Dni kobiet i matki to daty, które każdy mężczyzna, o ile zależy mu na jego relacjach rodzinnych, powinien zaznaczyć w kalendarzu w sposób nie dający się pominąć. Dedykowane damom okazje obchodzimy dość hucznie – przygotowujemy podarunki, czy romantyczne kolacje. Sporą uwagę przykładają do nich również media. Dzień Ojca i mężczyzny cieszą się w porównaniu z nimi znacznie mniejszą atencją. To jednak tylko element szeroko znanej zależności – to od małżonka oczekuje się przecież atrakcyjnych prezentów na rocznicę zaślubin i inne tego rodzaju wydarzenia. I choć przecież okazje dedykowane panom też się obchodzi, to ze zdecydowanie mniejszym entuzjazmem i bez presji, aby na pewno męża nie rozczarować. I całe szczęście…
Praktyka szczególnego traktowania kobiet nie bez powodu pozostaje niezmieniona od wieków. To matki, żony, ukochane od stuleci pozostają tymi, które są obdarowywane, obdarzane szczególnym stosunkiem i względami ze strony mężczyzny. To on ma wykonać ma pierwszy krok na drodze do zdobycia serca wybranki, oświadczyć się. To przede wszystkim od niego oczekuje się pamięci o ważnych wydarzeniach, sprawienia żonie wyjątkowego prezentu, szykownej biżuterii…
W wieku egalitaryzmu wizja ta zdaje się czymś trudnym do zaakceptowania – i to nie tylko dla nie mogących pogodzić się ze szczególnym traktowaniem płci pięknej feministek – przesączone równościową retoryką umysły w tym odmiennym stosunku doszukują się niesprawiedliwości – efektu narzucenia społeczeństwu feministycznej narracji czy uprzywilejowania kobiet. Na bazie podobnej retoryki w krajach I świata prężnie rozwijać się zaczął Ruch Praw Mężczyzn – popularnie nazywany „Red Pillem”.
Wesprzyj nas już teraz!
Środowisko to zdążyło już uzyskać całkiem szeroką uwagę mediów – w większości krytyczną w związku z jego anty- feministycznym charakterem. Mimo tego antagonizmu nurt tzw. manosfery zdaje się w gruncie rzeczy stanowić nie tyle zaprzeczenie tzw. emancypacji kobiet, a rewers tej samej monety. Zwolennicy „ruchu praw mężczyzn” sięgają bowiem po tę samą retorykę – mężczyzn przedstawiając jako ofiary dyskryminującego społeczeństwa, kobiety za to jako interesowne i dążące przede wszystkim do ugruntowania swojej pozycji ich kosztem.
To zjawisko na tyle szerokie, że wymaga poświęcenia mu osobnego tekstu, aby przedstawić je rzetelnie. Intuicja stojąca za jego powstaniem zdaje się jednak polegać na świadomym włączeniu panów w „wojnę płci” i rywalizację o „równouprawnienie”. Podobne przedsięwzięcie trąci zgoła niemęskim charakterem, nawet jeśli wynika z prób obrony przed skutkami wprowadzania w życie feministycznej narracji. Wszak zgodnie z gatunkową i cywilizacyjną logiką mężczyźni nie konkurują z kobietami, a otaczają je opieką. Tak było nieodmiennie w uprzednich wiekach, kiedy do mężczyzn należało wojenne rzemiosło, konkurencja o zasoby i pozycję – niewiasty zaś otaczano wyjątkowym traktowaniem – które z tej rywalizacji je wyłączało.
Ten różnorodny stosunek wziął się znikąd indziej, jak z różnicy zadań, do jakich przeznaczeni ( a tym samym przystosowani) zostali przedstawiciele dwojga płci. Rolą mężczyzny jest w końcu podporządkowywanie sobie świata, tak aby zapewnić jak najlepszy byt jego rodzinie – a powołaniem kobiety jest wzbogacanie go o kolejne istnienia.
Przysposobienie do matczynej misji wymaga emocjonalnego ciepła, skierowania na współpracę i wspólnotę – które nie sprzyjają walce z zewnętrznym światem i zabieganiu o swoje. Mężczyzna tymczasem, jako wezwany do zadbania o pozycję najbliższych – charakteryzuje się w znacznie większym stopniu indywidualizmem koniecznym do pisanej mu rywalizacji i obrony rodziny.
Kultura obdarowywania kobiet to konsekwencja tego boskiego porządku, wpisanego w ludzką naturę. Prezenty i pamięć to z jednej strony forma zapewniania małżonki, że dla mężczyzny wciąż jest wyjątkowa i szczególnie ważna – a zatem może być spokojna, że relacja stanowiąca platformę realizacji jej macierzyńskiego i małżeńskiego powołania nie jest zagrożona. Właśnie dlatego tak poważnym zawodem jest brak symbolicznych znaków zaangażowania męża w relację. Z drugiej, fakt że to kobiety są tymi szczególnie obdarowanymi odpowiada pozycji i zadaniu męża – który swoją pracą zapewnia rodzinie byt.
Podobny podział zadań to również źródło małżeńskiej władzy, jaka ostatecznie skupiona została w rękach mężczyzny. Jak w przypadku każdego innego zwierzchnictwa jej sensem jest służba osobom poddanym opiece. Życzenie, by głowa rodziny stała się w takim stopniu, jak żona obiektem wyrazów uczucia, zawiera w sobie sprzeczność podważającą sens tego porządku. Pozycja mężczyzny dana mu jest wszak właśnie w związku z większą niezależnością i odpowiedzialnością za innych – jego rolą jest więc nie otrzymywać – a dawać.
Fakt, że dzień ojca nie jest obchodzony z podobną fetą, co dni poświęcone damom, można odczytywać jako relikt dawnego porządku oraz tradycyjnej wizji mężczyzny. Ci, którym to nie w smak, wydają się nosić w sobie emocjonalny bunt przeciwko klasycznie rozumianej relacji oblubieńczej i tęsknotę za brakiem społecznych wymagań, jakie oferuje „równouprawnienie”. Szczęśliwie dla malkontentów, ruchy poszukujące zastąpienia tej twórczej struktury coraz bardziej na swoją modłę przemodelowują świat. Niedługo więc wyróżniony charakter dnia matki czy kobiety może wraz z otwieraniem drzwi trafić na feministyczną listę przejawów męskiej opresji. My tymczasem cieszmy się tym ostatkami tradycyjnej postaci stosunków damsko – męskich. Póki możemy.
Filip Adamus