1 grudnia 2014

Równo dwadzieścia lat temu wytwórnia Walta Disneya wprowadziła do kin niezapomnianą kreskówkę – Króla Lwa. Przygody Simby – syna króla Mufasy – zachwyciły młodych i starszych widzów od Chicago przez Paryż po Tokio. Film zdubbingowano nawet (po raz pierwszy w historii) w języku Zulusów! Dwie dekady, które minęły od jego premiery, pokazują, jak dramatycznie w tym czasie zmienił się świat. Bo czy dziś możliwe są wielkie kinowe produkcje ukazujące piękno i majestat władzy królewskiej, uczące szacunku dla rodziny, tradycji i hierarchii a także przypominające o świętości życia?

 

Król Lew wszedł do kin w czerwcu (polscy widzowie mogli go oglądać od listopada) 1994 roku i z miejsca zdobył serca nie tylko najmłodszych, ale i ich rodziców. Do dziś pokolenie wychowane na tej kreskówce kupuje swym dzieciom płyty z filmem, kolorowanki i ubranka z jej postaciami. Nic więc dziwnego, że obraz nagrodzony dwoma Oscarami do dziś pozostaje najbardziej dochodową produkcją wśród klasycznych animacji – zarobił ponoć 987 milionów dolarów.

Wesprzyj nas już teraz!

Choć opowieści o książętach, królach i królewnach nigdy nie brakowało, żadna nie okazała się taką afirmacją władzy monarszej, jak Król Lew – mimo iż nie było w niej żadnej postaci ludzkiej (po raz pierwszy zresztą w dziejach pełnometrażowych produkcji Disneya). To dzięki przygodom Simby i jego rodu widzom na całym świecie przypomniano, czym w istocie jest władza królewska i czym różni się ona od totalitaryzmu.

Ojciec głównego bohatera, Simby – król o dostojnym imieniu Mufasa – jest władcą Lwiej Skały i ojcem przekazującym synowi ważne rady, mające go przygotować do objęcia tronu w przyszłości. Już pierwsza scena w filmie pokazuje namaszczenie lwiątka na przyszłego władcę krainy – najmniejsze i największe zwierzęta z całej okolicy pędzą pod Lwią Skałę, by złożyć hołd dumnemu królowi i jego następcy. Dostojeństwa chwili dodaje piękna muzyka i jej słowa sławiące życie, hierarchię i harmonię – Wieczny życia krąg.

Mufasa jest dobrym władcą. Za jego panowania królestwo rozkwita, zwierzęta żyją w pokoju i dobrobycie. Król może więc wiele uwagi poświęcić synowi – młody królewicz zaś długo pozostaje rozbrykanym, naiwnym dzieckiem cieszącym się, że kiedyś to wszystko będzie jego.

 

Z bezkrólewia cieszą się tylko hieny

Wskutek dramatycznego rozwoju sytuacji – brutalnej walki o władzę zakończonej zdradą na królewskim dworze i śmiercią Mufasy – młodzi widzowie doświadczają okropieństwa zwyrodniałej polityki bez zasad. Morderstwo dokonane przez brata to figura znana w sztuce od pokoleń – u Disneya jednak król umiera, ratując syna, co czyni tę scenę do tego stopnia sugestywną, że całe pokolenia twardych mężczyzn wspominają ją jako najbardziej wzruszające doznanie filmowe w ich życiu.

Skaza – nowy król, drogę do władzy torujący sobie morderstwem – nie jest władcą dobrym. Dba wyłącznie o własne interesy, a jego otoczenie, co symptomatyczne, stanowią żądne świeżej krwi hieny. Gdy tabuny tych psów pustyni oddają hołd nowemu, jednoznacznie złemu władcy, widzowie obserwują sceny niczym z III Rzeszy – na trybunie totalitarny jedynowładca, a u dołu rzędy miernych, biernych, ale wiernych morderców chcących jedynie nakarmić wygłodniałe żołądki. Twórcy kreskówki nie ukrywali zresztą, że inspiracje do tej sceny czerpali z archiwalnych nazistowskich kronik filmowych.

Co zaś wydaje się szczególnie istotne z monarchistycznego punktu widzenia, Król Lew pokazuje rozpacz zwierząt po śmierci dobrego króla i wygnaniu prawowitego następcy tronu. Nie mniej wyraźnie autorzy dają nam też do zrozumienia, że z bezkrólewia cieszą się tylko hieny…

 

Ojciec, który żyje w tobie

Nieoczywisty – zwłaszcza w dzisiejszych realiach – wydać się musi również moment, gdy w filmie dochodzi do powrotu króla – Simby. Co go poprzedza? Odnalezienie prawowitego władcy przez samotnego mędrca, którego rolą było namaszczanie królów i doradzanie im. Mędrzec ów dzierży więc swoistą władzę duchową, bez błogosławieństwa której nie ma legalnego panowania. Jego imię – Rafiki – w języku suahili (którym z oczywistych względów inspirowali się twórcy Króla Lwa) oznacza przyjaciela.

Dziś – dwadzieścia lat po premierze disnejowskiej produkcji – widzowie i krytycy mogliby nie przełknąć jeszcze jednej sceny. Oto mędrzec Rafiki, namawiając wygnanego Simbę do powrotu, uczy go… rozmawiać z Ojcem. Z Ojcem, który choć umarł, wciąż żyje…

A młody lew dostrzega wówczas zstępującego z obłoków Ojca, który nie pozwala mu zapomnieć, kim naprawdę jest. Inspiracje wydają się oczywiste.

 

Wieczny życia krąg

Biorąc pod uwagę mroczne treści promowane przez współczesne filmy dla dzieci, wartości prezentowane w Królu Lwie muszą budzić zaskoczenie. Kreskówka sprzed dwóch dekad przekonuje bowiem również, jak wielką wartością jest życie. Już pierwsze sekwencje filmu ukazują radość z narodzin młodego króla. Dziecko od początku otacza troska, nie tylko ze względu na jego królewskie pochodzenie, ale także dlatego, że jest istotą słabszą, wymagającą nieustannej opieki, uwagi i pielęgnacji.

Pouczające treści rzucają się w oczy, gdy spojrzeć na relacje w królewskiej rodzinie lwów – Mufasy i Sarabi. Mały Simba jest ich wielkim szczęściem, oczekiwaną radością, a nie kłopotem wymagającym wytężenia sił i kolejnych nakładów finansowych pociągających za sobą szereg wyrzeczeń – jak zapewne chcieliby współcześni filmowcy. Twórcy filmu zadbali, by lwi rodzice z wielką czułością spoglądali na swojego drogiego potomka. Widz nie może mieć wątpliwości – dziecko to miłość i szczęście, a nie kłopot i zmartwienie, wielki dar, a nie brzemię.

Symptomatyczne dla aprobatywnego potraktowania nowego życia w Królu Lwie są także słowa jednej ze wspomnianych piosenek filmu, mówiące o wiecznym kręgu życia. Ów krąg to narodziny, dalej trudy i radości egzystencji, a w końcu śmierć, bo przecież w ostatniej zwrotce słyszymy już słowa, że początek i kres (…) jeden mają rytm. Przekaz jest więc jednoznaczny: ład i harmonia życia zamykają się w wiecznym kręgu, którego zarówno początek, jak i koniec są nie mniej istotnymi elementami.

Ale śmierć fizyczna nie jest w Królu Lwie końcem wszystkiego. Wieczny życia krąg trwa i po niej. Królowie – wykłada Simbie król Mufasa – po śmierci wędrują do nieba i osiadłszy na jego firmamencie, czuwają nad kolejnymi pokoleniami. Czyż może być głębszy wyraz prawdy o tym, czym jest ludzkie życie rzucone na tło wieczności?

Obok wartości prawdy życia, Król Lew maluje także obraz prawdziwej, tradycyjnej rodziny – jakże deficytowy w dzisiejszej kulturze masowej. W lwiej rodzinie królewskiej panuje niemal modelowy ład, niezmącony żadnymi feministyczno‑genderowymi nowinkami. Król Mufasa to nie tylko doskonały władca i ojciec, ale również idealny mąż – dla najbliższych czuły i troskliwy, kiedy jednak przychodzi mu stanąć w ich obronie, przeistacza się w groźnego wojownika. Jest władczy, ale bynajmniej nie okazuje pogardy ani żonie, ani dziecku. Reprymenda, której udziela potomkowi – choć surowa – nie wynika z potrzeby wyładowania złych emocji, ale jest mądrą nauczką, pogłębiającą relacje między ojcem a synem. Królowa Sarabi z kolei to wzór kobiecości – kochająca żona i matka, pełna czułości, ciepła i opiekuńcza.

Mały Simba nie jest wychowywany zgodnie ze współczesnymi kanonami. Obowiązują go zakazy, nie dostaje wszystkiego, czego tylko zapragnie. Nikt też nie otacza go przesadną opieką. Młody lew poznaje stopniowo ład i porządek świata, ma przecież zostać królem, co oznacza, że musi postępować w zgodzie z naturalną harmonią. I nawet gdy – na skutek licznych perypetii – przychodzi mu dorastać nie w królestwie swego ojca, ale w dzikiej dżungli, nie traci ogłady i dobrego wychowania. Wszak dobre wychowanie, jakim skorupka nasiąknie za młodu, procentuje w przyszłości.

Od Simby zaś przyszłość wymagała wiele – nie tylko bowiem przyszło mu ubiegać się o względy pięknej lwicy, ale także wykazać się wielką odwagą, by rzucić wyzwanie stryjowi‑tyranowi. Ogrzawszy się jako malec w cieple domowego ogniska, mając za wzór kochającego i mężnego ojca oraz czułą i mądrą matkę, wiedział, jak stawiać czoło rzucanym przez los wyzwaniom.

 

Król Lew 2014

Zastanawiające, czy gdyby Król Lew został zrealizowany dzisiaj, uwodziłby podobnym światem konserwatywnych wartości? Przykład epatującego złem, również disnejowskiego filmu Czarownica (zdemaskowanego w poprzednim numerze przez Jerzego Wolaka) pokazuje, że degeneracja produkcji dla dzieci to wartość wprost proporcjonalna do dokonującego się „postępu”. Im bardziej ten drugi rozszerza swe złowieszcze wpływy, tym bardziej niebezpieczne dla dziecięcego rozwoju stają się filmy przeznaczone dla najmłodszych.

Jak wyglądałby współczesny Król Lew? Czy Mufasa mógłby jeszcze być dobrym królem? Czy zwierzęta kochałyby go bezgranicznie czy też narzekałyby, że jego utrzymanie jest zbyt kosztowne? Czy zło hien ukazane zostałoby tak jednoznacznie? Czy role w rodzinie byłyby podzielone wedle naturalnych cech współmałżonków? A może lwia rodzina królewska żyłaby „na kocią łapę”? Simba byłby zapewne rubasznym, nieodpowiedzialnym i puszącym się królewiczem, a czarny charakter – Skaza – okazałby się jedynie skrzywdzonym za młodu lwem, nieodpowiadającym za swoje bezwzględne posunięcia, bo – zdaje się podpowiadać logika współczesności – trudno obwiniać za coś, co jest efektem młodzieńczych traum.

Szczęśliwie opowieść o losach Simby powstała w roku 1994, a nie w 2014. Dzięki temu możemy pokazywać tę niezwykłą, tradycyjną historię pełną prawdy, dobra i piękna kolejnym pokoleniom.

Krzysztof Gędłek, Krystian Kratiuk



Tekst został opublikowany w 40. numerze magazynu „Polonia Christiana”.


Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(6)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Bez Państwa pomocy nie uratujemy Polski przed planami antykatolickiego rządu! Wesprzyj nas w tej walce!

mamy: 305 605 zł cel: 300 000 zł
102%
wybierz kwotę:
Wspieram