8 marca 2024

„Dzień gniewu i walki” – studium fenomenu „Dnia Kobiet”

„8 Marca to nie jest dzień goździków i rajstop. 8 Marca to dzień gniewu i walki. Dzień siostrzeństwa i solidarności. Dzień zmieniania świata, dzień robienia rzeczy”. Takie oto deklaracje usłyszeliśmy z ust organizatorek warszawskiego, proaborcyjnego protestu, który odbył się 8 marca 2021 r. w ramach tzw. Strajku Kobiet. Świeckie „święto” zwane powszechnie Dniem Kobiet utkwiło, zdaje się na trwałe, w kalendarzu Polaków. Warto zbadać genezę tej inicjatywy, poznać jej „ojców założycieli” (a także „matki”), a przez to uświadomić sobie jej istotę, symbolikę i cel. Jakie prądy ideologiczne kryją się za 8 marca i dlaczego Dzień Kobiet jest tak ważny dla rozwścieczonych „osób z macicami”?

 

Dzień Kobiet w powszechnym wyobrażeniu

Wesprzyj nas już teraz!

W Polsce 8 marca traktowany jest jak powtórka z Walentynek. Społeczeństwo polskie w przeważającej części z ochotą celebruje ów dzień. Mężczyźni wręczają ukochanym kobietom kwiaty, słodycze, czy też zabierają je do kina lub restauracji. W ujęciu fenomenologicznym nie ma w tych gestach nic złego – panowie wyrażają w ten sposób szacunek i miłość wobec najbliższych im osób. Problemem jest fakt, że pozostający na tym poziomie refleksji (lub „bezrefleksji”) entuzjaści Dnia Kobiet nieświadomie propagują i niejako działają w interesie przebiegłych sił rewolucyjnych. Takie osoby spoglądają na sprawę w sposób ograniczony, przez pryzmat przyziemnych przyjemności. Są nieświadomi patronującego im marksistowskiego, „czerwonego” szyldu International Women’s Day, choć mgliście kojarzą ten dzień z PRL-em. Obraz ten przypomina sytuację katolików organizujących przyjęcia z okazji Halloween. Tłumaczą oni, iż „to tylko zabawa” służąca zintegrowaniu grupy przyjaciół – ma być przyjemnie. Jednocześnie ignoruje się ideologiczne przesłanie, całą mroczną filozofię Halloween, powiązaną wprost z satanizmem.

 

Święto feministek

Na zachodzie „postępowe” społeczeństwa są w tej kwestii bardziej „oświecone” i kojarzą 8 marca przede wszystkim z walką o tzw. prawa kobiet. Środowiska wspierające i odpowiedzialne za tego typu działalność często otwarcie przyznają się do komunistycznych korzeni „święta”, a także gloryfikują postaci, które, patrząc okiem katolika, wiodły żywot podły – przygotowały bowiem solidne podwaliny dla rewolucji październikowej. Ta zaś stała się zalążkiem wielu światowych katastrof, jakie dotknęły ludzkość w XX wieku. Z okazji „Dnia Kobiet” organizuje się rozmaite spotkania, konferencje i demonstracje feministek na ulicach wielkich miast, głównie Europy i Ameryki Północnej. W Polsce środowiska feministyczne organizują w okolicach 8 marca tzw. manify, czyli doroczne demonstracje, podczas których nieprzerwanie toczą batalię m.in. o tzw. prawa reprodukcyjne – ten temat jest dla wielu polskich działaczek najważniejszy i najbardziej emocjonujący, o czym świadczą choćby hasła tych demonstracji: „Moje życie – mój wybór” oraz „3 razy TAK: TAK dla edukacji seksualnej, TAK dla antykoncepcji, TAK dla prawa do aborcji” (2002 r.),  „Aborcja w obronie życia” (2016 r.), „Przeciw przemocy władzy: dość wyzysku reprodukcyjnego” (2017 r.).

W tym roku polskie organizatorki manify spotkają się jubileuszowy, 25. raz. Na stronie internetowej organizatora czytamy uzasadnienie dla tegorocznego hasła „o prawo do lenistwa przeciw wyzyskowi”:  „Prawo do lenistwa to także prawo do życia bez lęku przed przemocą. Patriarchat, queerfobia, transfobia, rasizm, whorefobia, ableizm, ejdżyzm i wszelkie inne nienawiści włażą nam w ciała i w głowy, zmieniają nasz układ hormonalny, sprawiają, że zaciskają się nam mięśnie i żołądki… Na umierającej z gorąca planecie, wśród wojen i nienawiści, z zaszczepionym w głowach i ciałach kapitalistycznym kultem zap[***], nie ma jak się lenić”.

 

Komunistyczna proweniencja

„Dzień Kobiet” jest wymysłem marksistów. Jego historia sięga początków XX w., kiedy to w Stanach Zjednoczonych ożywiła się aktywność ruchów robotniczych. Protesty te wspierała ochoczo Socjalistyczna Partia Ameryki, która zorganizowała pierwszy w historii „Dzień Kobiet” – dnia 28 lutego 1909 r. w Nowym Jorku odbyły się jego obchody. Formalnie „święto” zostało ustanowione przez marksistki podczas Międzynarodowej Socjalistycznej Konferencji Kobiet w Kopenhadze w sierpniu 1910 r. Jedna z inicjatorek Dnia Kobiet, Clara Zetkin, niemiecka feministka i najbardziej znacząca postać kopenhaskiego posiedzenia, wydawała pismo „Komunistka”, przyjaźniła się z Leninem, otrzymała nawet order jego imienia, wchodziła w skład Komitetu Wykonawczego Międzynarodówki Komunistycznej, wspierała rewolucjonistów październikowych itd. Słowem, wychowana w duchu rewolucji francuskiej i zafascynowana poezją „wyzwolonej” George Sand, Zetkin bardzo przysłużyła się rozwojowi „czerwonej zarazy” i autentycznie oddała tej sprawie serce. Nawiasem mówiąc, w kontekście wojny polsko-bolszewickiej wypowiedziała się w następujący sposób: „Przymrozek, jakim był odwrót Armii Czerwonej z Polski, zwarzył kwiat rewolucji”.

Od roku 1911 „Dzień Kobiet” odbywał się cyklicznie. Pierwotnie organizowane z jego okazji marsze były protestami przeciwko faktycznie występującej dyskryminacji i nierównościom społecznym, głoszono potrzebę walki o prawa wyborcze i inne uprawnienia społeczne i ekonomiczne dla kobiet. Przed I wojną światową pojawiły się także hasła antywojenne. 8 marca 1917 r. w Piotrogrodzie przeprowadzono marsz, podczas którego domagano się „chleba i pokoju”. Zapoczątkował on rewolucję lutową w Rosji i wywołał abdykację cara.

Z czasem jednak „Dzień Kobiet” zaczął pełnić inne funkcje – stał się oficjalnym świętem państwowym w bolszewickiej Rosji, służącym realizacji misji rewolucji. Wtedy też „ustabilizowano” datę dzienną – wybrano 8 marca. „Dzień Kobiet” z oczywistych względów wyjątkowo okazale obchodzony był później w krajach komunistycznych, w tym w państwach ze strefy wpływów ZSRS, czyli także w Polsce.

Na stronie International Women’s Day napisano: „to ogólnoświatowe święto celebrujące osiągnięcia społeczne, gospodarcze, kulturalne i polityczne kobiet. Ten dzień jest także wezwaniem do działania na rzecz przyspieszenia równouprawnienia kobiet”. Jednak pod przykrywką tych ważnych haseł i postulatów kryją się w istocie inne, mroczniejsze sprawy. 19 marca 1919 r. przez wiedeńską Ringstrasse przemaszerowała dwudziestotysięczna demonstracja pod hasłem „praw kobiet”. Uczestnicy marszu zaopatrzeni byli w transparenty z hasłami ku czci „męczenników” Komuny Paryskiej, która – patrząc holistycznie – współgrała ideologicznie z postulatami socjalistycznych wywrotowców. Ich wspólnym mianownikiem była m.in. pogarda dla tradycyjnych wartości, religii i Kościoła. Warto przypomnieć, że podczas Komuny Paryskiej mordowano kapłanów katolickich, palono świątynie, a nawet profanowano Najświętszy Sakrament, a jeśli chodzi o kwestię kobiet, chciano utopić zakonnice w Sekwanie. Czy osoby defilujące dzisiaj w marszach z okazji „Dnia Kobiet” zdają sobie sprawę z symboliki i genezy tej inicjatywy?

 

„Uwalnianie” kobiet?

Do ustanowienia Dnia Kobiet świętem państwowym w Rosji Lenin został przekonany przez Aleksandrę Kołłontaj, która jest postacią o wyjątkowo okropnych „dokonaniach”. Kołłontaj była bardzo wpływową rewolucjonistką, która objęła stanowisko komisarza ludowego ds. opieki społecznej. Utworzyła tzw. Ministerstwo Kobiet (Żenotdieł), które miało rzekomo poprawiać sytuację płci pięknej i zachęcać jej przedstawicielki do pracy zarobkowej. W praktyce komunistka zajęła się realizowaniem postulatów rewolucyjnych dotyczących kobiet w duchu nauczania Marksa i Engelsa. Zaczęła od likwidacji pierwszego ucisku, czyli dominacji mężczyzny nad kobietą – tę należało „uwolnić” od obowiązków domowych, od „ucisku rodzinnego” i wysłać do pracy. Prof. Mirosław Szumiło w artykule „Bolszewicka rewolucja seksualna” (historia.org) pisze: „Apostołką wolnej miłości była Aleksandra Kołłontaj, bolszewicka komisarz do spraw opieki społecznej. W 1919 r. opublikowała książkę „Nowa moralność a klasa robotnicza”, w której lansowała tezę, że kobiety należy wyzwolić nie tylko pod względem ekonomicznym, ale także psychologicznym. Seks bez zobowiązań miał wpoić kobietom nawyk chronienia swojej osobowości w społeczeństwie opanowanym przez mężczyzn. Wszelkie formy związków seksualnych były więc dopuszczalne. Autorka przewidywała, że z biegiem czasu rodzina zaniknie, a kobiety nauczą się traktować wszystkie dzieci jak własne.

Kołłontaj mówiąc o równouprawnieniu płci posługiwała się bardzo prostym porównaniem: dzięki bolszewikom zaspokojenie popędu płciowego miało być tak łatwe, jak wypicie szklanki wody. Celem rewolucjonistki było „wyrwanie kobiety z seksualnej pańszczyzny”, ale skutki wprowadzania w życie teorii wolnej miłości okazywały się często odwrotne od zamierzonych. Rosyjscy rewolucjoniści rozumieli ją bowiem w uproszczony sposób. Latem 1918 r. w Moskwie został rozpowszechniony „dekret o uspołecznieniu panienek i pań”. We Włodzimierzu miejscowy komitet rewolucyjny wprowadził obowiązek rejestracji kobiet między 18. a 30. rokiem życia, a mężczyźni otrzymywali specjalne talony na ich „użytkowanie”.

Na pierwszym zjeździe młodzieżowego Komsomołu przyjęto statutowy zapis nakładający na każdego komsomolca i komsomołkę obowiązek zaspokajania popędu płciowego współtowarzyszy. Wprowadzenie przez bolszewików edukacji seksualnej spowodowało wielką falę gwałtów na dziewczynach pochodzących ze starych elit. Czynów tych dokonywali ich proletariaccy koledzy klasowi. (…) Większość rosyjskich studentów twierdziła w latach 20., że miłość i małżeństwo to „burżuazyjne przeżytki”, a komuniści powinni prowadzić niczym nieskrępowane życie seksualne – im mniej w związkach damsko-męskich uczucia, tym bardziej mają one komunistyczny charakter. Małżeństwo miało ograniczać wolność i poniżać kobiety”.

W bolszewickiej Rosji rodzinę uznano za formę niewolnictwa, ułatwiono zatem rozwody, dziećmi zaś miało zajmować się całe społeczeństwo. W ślad za tym w Rosji pojawiły się inne „idee” – prawo do bezpłatnej aborcji i zapędy eugeniczne. Z czasem okazało się, że „wolna miłość” dozwolona będzie tylko w ramach klas – zakazano małżeństw między mieszkańcami miast i wsi. „Odgórnie zaprojektowana wolna miłość zamiast świadomego seksu zaowocowała plagą prostytucji, zbiorowych gwałtów, niechcianych dzieci oraz chorób wenerycznych (zwłaszcza syfilisu)” – pisze prof. Szumiło. Ostatecznie stwierdzono, że dla powodzenia sprawy rewolucji komunistycznej trzeba znów przywrócić instytucję rodziny i poprawić wskaźnik urodzeń. Jednak zło, które już się wydarzyło, zdeprawowało na niespotykaną skalę całe społeczeństwo. Tak właśnie inicjatorka ustanowienia Dnia Kobiet świętem państwowym w Rosji przyczyniła się do polepszenia doli pań.

Warto zauważyć, że na podobnych hasłach „uwolnienia” kobiet od tradycyjnych ról życiowych opierała się zachodnia rewolucja seksualna, której skutki odczuwamy dzisiaj.

 

Kobieta w Kościele

Datę 8 marca wybrano, aby uniknąć jakichkolwiek powiązań z chrześcijańską przeszłością i narzucić kalendarz świecki. Inicjatywa „Dnia Kobiet” jest bowiem, podobnie jak większość pomysłów wywodzących się z lewicowego światopoglądu, antykościelna. Z punktu widzenia postulatów feministek jest to niewątpliwa niespójność logiczna, ponieważ to właśnie w Kościele Katolickim pozycja kobiety zawsze była równoprawna z pozycją mężczyzny, a wszelkie nierówności i dyskryminacje płci wynikały z obyczajów panujących w danym rejonie świata. W wielu kulturach rolę kobiety sprowadzano wyłącznie do nosicielki płodności. Np. w archaicznej Grecji, w wyobrażeniach jej mieszkańców, o wszystkim decydowała Wielka Bogini, Dawczyni Życia, Matka oraz jej ziemski odpowiednik – Królowa, co znalazło swoje odzwierciedlenie w ustroju matriarchalnym, gdzie władza zależała od mocy dawania życia i dlatego należała do kobiety. Dopiero w XIII w. p.n.e., po inwazji Achajów, rola mężczyzny w Grecji zaczęła znacząco wzrastać, co bezpośrednio wynikało z poznania jego udziału w powstawaniu ludzkiego życia.

W ustrojach patriarchalnych o pozycji małżonki również decydowała zdolność do wydania na świat potomka – było tak zarówno w pierwotnych społecznościach ludów starożytnego Wschodu jak i w systemie feudalnym. Kościół Katolicki natomiast, jako duchowa Matka, oddaje hołd macierzyństwu (czego wyrazem jest choćby fakt, że najpotężniejszym i najbardziej znanym obrazem w chrześcijaństwie, poza samym krzyżem, jest wizerunek Matki z Dzieciątkiem, malowany przez licznych artystów), lecz nie czyni z niego jedynego przymiotu kobiety decydującego o jej pozycji. Święte Kościoła Katolickiego były męczennicami, mistyczkami, misjonarkami, założycielkami zakonów, artystkami, działaczkami społecznymi i oświatowymi, nauczycielkami, matkami, a nawet władczyniami. Nie odmawiano im inteligencji, mądrości, siły, ani odwagi. Trudno więc o bardziej przyjazną kobietom i otwartą na różne formy ich powołania instytucję niż Kościół Katolicki.

O. prof. Jacek Salij w artykule „Chrześcijański antyfeminizm?” opublikowanym na portalu wdrodze.pl, opisuje warunki obyczajowe, z których wynikała pozycja kobiet w społecznościach: „Niestety, wszystkie bez wyjątku, nawet te najbardziej szacowne, cywilizacje i kultury były naznaczone różnymi formami pogardy dla słabych, w tym m.in. antyfeminizmem. Zostawmy na boku antyfeminizm obecny w kulturze chińskiej, japońskiej czy hinduskiej, wyrażający się również we współczesnych Indiach czy Chinach m.in. plagą zabijania nowo narodzonych dziewczynek. Przede wszystkim spróbujmy sobie uświadomić, jak głęboki antyfeminizm przenikał te cywilizacje, z których sami wyrastamy, a więc cywilizację grecką, rzymską oraz żydowską. (…) Zasada dobra tworzy porządek, światło, mężczyznę, zasada zła tworzy bezład, ciemność i kobietę — to nauka Pitagorasa. Także Arystoteles, kiedy oznajmia, że materia jest kobiecej natury, a zasada ruchu ma naturę męską, chce przez to powiedzieć, że kobieta należy do całkiem innego wymiaru, nie jest konstytutywnym elementem ludzkiej wspólnoty, która posiada cechy wyłącznie męskie.

Samica jest rodzaju żeńskiego na skutek braku określonych właściwości. Kategoria braku — dodam od siebie — była podstawową intuicją Arystotelesa, kiedy zastanawiał się nad zróżnicowaniem płci. Dziewczynki — twierdził m.in. w czwartej księdze O rodzeniu się zwierząt — przychodzą na świat wskutek braków, które zaistniały w momencie ich poczęcia (nadmiar wilgoci, niekorzystne wiatry, niedostatek lub nadmiar ciepła). Ta sama intuicja kazała wielkiemu filozofowi odmówić kobiecie prawa do aktywności obywatelskiej. Chwałą kobiety jest jej milczenie — twierdzi w swojej Polityce.

Również zdaniem Platona (…) powinno się dziękować bogom, że się jest mężczyzną, bytem wolnym od braków. (…) Otóż bardzo to prawdopodobne, że jedno z osiemnastu błogosławieństw odmawianych przez pobożnych Żydów: błogosławiony bądź, Panie, że nie stworzyłeś mnie kobietą, jest owocem wpływów greckich na judaizm. Z kolei w starożytnym Rzymie kobiety miały tylko ograniczoną zdolność prawną, były zrównane z chłopcami, którzy nie ukończyli czternastego roku życia. Mediewistka francuska Régine Pernoud w swojej znakomitej książce Kobieta w czasach katedr twierdzi, że to wskutek wzrastającej recepcji prawa rzymskiego, której kulminacją był Kodeks Napoleona, sytuacja prawna europejskiej kobiety była bez porównania gorsza w czasach nowożytnych niż w średniowieczu” – pisze prof. Salij.

Tymczasem chrześcijaństwo zawsze widziało kobietę i mężczyznę jako równe sobie dzieci Boże, o tej samej godności, z tymi samymi obowiązkami wynikającymi z Dekalogu i tym samym prawem do dziedziczenia chwały. W Starym Testamencie, w pełnej głębokiej symboliki relacji o stworzeniu czytamy, że Bóg stworzył kobietę z żebra Adama jako równorzędną towarzyszkę mężczyzny, który od razu to rozumie, nazywając ją „mężyną” (w języku hebrajskim jest to gra słów, która w przekładzie Jakuba Wujka brzmi następująco: „Tę będą zwać mężyną, bo z męża wzięta jest”). Adam w zachwycie mówi: „Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała”, co podkreśla wspólnotę obu istnień, a nie jakiekolwiek podporządkowanie. Ks. Zbigniew Niemirski  w artykule „Mężyna równa mężczyźnie” dla portalu wiara.pl podaje: „Żebro w tamtej kulturze to także symbol. Znajduje się najbliżej serca, a to w tamtej mentalności było siedzibą rozumu i woli. Nie można było wyjąć serca, bo to oznaczałoby zabić, ale można było wziąć żebro, tę najbliższą sercu część mężczyzny. Warto tutaj pokazać coś z tamtego świata obrazów: w języku sumeryjskim słowo ti znaczy jednocześnie „żebro” i „życie””.

Z kobietą mężczyzna związany jest silniej niż z rodzicami – aby żyć ze swoją towarzyszką, opuszcza matkę i ojca. Święty Paweł w 1. Liście do Koryntian, podkreślając prawdę o równej godności obu płci pisze: „Jak bowiem kobieta pochodzi od mężczyzny, tak też mężczyzna rodzi się z kobiety, a wszystko jest z Boga”. O. prof. Jacek Salij  wyjaśnia: „To właśnie dzięki temu przypomnieniu o pierwotnej równości mężczyzny i kobiety autor biblijny będzie mógł dyskryminację kobiety, która była faktem we współczesnym mu społeczeństwie, przedstawiać jako owoc grzechu (Rdz 3,16). Znamienne również, że małżeństwo, pomyślane przez Stwórcę jako związek głębszy niż jakiekolwiek inne więzi rodzinne (Rdz 2,24), uległo degradacji przede wszystkim wśród potomków Kaina (Rdz 4,19). W Starym Testamencie znajdziemy bardzo wiele świadectw, że grzech nie zaciemnił wszystkiego i kobiety nieraz były autentycznie szanowane i kochane. Kobieta miała jakąś wolność wyboru małżonka (Rdz 24,57n), rzeczywiście współgospodarzyła ze swoim mężem (Rdz 17,3–8), jako matka była kochana i szanowana przez dzieci na równi z ojcem (Wj 20,12; Tb 4,3n; Prz 23, 22.24n; Syr 7,27n). Zna ponadto Stary Testament przypadki serdecznej miłości małżeńskiej do żony mimo jej bezpłodności (1 Sm 1,8). Co więcej, całkiem niemało kobiet hebrajskich odegrało w dziejach swojego ludu rolę wręcz pierwszoplanową — żeby wspomnieć prorokinie Deborę (Sdz 4n) i Chuldę (2 Krl 22,14–20) czy prawdziwe bohaterki, Judytę i Esterę. Przełom jednak dokonał się dopiero w Nowym Testamencie. Pan Jezus wezwał wszystkich do odbudowywania sytuacji sprzed grzechu (Mt 19,8). On sam, przekraczając różne przepaści, którymi ludzie się wzajemnie od siebie pooddzielali, dawał nam przykład nowego stosunku również do kobiety (J 4,27; Łk 7,37–39; 10,38–42). Toteż nic dziwnego, że Kościół od pierwszych dni swojego istnienia udzielał chrztu kobietom na równi z mężczyznami (Dz 5,14; 8,12; 9,2), mimo że w Starym Testamencie obrzęd przyjęcia do ludu Bożego dotyczył wyłącznie mężczyzn. I apostoł Paweł głosił jasną zasadę, że nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie (Ga 3,28)”.

 

Katolicyzm zgotował kobietom piekło?

Kościół obarczany jest często przez działaczki lewicowe „winą” za znane z historii podporządkowanie kobiet mężczyznom, za brak możliwości swobodnego decydowania o własnym losie itp. Zeszłoroczne hasło manify („Aborcyjna koalicja, a nie kościół i policja”) jest tego dowodem.  Biblia wspomina wprawdzie o skutkach grzechu pierworodnego, w wyniku którego narodziła się śmierć i zakłócony został porządek stworzenia, dający panowanie męża nad niewiastą, jednak to nie Biblia ani Kościół są przyczyną niesprawiedliwego czy niegodnego traktowania kobiet. Przeciwnie, nauczanie Kościoła przedstawia jasne i zupełnie oczywiste zasady, jak ludzie powinni traktować siebie nawzajem. Należy pamiętać, że Kościół nie jest ruchem emancypacyjnym ani fundacją walczącą o prawa kobiet. Kościół nie zajmuje się zapewnieniem sprawiedliwego porządku świata, bo jest to rola państwa – rodzaj władztwa, którego Kościół nie posiada. Zadaniem Kościoła jest głoszenie Dobrej Nowiny, sprawowanie sakramentów i propagowanie postaw zgodnych z Bożym prawem. Benedykt XVI w encyklice Deus caritas est wyjaśniał, że katolicka nauka społeczna chce mieć „udział w oczyszczaniu rozumu”, „formować sumienia w polityce”, prowadzić „formację etyczną”, aby „wymagania sprawiedliwości stały się zrozumiałe i politycznie wykonalne”. Dlatego Kościół głosi oczywistą równość mężczyzn i kobiet, aby wpłynąć na umysły i sumienia tych, którzy myślą inaczej i tej równości nie chcą dostrzec. Kościół działa w różnych krajach, w różnych środowiskach obyczajowych. „Kościół rozbijał te struktury od wewnątrz — poprzez wytrwałe głoszenie, że w obliczu Boga wszyscy ludzie są nie tylko sobie równi, ale że Bóg szczególnie kocha słabych i poniżonych (1 Kor 1,25–29)” – pisze o. prof. Jacek Salij.

 

Pułapka pozorów

Autentyczne uciemiężenie płci pięknej, o którym wspominają środowiska feministyczne, jest skutkiem wyparcia się Stwórcy i wypaczenia Jego przykazań – kobiety rzekomo „wyzwolone” nigdy tak naprawdę nie będą szczęśliwe, bo oddalają się od Boga, a marksizm, feminizm i liberalizm, które wydają się im atrakcyjne, gdyż obiecują „wolność wyboru”, „poprawę bytu” i „niezależność od mężczyzn”, w rzeczywistości kryją idee zupełnie temu odwrotne. Koronnym tego przykładem jest przytoczony wcześniej absurdalny leninowski postulat „nacjonalizacji kobiet”.

„Dzień Kobiet” to komunistyczny spadek, który niczym Pałac Kultury i Nauki stanowi duchową pieczątkę postawioną przez okupanta na naszym Narodzie. Wrósł jednak w polskie obyczaje i raczej trudno będzie go wyplenić. Dla wielu ludzi to dzień miłych gestów. Dla ruchów feministycznych i emancypacyjnych jest to najważniejszy dzień w roku dla walki o „prawa kobiet”. Nawet niektórzy duszpasterze, a także organizacje związane z Kościołem starają się w tym dniu zwrócić uwagę na wybitne kobiety pochodzące z kręgów katolickich – panie zasłużone dla polskiej kultury, religii i obrony Ojczyzny. Z jednej strony dobrze jest o nich pamiętać, ale czy na pewno warto konformistycznie wpisywać się w antykatolicką tradycję? Od wieków prawdziwym świętem kobiet jest 25 marca, święto Zwiastowania Bogurodzicy – wtedy to Kobieta, która pokornie wysłuchała woli Bożej, zmieniła bieg historii całej ludzkości.

Zofia Michałowicz

 

Czy można ochrzcić Dzień Kobiet?

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(17)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie