9 października 2021

Dzisiejszy wegetarianizm a starożytny synod potępiający… niejedzenie mięsa

(Fot. Grzegorz Kozakiewicz / Forum)

Dziś wiele światopoglądowych kontrowersji towarzyszy wyborom… dietetycznym. Dla jednych niejedzenie mięsa staje się kwestią ogniskową dla ich światopoglądu, dla innych – wyrazem ideologii. W sporze tym zapomina się o jednym: w przypadku dóbr naturalnych, danych nam przez Boga, liczy się rozum, kontekst i intencje. O tym właśnie przypomina nieznany dziś wątek odległej historii, kiedy to Kościół ekskomunikował za to, ktoś mięsa jeść nie chciał.

Biskupi zgromadzeni na synodzie w Ancyrze (314) udzielając odpowiedzi na istniejące wówczas problemy religijne i dyscyplinarne przyjęli także orzeczenie dotyczące… pokarmów i żywienia. Jak orzekli, duchowni powstrzymujący się od spożywania mięsa „powinni go skosztować i dopiero wówczas, jeśli taka jest ich decyzja, mogą go nie jeść. Gdyby jednak okazywali obrzydzenie i nie chcieli jeść nawet jarzyn gotowanych na mięsie, mają być usunięci ze stanu duchownego, ponieważ sprzeciwiają się postanowieniom kanonu”.

Co doprowadziło do przyjęcia takiego zarządzenia? Co biskupi mieli na myśli pisząc o „postanowieniach kanonu”?

Wesprzyj nas już teraz!

Odpowiedź na to ostatnie pytanie jest złożona, bowiem niekoniecznie mieli oni na myśli swe własne postanowienie, tylko zarządzenie postrzegane jako bardziej autorytatywne, bo przypisywane samym apostołom. W „Kanonach apostolskich”, starożytnym zbiorze norm tworzących podstawowe reguły życie kościelnego, odnaleźć można kanon o podobnej wymowie: „Jeśliby jakikolwiek biskup, prezbiter, diakon, bądź ktokolwiek, czyje nazwisko byłoby na liście duchownych, stronił od małżeństwa, mięsa lub wina nie przez wzgląd na wstrzemięźliwość religijną, lecz dlatego, że się nimi brzydzi, zapominając że Bóg uczynił wszystko dobrym, że mężczyzną i kobietą ich stworzył, bluźniąc przeciwko dziełu Stworzenia – niech zostanie naprostowany, a w innym przypadku niech zostanie złożony z urzędu i wyłączony z Kościoła. Podobnie niech będzie i w przypadku świeckiego”.

Słyszymy tu echo słów samego Chrystusa – „Słuchajcie i chciejcie zrozumieć. Nie to, co wchodzi do ust, czyni człowieka nieczystym, ale co z ust wychodzi, to go czyni nieczystym” (Mt 15, 10-11) – i napomnienia z 1. Listu do Tymoteusza: „Duch zaś otwarcie mówi, że w czasach ostatnich niektórzy odpadną od wiary, skłaniając się ku duchom zwodniczym i ku naukom demonów. [Stanie się to] przez takich, którzy obłudnie kłamią, mają własne sumienie napiętnowane.  Zabraniają oni wchodzić w związki małżeńskie, [nakazują] powstrzymywać się od pokarmów, które Bóg stworzył, aby je przyjmowali z dziękczynieniem wierzący i ci, którzy poznali prawdę. Ponieważ wszystko, co Bóg stworzył, jest dobre, i niczego, co jest spożywane z dziękczynieniem, nie należy odrzucać. Staje się bowiem poświęcone przez słowo Boże i przez modlitwę. Przedkładając to braciom, będziesz dobrym sługą Chrystusa Jezusa, karmionym słowami wiary i dobrej nauki, za którą poszedłeś. Odrzucaj natomiast światowe i babskie baśnie! Sam zaś ćwicz się w pobożności!” (1 Tm 5, 1-7).

Chrystus, tłumacząc znaczenie swych słów, mówił: „wszystko, co wchodzi do ust, do żołądka idzie i wydala się na zewnątrz. Lecz to, co z ust wychodzi, pochodzi z serca, i to czyni człowieka nieczystym. Z serca bowiem pochodzą złe myśli, zabójstwa, cudzołóstwa, czyny nierządne, kradzieże, fałszywe świadectwa, przekleństwa. To właśnie czyni człowieka nieczystym” (Mt 15, 17-19). Więcej, odnosząc się do zgorszenia faryzeuszy podkreślił, że „roślina, której nie sadził mój Ojciec niebieski, będzie wyrwana” (Mt 15, 13). W jaki sposób wiąże się to z „żywieniowym” orzeczeniem przedstawionym przez „Kanony apostolskie” czy synod w Ancyrze?

Na odpowiedź naprowadza nas sam kanon, mówiący o ludziach, którzy zapomnieli, że „Bóg uczynił wszystko dobrym”, „mężczyzną i kobietą ich stworzył” i bluźnią przeciwko dziełu Stworzenia.

W tej epoce Kościół walczył z wpływami gnostycyzmu i manicheizmu, ruchów i doktryn religijnych fałszujących autentyczne Objawienie, Ewangelię Jezusa Chrystusa przekazywaną przez Apostołów i ich następców. Częścią tych fałszywych doktryn było mniej lub bardziej wyraźna wiara w złego demiurga, wielkiego rywala dobrego boga; zły demiurg odpowiadać miał za to, co materialne, cielesne, złe i brudne; „dobry bóg” – za to co wyższe, duchowe, niebiańskie itd. To co dobre, boskie i duchowe miało być uwięzione w tym, co materialne, cielesne, naturalne. Sprzeczność z Objawieniem, podstawowymi treściami pierwszych rozdziałów Księgi Rodzaju jest oczywista. A jednak, te wpływy gnostyckie, a następnie manichejskie, były znaczne w świecie w którym doszło do Wcielenia i Odkupienia. To religijny kontekst w którym powstało wiele odrzuconych przez Kościół apokryfów. To także doktryna, do której nawiązywały – w takim czy innym stopniu – liczne herezje, od tych głoszonych przez marcjonistów (II w.) i bogomiłów (X w.) aż po katarów (XIII w.). Wiemy, że w pewnym okresie swego życia ku manicheizmowi skłaniał się św. Augustyn. Więcej: manicheizm rozpowszechnił się na terenach leżących na Wschód od świata grecko-rzymskiego, był wyznawany przez ludy żyjące pod jarzmem Mongołów, jak i w Chinach.

W jaki sposób łączy się to z kwestią jedzenia lub niejedzenia mięsa? To proste: skoro materia i ciało są złe, spożywanie mięsa także postrzegane było jako złe – i to w wymiarze religijnym, jako przyjęcie pewnego „zła” do swego wnętrza. Dlatego też biskupi z terenów dzisiejszej Hiszpanii walcząc z pryscylianizmem (kolejną herezją o gnostycko-manichejskim charakterze) wymagali od prezbiterów, by ci – nawet jeśli stroną od mięsa – spożywali warzywa gotowane w rosole. Jako że pryscylianie, mimo różnych lokalnych zawirowań, zostali potępieni i wyłączeni z Kościoła, kwestią dyscypliny stało się i zachowanie, które mogłoby sugerować potajemne wyznawanie doktryny wypaczającej chrześcijaństwo. Tak samo rozumieć należy wcześniejsze potępiania i wymóg spożywania mięsa bądź warzyw gotowanych na mięsie – to zachowanie oznaczająca odrzucenie „ascetycznych” wymagań doktryn manichejskich i gnostyckich.

Jakie posiada to znaczenie dla ludzi naszych czasów? Czy katolik może być jaroszem? Oczywiście: pod warunkiem, że prowadzą ku temu właściwe motywy. Bóg dał nam zwierzęta po to, abyśmy się kierowali wobec nich rozumem, korzystali z ich pracy, towarzystwa, a także i posilali się ich ciałem – ale po to, aby podtrzymywać własne życie, podtrzymując siły i zdrowie. W tym jednak musimy kierować się właściwymi normami, a te zabraniają okrucieństwa wobec zwierząt (o tym także mówi nam Pismo Święte!). Jeśli więc ktoś z własnej woli rezygnuje ze spożywania mięsa dlatego, że np. uznaje współczesny przemysł spożywczy za powiązany z nagannymi, możliwymi do ograniczenia cierpieniami zwierząt, to Kościół i jego nauczanie nie mają nic przeciwko – nie ma wszak obowiązku jedzenia mięsa. Jeśli jednakże ktokolwiek uznałby, że zwierzęta jako istoty co do zasady są równe człowiekowi, a ich cierpienia za równe cierpieniu człowieka, to odbiega to od chrześcijańskiej nauki jasno wskazującej na różnicę dzielącą świat zwierząt („stworzonych jako dobre”) od świata człowieka, który stworzony został na Boży obraz i podobieństwo.

Istnieje tu także inny wymóg – obowiązków względem samego siebie: mamy spożywać mięso dla podtrzymania naszych sił i zdrowia, w granicach dyktowanych przez roztropność i umiarkowanie. A co, jeśli ktoś rezygnuje ze spożywania mięsa w ramach pokuty lub wyrzeczenia ofiarowywanego Bogu wraz z modlitwą?

Tym lepiej!

Właśnie dlatego w historii Kościoła istniały zakony mnichów, którzy mięsa nie spożywali. I wciąż jeszcze istnieją.

 

msf

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij