„Chrześcijanie i muzułmanie: od współzawodnictwa do współpracy” – to eufemistyczne hasło wybrała Rada Wspólna Katolików i Muzułmanów na tegoroczny Dzień Islamu w Kościele katolickim w Polsce. Cytowane słowa pochodzą z orędzia na zakończenie ubiegłorocznego ramadanu, skierowanego do muzułmanów przez Papieską Radę do spraw Dialogu Międzyreligijnego.
W ramach obchodów, w sobotę 26 stycznia uczestnicy między innymi odczytają swoje przesłania, będą słuchać „muzyki Orientu”, czytać fragmenty Pisma Świętego i Koranu, wspólnie się modlić, przygotują jedzenie dla ubogich.
Wesprzyj nas już teraz!
Wydarzenie wspiera swym autorytetem Konferencja Episkopatu Polski. Uczestnicy z obu stron podkreślają potrzebę poszukiwania wspólnych wartości, na przykład pokoju i pracy na rzecz ogólnego dobra. Często odwołują się do stwierdzenia, iż zarówno katolicy, jak i muzułmanie wierzą w jednego Boga, pomijając raczej fakt, że nie do tego samego.
Przedsięwzięcie, organizowane jest już po raz dziewiętnasty. Od niemal dwóch dekad Kościół w Polsce w pewnym sensie afirmuje więc wyznanie nie tylko heretyckie, ale i z zasady wrogo nastawione do katolików, podobnie zresztą, jak i do innych „niewiernych”.
Oczywiście, wśród polskich muzułmanów nie brak życzliwych nam osób, w pewnej mierze zasymilowanych. Mamy obchodzić jednak dzień całego islamu: tego, którego najważniejsza księga nawołuje do zabijania „niewiernych”, wybitni wyznawcy nie kryją zamiarów podbicia Europy i wprowadzenia powszechnego szariatu, zaś zwyczajową strategią jest takija, czyli kłamstwo dla celów religijnego kamuflażu.
Przez wieki chrześcijańskie kraje Europy toczyły krwawe boje przeciwko islamskim najazdom. Ostatnie dziesięciolecia przyniosły jednak nam zdumiewające widowisko. Wraz z coraz bardziej postępującą apostazją, Stary Kontynent wyzbył się odruchów samozachowawczych i szerokim gestem otwiera bramy przed milionami muzułmanów, fundując przybyszom dostatni pobyt.
Ewolucji ulega również postawa hierarchów Kościoła wobec islamu. Proces ten przywołuje na myśl modyfikację wizerunku jednego z najbardziej znanych świętych. Przeszedł on długą drogę od rzeczywistej, historycznej postaci, aż do na poły fikcyjnej kreacji człowieka, „przemawiającego do ptaszków, rozmawiającego z wilkami i radośnie obejmującego wszystkich, których spotyka, łącznie z sułtanem, do którego Franciszek (prawdziwy, a nie z opowiadań mitycznych) poszedł nie po to, by prowadzić z nim dialog, lecz aby go nawrócić, wyzywając go na ordalia w celu przekonania się, czy potężniejszy jest Bóg Jezusa, czy Bóg Mahometa” (cyt. Vittorio Messori).
Jednak herezja nie zniknie sama z siebie tylko dlatego, że wyrzucimy ją z kościelnego słownika (podobnie zresztą jak i zabijanie nienarodzonych nie przestanie być haniebnym procederem z powodu nazwania go „terminacją płodu” albo „prawem reprodukcyjnym”). Dlatego wieloma katolikami wstrząsnął wręcz widok muzułmanina wygłaszającego swoją modlitwę podczas niedawnej Mszy pogrzebowej prezydenta Gdańska. Czy to prawdziwy efekt i cel „dialogu międzyreligijnego”? Czy z Najświętszej Ofiary można uczynić synkretyczną „akademię ku czci” z wyeksponowanym udziałem innowierców oraz jawnych wrogów Kościoła?
Z tego samego powodu trzeba znów postawić pytanie o sens i skutki obchodzenia przez katolików dnia fałszywej religii. Wielka musi być ufność czcigodnych pasterzy co do mocnej, ugruntowanej wiary synów i córek Kościoła, czy jednak to nie zbyt karkołomna próba? Dzień islamu w Kościele katolickim jest jak Dzień przechodzenia na czerwonym świetle – lepiej go nie organizować.
Roman Motoła