza zasada ludzkości – wszyscy, każdy człowiek realizuje ten sam projekt Boży, który odpowiada tej samej stwórczej idei Boga. Dlatego Biblia mówi: Ten kto niszczy człowieka, niszczy Bożą własność (Rdz 9, 5)”.

 

Autor dodaje, że „ludzkie życie znajduje się pod szczególną ochroną Boga, gdyż każdy człowiek – ubogi czy bogaty, chory i cierpiący, nieprzydatny czy wysoko postawiony, narodzony czy nienarodzony, nieuleczalnie chory czy tryskający zdrowiem – nosi w sobie Boże tchnienie, każdy jest obrazem Boga. To jest najgłębsza racja nienaruszalności godności człowieka i na tym opiera się ostatecznie każda cywilizacja”. Jeśli nie ma takiego spojrzenia, zaczynają się dywagacje na temat naszej użyteczności, a konsekwencją tego jest barbarzyństwo. Tam zaś, gdzie szanuje się godność człowieka, to co „duchowe i moralne pozostaje nienaruszone”. Od tego, czy uda nam się obronić tę prawdę, zależy los nas wszystkich.

 

Ratzinger krytykuje technokratyzm i technicyzm, a także postawę uznawania za prawdę jedynie tego, co da się potwierdzić przez eksperyment i formuły matematyczne, wykluczając zaś to co moralne i duchowe. Sprzeciwia się sprowadzaniu etyki do fizyki, bo przez to niszczymy człowieka. „Rozumu moralnego – tylko dlatego, że ma on inną naturę i że jego poznanie ma inną formę niż poznanie matematyczne – nie możemy uznawać za czystą irracjonalność i za przesąd. Jest on jedną – i większą – formą rozumu, która naukom przyrodniczym i technice nadaje ludzką rangę, i może je uchronić przed skierowaniem się przeciw człowiekowi”.

 

Człowiek jest stworzony do relacji z Bogiem, „jest najbardziej sobą, gdy potrafi zwrócić się do Boga słowem Ty”. Od zwierzęcia odróżnia go to, że potrafi pomyśleć o Bogu, potrafi się modlić, potrafi nawiązać relację ze Stwórcą i innymi, jest zdolny do daru z siebie dla innych. Czy jednak nie zostało to podważone przez teorię Darwina o pochodzeniu człowieka z królestwa zwierząt?

 

Ratzinger sugeruje, że „teoria ewolucji próbuje odkryć i opisać procesy biologiczne. Nie może jednak wyjaśnić pochodzenia projektu człowiek”, jego wewnętrznego źródła i jego istoty. Wskazuje, że mikrobiologia i biochemia dostarczyły nam informacji na temat budowy komórki i okazuje się, że organizm ludzki jest pod wieloma względami podobny do maszyny.

Organizmy „urzeczywistniają pewien projekt, przemyślany i rozumny plan, który sam w sobie jest spójny i logiczny. Ich funkcjonowanie opiera się na precyzyjnie przemyślanej i dlatego zrozumiałej konstrukcji. Ale oprócz podobieństw są tez różnice”.

 

Ratzinger zauważa, że organizm ludzki jest „nieporównywalnie bardziej pomysłowy i odważny niż najbardziej wyrafinowane maszyny”. Maszyny wydają się być „tandetne” w porównaniu z człowiekiem. Ponadto organizm porusza się sam, napędzając się od wewnątrz, inaczej niż maszyna, którą ktoś musi wprawić w ruch. Organizm sam potrafi się „reprodukować” – „może odnawiać i przekazywać projekt, którym sam jest. Innymi słowy ma zdolność rozmnażania się, poprzez którą pojawia się nowa żyjąca całość”. Odzwierciedla to „istnienie tego co stałe, wiecznych idei, które przenikają rzeczywistość i są jej stałymi zasadami. Po prostu każdy organizm przekazuje swój projekt, którym sam jest”.

 

Nawet wrogi wobec religii Monod stwierdza, że „dla współczesnej biologii właściwością istot żyjących nie jest ewolucja, lecz właśnie to, że są one niezmienne. Przekazują siebie dalej. Ich projekt trwa” – pisze kardynał. Jednak ten sam Monod próbując „znaleźć drogę do ewolucji” dochodzi do absurdalnych wniosków, sugerując, że ponieważ przyroda jest konserwatywna, kiedyś musiały się pojawić błędy, które następnie skumulowały się i doprowadziły do powstania nowych form życia. „Monod – pisze Ratzinger – wyciąga stąd zadziwiający wniosek: W ten sposób powstał cały świat istot żyjących, w tym również człowiek. Jesteśmy wytworem przypadkowych błędów”.

 

„Co możemy powiedzieć o tych sugestiach?” – pyta Ratzinger. I odpowiada: „Do nauk przyrodniczych należy wyjaśnianie tego, jakie czynniki powodują wzrost drzewa życia i pojawianie się na nim nowych gałęzi. To nie jest kwestia wiary. Możemy i musimy mieć jednak tyle odwagi, aby powiedzieć, że wielkie projekty życia nie są wytworami przypadku i błędu. Nie są projektami płynącymi z selekcji, której przypisuje się własności boskie, choć w tym miejscu są one nielogiczne i nienaukowe – są współczesnym mitem. Wielkie projekty życia wskazują na rozum, odsyłają nas do Stworzyciela, dzisiaj jeszcze wyraźniej niż dawniej. Dlatego z nową pewnością i radością możemy powiedzieć: Tak, człowiek jest projektem Boga. Tylko Stwórczy Duch był na tyle mocny, wielki i śmiały, aby móc wymyślić taki projekt. Człowiek nie jest błędem, lecz jest chciany, jest owocem miłości. W sobie samym, w śmiałym projekcie, którym jest on sam, człowiek może odkryć język Stwórcy, który do niego mówi i który daje mu odwagę do powiedzenia: Tak, Ojcze, Ty mnie chciałeś”.

 

Odnosząc się do cierpienia Jezusa Chrystusa i postępowania Piłata, Ratzinger przypomina, że „w Jezusie Chrystusie możemy zobaczyć, kim jest człowiek, projekt Boga (…) w obliczu umęczonego Jezusa możemy sobie uświadomić, jak bardzo okrutny, mały, podły może być człowiek. Możemy w Nim zobaczyć historię ludzkiej nienawiści i grzechu. Ale jednocześnie możemy w Nim i w Jego cierpiącej dla nas miłości odczytać Bożą odpowiedź. Tak, to jest człowiek, którego Bóg tak ukochał, że pozostanie z nim aż do ostatecznej próby śmierci. Również w skrajnym położeniu człowiek pozostaje powołany przez Boga, pozostaje bratem Jezusa Chrystusa, powołanym do uczestnictwa w wiecznej miłości Boga. Pytanie: Kim jest człowiek? – znajduje swoją odpowiedź w naśladowaniu Chrystusa. Idąc za nim każdego dnia w cierpliwej miłości i cierpieniu, możemy uczyć się tego, kim jest człowiek i stawać się ludźmi”.

 

Czwarta katecheza: grzech i potrzeba nawracania się

W katechezie czwartej poświęconej grzechowi i odkupieniu, nawiązując do opowieści o grzechu pierwszych ludzi, Ratzinger przypomina o potrzebie nawracania się. Ubolewa, że dziś praktycznie nie naucza się o grzechu. Kwestia ta jest niemal „całkowicie przemilczana”. „Przepowiadanie religijne stara się go unikać. Teatr i film używają tego słowa w sposób ironiczny czy też czynią zeń element rozrywki. Socjologia i psychologia starają się zdemaskować je jako złudzenie lub jako kompleks. Nawet prawo coraz częściej próbuje obejść się bez idei winy. Posługuje się raczej socjologiczną figurą, która idee dobra i zła wyraża statystycznie, rozróżniając pomiędzy zachowaniem regularnym i zachowaniem odbiegającym od statystycznej normy. Zakłada się zarazem, że proporcje mogą się odwrócić. To, co dzisiaj odbiega od normy może stać się regułą, a nawet być może powinniśmy dążyć do tego, aby tak właśnie się stało. Taka redukcja do tego, co ilościowe, oznacza porzucenie idei moralności. Jest to logiczne, jeśli nie istnieje żadna miara człowieczeństwa, która nas poprzedza, która nie została wymyślona przez nas, lecz wypływa z wewnętrznej dobroci stworzenia”.

 

Sednem problemu jest to, że współczesny człowiek „nie zna żadnej miary, co więcej, nie chce je znać, gdyż widzi w niej zagrożenie dla swojej wolności.

Człowiek wyparł temat grzechu ze swojej świadomości, ale to nie znaczy, że go nie ma i nie ma prawdy o grzechu, o winie. „Charakterystyczna wydaje mi się nieustannie gotowa do ataku agresywność, z którą coraz częściej mamy do czynienia w naszych społeczeństwach – owa nieustająca gotowość do ubliżania innym, do uznawania ich za winnych naszych własnych nieszczęść, do piętnowania społeczeństwa i do próby zmieniania świata przez przemoc. Wydaje mi się, że można to zrozumieć tylko jako wyraz wypartej ze świadomości prawdy o winie, której człowiek nie chce uznać. Ponieważ jednak prawda ta nadal istnieje, człowiek musi ją atakować i niszczyć”.

 

Wypierając prawdę, nie usuwa jej i w konsekwencji to wyparcie prowadzi go jedynie do choroby. Dlatego też – dodaje Ratzinger za Pismem Świętym – jednym z zadań Ducha Świętego jest „pouczanie świata o grzechu” (J 16, 8).

Autor zaznacza, że nie chodzi o to, aby ludzi gnębić, „zatruć im życie”, lecz o to, aby „sprowadzić do prawdy i w ten sposób ich uzdrowić”. Bo człowiek może być zdrowy tylko wówczas, gdy żyje w prawdzie, a nie gdy ją jedynie wypiera i jej zaprzecza.

 

Ratzinger klarownie wyjaśnia istotę grzechu pierwszych ludzi w raju, wskazując, że „pokusa nie zaczyna się od zaprzeczenia istnieniu Boga, od popadnięcia w ateizm”. Wąż nie przeczył istnieniu Boga, „pozornie zadał sensowne pytanie”. Rzucił jednak podejrzenie na przymierze Boga, „na wspólnotę wiary, modlitwy i przykazań, w której pozostajemy z Bogiem przymierza”. Tym samym człowiek zrywając to przymierze „wkroczył na drogę, na której sam buduje swój świat”. Człowiek nie przyjął granicy swojej istoty, granicy między dobrem a złem. Odrzucił moralność, mając nadzieję, że zyskał wolność.

 

Szczególnie wyraźnie to widać w sztuce czy technice. Miarą sztuki staje się „artystyczna sprawność”. Dlatego sugeruje się, że nie ma dobrych czy złych książek, a jedynie dobrze lub źle napisane. Podobnie jest z filmami, obrazami lepiej lub gorzej zrobionymi czy namalowanymi. „Wydaje się, że tym co się liczy nie może być moralność, lecz tylko sprawność; sztuka (niem. Kunst, umiejętność) płynie ze sprawności (niem. Können, umieć) – wszystko inne jest jej pogwałceniem. Jakże to przekonujące! Oznacza to jednak, że istnieje taka przestrzeń, w której człowiek może się wznieść ponad swoje granice. Ten który tworzy sztukę, nie zna granic, wolno mu wszystko, co może zrobić. To zaś oznacza, że miarą człowieka jest wyłącznie jego sprawność, a nie byt, nie dobro i zło. Jeśli tak jest, to człowiekowi wolno czynić to, co może czynić” – dywaguje Ratzinger i na przykładzie postępu naukowego nie uwzględniającego moralności wyjaśnia do jakiego barbarzyństwa prowadzi takie podejście.

 

Wspomina, jak Robert Oppenheimer i jego koledzy fizycy zareagowali, gdy pojawiła się możliwość stworzenia bomby atomowej. Było to dla nich technically sweet, technicznie fascynujące i pociągające. Podobnie myślał komendant obozu w Auschwitz, Höss. W swoich dziennikach pisał, że obozy koncentracyjne były „wspaniałym technicznym osiągnięciem”. „Trzeba bowiem było uwzględnić plan ministerstwa, wielkość i wydolność krematoriów, uzgadniając to wszystko tak, aby funkcjonowało nienagannie – już to stanowiło fascynujący i wewnętrznie spójny program, który jako taki sam się uzasadniał” – Ratzinger przywołuje wspomnienia zbrodniarza wojennego.

 

To z takiego myślenia, z takiej postawy i fascynacji możliwościami technicznymi, nie uznawania miary zapisanej w samej istocie człowieka, biorą się liczne okrucieństwa. Tymczasem ludzie powinni zdać sobie sprawę, że dają się zwieść oszustwu szatana, który chce zniszczyć świat i człowieka.

 

Człowiek ma swoją miarę i „nie może zafiksować się na wydajności, technicznych czy artystycznych możliwościach”. „Możemy powiedzieć, że najgłębszą treścią grzechu jest to, że człowiek chce zaprzeczyć faktowi bycia stworzonym, gdyż nie chce przyjąć miary i granicy, które są w nim zawarte. Człowiek nie chce być stworzeniem, nie chce być zależny, nie chce mieć miary. Swoją zależność od Bożej miłości interpretuje jako poddanie, a podanie jest niewolą, z niewoli zaś trzeba się wyzwolić. Dlatego człowiek sam chce być bogiem. Jeśli tego próbuje, wszystko się zmienia. Zmienia się relacja człowieka do samego siebie, zmienia się jego relacja do innych ludzi. Dla tego, kto chce być bogiem, również drogi człowiek staje się granicą, konkurentem, zagrożeniem. Relacja z innymi staje się granicą wzajemnego oskarżania, walki, jak to po mistrzowsku przedstawia opowieść z Księgi Rodzaju w rozmowie miedzy Bogiem a Adamem i Ewą (Rdz 3, 8–13). W końcu relacja człowieka do świata zmienia się w taki sposób, że staje się relacją niszczenia i wykorzystywania”. Człowiek po prostu niszczy prawdę i miłość. „Nie staje się sobą – bo to jest niemożliwe – lecz karykaturą (…), niewolnikiem swoich sprawności, które go niszczą”.

 

Grzech jest odrzuceniem prawdy. „Dlatego możemy teraz zrozumieć, co oznaczają te tajemnicze słowa: Nie wolno wam jeść z niego (Rdz 3, 3), Oznacza to, że człowiek, który odrzuca granice pomiędzy dobrem i złem, wewnętrzną miarę stworzenia, zaprzecza prawdzie. Żyje w nieprawdzie, w nierzeczywistości. Jego życie staje się pozorem, zostaje poddany władzy śmierci, która samo życie przemienia w negację, w stan śmierci”.

 

Z opowieści o stworzeniu dowiadujemy się także, że „grzech rodzi grzech” i „dlatego wszystkie grzechy historii są ze sobą powiązane. Ten stan rzeczy teologia opisuje przez pojęcie grzechu pierworodnego, które z pewnością nie jest dokładne i może prowadzić do nieporozumień”. Ratzinger wyjaśnia, że współczesnym ludziom pojęcie grzechu pierwotnie może jawić się jako absurdalne, ponieważ zgodnie z panującymi przekonaniami, winę można przypisywać tylko konkretniej osobie. Hierarcha wyjaśnia jednak to tak, wskazując, że „nikt nie jest zamknięty w sobie”, przychodzi na świat po to, by pozostawać w relacji miłości z innymi. „Człowiek jest relacją i swoje życie, siebie samego posiada tylko na sposób relacji (…) Być prawdziwie człowiekiem oznacza pozostawać w relacji miłości, być z innych i dla innych”. Grzech zaś oznacza zniszczenie tych relacji i dotyka to także innych, „zmienia i zakłóca bieg świata”. A jeśli „sieć relacji ludzkiego bycia od początku została zakłócona, to odtąd każdy człowiek wchodzi w świat, który jest naznaczony tym zakłóceniem. Z człowieczeństwem, które jest dobre, wkracza w zakłócony przez grzech świat”. Konsekwencją tego stanu rzeczy jest wchodzenie przez każdego nas w zakłócone, zafałszowane relacje. Z tego stanu człowiek nie może się sam wyzwolić. Nie może być sam dla siebie i tylko wskutek rezygnacji z chęci bycia bogiem, z wyrzeczenia się samowystarczalności i zwrócenia się na nowo ku Temu, od którego się oddzielił, może być wyzwolony. Dzięki Chrystusowi naprawiamy zakłócone relacje.

 

Wykład: nie można rozdzielać pytania o nasz byt i naszą nadzieję

W wykładzie teologicznym na temat konsekwencji wiary w stworzenie Ratzinger przypomina, że w ostatnich latach nauka o stworzeniu zaczyna nabierać nieoczekiwanie aktualności. Wynika to z tego, że człowiek koncentrując się na działaniu i tworzeniu własnego świata napotyka opór stworzenia. „Staje się też jasne, że na pytanie: dokąd mamy iść? nie możemy trafnie odpowiedzieć, jeśli wykluczymy pytanie o to, skąd przychodzimy; że na pytanie co możemy zrobić? odpowiadamy fałszywie i przewrotnie, jeśli nie stawiamy pytania: kim jesteśmy?” Okazuje się, że nie wolno rozdzielać pytania o nasz byt i o naszą nadzieję.

 

Nauka o stworzeniu antidotum na „kryzys nowoczesnej świadomości”

Ratzinger apeluje o wydobycie nauki o stworzeniu z zapomnienia w obecnym czasie „kryzysu nowoczesnej świadomości”. Nie jest do przyjęcia ani koncepcja boskości kosmosu (Giordano Bruno), ani platońska formuła poznania matematycznego boga Galileusza, która odeszła od syntezy tego co greckie i chrześcijańskie do czysto greckiego postrzegania, a więc powróciła do tego, co pogańskie. Nie można także przyjąć podejścia Lutra, który chciał „oczyścić chrześcijaństwo” z wszystkiego co greckie i wyzwolić człowieka z „więzów bytu”, ze świata, który jest do głębi zepsuty. Nie do przyjęcia jest także podejście Hegla, który próbuje wyzwolić świat z dualizmu przyrody: geometrii i historii, będącej dramatem zła. Podobnie nie można akceptować podejścia Marksa, który zaprzecza stworzeniu…

 

Ratzinger nie ma wątpliwości, że „pojęcie stworzenia jawi się jako decydujący punkt, w którym krzyżują się drogi ducha”. Jednak zostało ono przysłonięte przez „naukowe pojęcie przyrody” rozumianej w kategoriach pozytywistycznych, redukcjonistycznie, przysłonięte „reakcją antytechnicznego resentymentu”, który pojawia się już u Jacquesa Rousseau i przekształcił się w „resentyment przeciwko samemu człowiekowi”, przysłonięte przez „teologiczną formę ukrycia pojęcia stworzenia” (monizm i gnostycyzm).

 

Duchowny wskazuje, że „konstytutywnym elementem chrześcijańskiej wiary jest przyjęcie tajemnicy jako centrum rzeczywistości, to jest przyjęcie miłości i stworzenia jako miłości i życia w świetle tej tajemnicy. Człowiek akceptuje byt i siebie jako stworzonych i zależnych od miłości albo okazuje pogardę dla stworzenia i pogardę dla bytu”. Przyjmując tę drugą postawę człowiek jest postrzegany „niczym małpa, szczególnie agresywny szczur, ale być może uda nam się coś z niego zrobić”.

 

„Chrześcijańska nauka o wyzwoleniu nie może się zatem obyć bez nauki o stworzeniu (…) Wprowadzona przez nowożytność zasadnicza alternatywa miłości i wykonania okazuje się zatem tożsama z alternatywą zaufania do bytu i sceptycyzmu wobec bytu (zapomnienia o bycie, negacji bytu), który wyraża się jako wiara w postęp; jako zasada walki klas, krótko mówiąc jako kreatywność przeciwstawiona Creatio, jako tworzenie świata przeciwstawione byciu stworzenia”. Jednak „myślnie, które przeciwstawia się stworzeniu jest drogą donikąd (…). Dlatego dla pytania o nasze działanie decydujące jest pytanie o podstawę naszego bycia: przyszłość możemy zdobyć tylko wtedy, gdy nie utracimy stworzenia” – konkluduje Ratzinger.

 

Jego nauczanie o stworzeniu wielokrotnie przewijało się w homiliach, w encyklikach poświęconych cnotom teologalnym: wierze, nadziei i miłości. Odnajdziemy je w Spe Salvi, gdzie Ratzinger już jako papież Benedykt XVI przypomina, że „to nie żywioły świata, prawa materii rządzą ostatecznie światem i człowiekiem, ale osobowy Bóg rządzi gwiazdami, czyli wszechświatem; prawa materii i ewolucji nie są ostateczną instancją, ale rozum, wola, miłość – Osoba. A jeśli znamy tę Osobę, a Ona zna nas, wówczas niewzruszona moc elementów naturalnych nie jest ostateczną instancją; wówczas nie jesteśmy niewolnikami wszechświata i jego praw – jesteśmy wolni. Ta świadomość w starożytności pobudzała prawe umysły do poszukiwania. Niebo nie jest puste. Życie nie jest zwyczajnym następstwem praw i przypadkowości materii, ale we wszystkim i równocześnie ponad wszystkim jest osobowa wola, jest Duch, który w Jezusie objawił się jako Miłość”.

 

Znajdziemy je w Deus caritas est: „Z pewnością, idea stworzenia istnieje także gdzie indziej, ale jedynie tutaj wynika całkowicie jasno, że nie jakikolwiek bóg, ale jedyny prawdziwy Bóg, On sam, jest autorem całej rzeczywistości; pochodzi ona z potęgi Jego stwórczego Słowa. To oznacza, że to Jego stworzenie jest Mu drogie dlatego właśnie, że przez Niego było chciane, przez Niego uczynione. W ten sposób pojawia się teraz drugi ważny element: ten Bóg kocha człowieka”.

 

I w Caritas in veritate: „Bóg gwarantuje prawdziwy rozwój człowieka, ponieważ stworzywszy go na swój obraz, obdarza go także transcendentną godnością i podtrzymuje należące do jego istoty pragnienie, by bardziej być. Człowiek nie jest zagubionym atomem w przypadkowym wszechświecie, ale jest stworzeniem Boga, które On zechciał obdarzyć duszą nieśmiertelną i które umiłował od początku. Gdyby człowiek był tylko owocem przypadku lub konieczności, albo gdyby musiał ograniczyć swoje aspiracje do wąskiego horyzontu sytuacji, w których żyje, gdyby wszystko było tylko historią i kulturą, a natura człowieka nie była przeznaczona do przekraczania samej siebie w życiu nadprzyrodzonym, można by mówić o wzroście lub ewolucji, ale nie o rozwoju”.

 

Odnajdziemy tę naukę w słynnym wykładzie wygłoszonym na uniwersytecie w Ratyzbonie 12 września 2006 r., czy podczas sympozjów w gronie byłych doktorantów w Castel Gandolfo, a także podczas debat na Papieskiej Akademii Nauk…

 

Zagadnienie genezy życia szczególnie w dzisiejszych czasach nabiera wielkiego znaczenia, by nie ignorowano istnienia wszechogarniających dowodów projektu Bożego w naturze, aby człowiek nie wątpił w to, że jest chciany i ukochany przez Boga. Że jest powołany do współdziałania z Nim, aby dojść do ostatecznej doskonałości. Życie nie jest wytworem przypadku i błędu!

Dziś wiemy również (konferencje w Royal Society w 2016 r. i Cambridge w 2019 r.), że sami uczeni domagają się zmiany paradygmatu neodarwinistycznego, który nie jest w stanie adekwatnie opisywać tego, co obserwujemy w przyrodzie. Jak zaznaczył podczas konferencji w Royal Society

Gerd B. Müller z Wydziału Biologii Uniwersytetu w Wiedniu, w wykładzie pt. „Dlaczego rozszerzona synteza ewolucyjna jest niezbędna”, ponad sto lat temu zauważono w dziedzinie fizyki, iż „pojęcia, które okazały się pożyteczne przy porządkowaniu, zdobywają (…) taki autorytet, że zapominamy o ich ziemskim pochodzeniu i przyjmujemy je jako dane mające charakter niezmiennej rzeczywistości. Przypisujemy im następnie miano konieczności myślowych; danych a priori, itd. Tego rodzaju błędy często przez długi czas zagradzają drogę postępowi naukowemu”. Dodał, że dziś problem ten dotyczy biologii: „Mocno ugruntowany paradygmat, mający swe korzenie w unifikacji teoretycznej, której dokonano około osiemdziesiąt lat temu, nazywany nowoczesną syntezą [MS — modern synthesis] lub Syntetyczną Teorią Ewolucji, nadal stanowi dominujące ujęcie biologii ewolucyjnej. W międzyczasie w naukach biologicznych nastąpił znaczący rozwój (…). Byłoby więc dziwne, gdyby te nowe empiryczne i pojęciowe ustalenia nie niosły ze sobą żadnych następstw teoretycznych, a — mimo znaczącego wzrostu wiedzy — centralna teoria łącząca różne dziedziny biologii miała zachować swoją dotychczasową postać”. Dodał, że podważanie „teorii ewolucji” w obliczu nowych danych to „normalny proces rozwoju nauki, nie zaś — jak niekiedy się to postrzega — jakaś heretycka praktyka”.

 

Benedykt XVI doskonale zdawał sobie sprawę z ograniczeń nauki i dlatego też w swoim „testamencie duchowym” apelował, by nie dać się zwieść na manowce nauki, odrzucającej prawdę, którą nam objawił Bóg Stwórca. Wielokrotnie też podkreślał, że „wiara jest rozumna”.

Agnieszka Stelmach

***

Cytaty z katechez i wykładu kard. Ratzingera pochodzą z książki: „Cztery kazania o stworzeniu i upadku. Na początku Bóg stworzył… Konsekwencje wiary w stworzenie”, w przekładzie Jarosława Mereckiego SDS, wydanej w 2006 r. przez krakowskie Wydawnictwo Salwator.

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij