W czwartek francuski parlament głosował nad wnioskami o wotum nieufności dla drugiego już rządu Sébastiena Lecornu. Podobne wnioski złożyły: partia prawicy narodowej – Zjednoczenie (RN) i lewicowa Zbuntowana Francja (LFI). Gabinet ocalał, bo tylko 3 posłów centroprawicowych Republikanów wsparło wotum nieufności. Z kolei socjaliści porozumieli się z rządem w sprawie jego poparcia za cenę zawieszenia reformy emerytalnej.
Sébastien Lecornu oraz jego ministrowie uniknęli bolesnych skutków pierwszego wniosku LFI o wotum nieufności dzięki 18 głosom. Wystarczającego poparcia nie uzyskało też wotum nieufności złożone przez RN i UDR (partia prawicy Erica Ciottiego, złożona z dawnych Republikanów). W tym przypadku postulatu odwołania rządu nie wsparła cała lewica, także ta z LFI. Parlament pozwoli zatem przedłożyć premierowi ustawę budżetową. Nawet jeśli nie zyska ona poparcia większości, może zostać przyjęta, podobnie jak kilka poprzednich, na podstawie specjalnego zapisu konstytucji i bez poparcia posłów.
Wesprzyj nas już teraz!
Wedle komentatorów, głosowanie w parlamencie nie tyle przyniosło faktyczną wygraną premiera, co I Sekretarza Partii Socjalistycznej Oliviera Faure, który utarł nosa Emmanuelowi Macronowi. Reforma emerytur była jedną ze sztandarowych obietnic prezydenta, a teraz zapłacono nią za wsparcie ze strony PS dla rządu. – Ofiarami tych partyjnych manewrów będą Francuzi – skomentował wyniki głosowania przewodniczący Zjednoczenia Narodowego Jordan Bardella. Dodał, że „deputowani, którzy odmówili poparcia wotum nieufności, będą odpowiedzialni za przyszłe cierpienia kraju”.
Lewicowa LFI z kolei już zapowiada, że złoży nowy wniosek, którego celem będzie impeachment prezydenta kraju. Szefowa grupy parlamentarnej LFI, Mathilde Panot atakowała posłów Partii Socjalistycznej, że „dali się wciągnąć kierownictwu PS w sojusz z partią Macrona”. Na razie drugi rząd Sébastiena Lecornu zdał pierwszy test i utrzymał się głosami partii centrowych, Republikanów i Partii Socjalistycznej. W przypadku innego glosowania prezydent zapowiadał rozwiązanie parlamentu i nowe wybory, co zapewne też miało wpływ na głosowanie. Sytuacja patowa jednak trwa i nie ma szans na skuteczność działania premiera Lecornu. Po czwartkowych głosowaniach zapowiedział on, że „zabiera się do pracy”, ale może to być tylko praca w niepełnym wymiarze. Ustępstwa w budżecie będą kosztowne. Oblicza się, że stabilizacja długu Francji wymaga dołożenia 112 miliardów euro, i to tylko dla zredukowania deficytu publicznego do 4,7% PKB.
BD