„Wzrost cen szkodzi wszystkim, choć nie po równo, a tak się składa, że w Polsce obecnie mamy inflację wyższą niż w USA – 5,5 proc. A teraz naprawdę zła wiadomość – szykujmy się na dłuższe obcowanie z wysokimi cenami tych towarów, przed konsumpcją których uciec nie można: nośników energii” – ostrzega Sebastian Stodolak na łamach „Dziennika Gazety Prawnej”.
Obecnie za litr benzyny trzeba zapłacić niemal 6 zł. Ceny gazu dla gospodarstw domowych od października rosną o 7,4 proc., a to już trzecia podwyżka w tym roku. Wszelkie rekordy bije natomiast energia elektryczna. „W związku z tym, że hurtowe ceny prądu urosły na giełdach do historycznie bezprecedensowych poziomów (niemal 500 zł/MWh, czyli o 90 proc. więcej niż przed rokiem), dostawcy będą wnioskować do Urzędu Regulacji Energetyki o zatwierdzenie nawet 40-proc. Podwyżek” – przekonuje medium.
Powyższe wzrosty odbijają się inflacją, z którą najgorzej radzą sobie drobne gospodarstwa domowe. Jedną z głównych przyczyn takiego stanu rzeczy jest pokłosie wprowadzania ambitnych programów pomocowych w czasie pandemii oraz przeznaczania ogromnych środków na ratowanie gospodarki. Na obecny kryzys składa się w nie mniejszym stopniu niedobór towarów o znaczeniu strategicznym, czyli surowców energetycznych.
Wesprzyj nas już teraz!
„To jednak nie siły natury, przypadek i niedoskonałości rynku są winne ograniczeniu podaży energii, a przez to wzrostom jej cen” – wskazuje gazeta, odpowiadając na sugestie zrzucające winę na…złą pogodę zmniejszającą efektywność odnawialnych źródeł energii.
„Winna jest niedoskonałość rządów. Zamknięto elektrownie węglowe, zapasy gazu są niższe niż zwykle, a rosnąca zależność kontynentu od odnawialnych źródeł energii staje się zagrożeniem. (…) Energia odnawialna niesie za sobą zmienność, a to sprawi, że osiągnięcie celów klimatycznych będzie dla kontynentu bardzo kosztowne. W Niemczech, na przykład, polityka energetyczna ustępującej kanclerz Angeli Merkel kosztowała obywateli setki miliardów euro dotacji” – uważa cytowany przez gazetę Lars Paulson z Bloomberga.
Dostosowanie się do wymogów klimatycznych w Polsce będzie niezwykle kosztowne z uwagi na pokaźną ilość węgla w naszym miksie energetycznym. Nie pomaga też przystąpienie do rynku handlu emisjami CO2 (EU ETS).
Stodolak wątpi w sens walki z kryzysem w oparciu o programy państwowe, np. system dopłat dla najbiedniejszych. „Zwykły Polak w świecie wysokich cen nie będzie miał łatwo. Porażony cenami prądu i innych nośników energii będzie oczekiwał wsparcia państwa, ono zaś – gdy przekona się, że nowoczesna teoria monetarna nie działa – będzie rozkładać ręce: nie ma z czego. Będzie częściej słyszał głosy antykapitalistów, przekonujące, że rezygnacja z części konsumpcji to działanie cnotliwe, a płacąc więcej za energię, poświęcamy się dla wyższego, klimatycznego celu, co kiedyś przyniesie korzyści nam i naszym dzieciom” – konkluduje.
Źródło: gazetaprawna.pl
PR