7 sierpnia 2013

Dźwięki śmierdzące siarką

(fot. Anatol Chomicz/FORUM )

Choć właściwie o całej współczesnej muzyce rozrywkowej trudno powiedzieć, że jest nośnikiem wartości chrześcijańskich, to szczególne miejsce pośród jej nurtów zajmują pod tym względem rock i metal. Od samego niemal początku swego istnienia przejawiały one wrogość w stosunku do chrześcijaństwa, wykazując inklinacje w kierunku satanizmu. Jednak dopiero w latach 80. powstał nurt par excellence diabelski: black metal, będący koroną satanistycznej muzyki współczesnej. Ten sam nurt, którego twórców kilka dni temu w słynnej wypowiedzi wziął w obronę ks. Adam Boniecki, długoletni redaktor naczelny „Tygodnika Powszechnego”.

 

Już The Beatles umieścili na okładce jednej ze swoich płyt (Sergeant Pepper’s Lonely Hearts Club Band) twarz znanego satanisty i okultysty, Aleistera Crowleya. Tłumaczyli, że to jedna z osób, jakie podziwiają i kochają. Choć nawiązanie do satanizmu jest oczywiste, można założyć, że dla przeciętnego słuchacza nie było zbyt czytelne. Jednak już w kilka lat później muzycy zespołu The Rolling Stones posunęli się znacznie dalej, tytułując swoje utwory w sposób jawnie antychrześcijański. Przytoczmy tylko Sympathy for the Devil („Współczucie dla diabła”) czy Goats Head Soup („Zupa z koźlej głowy”).

Wesprzyj nas już teraz!

 

W rocku zresztą nie tylko treść bywa antychrześcijańska. Koncerty wszystkich grup tego nurtu muzycznego poprzez samą formę sprzeciwiają się Chrystusowi, niezależnie od tego, co głoszą wyśpiewywane słowa. Z wielką celnością scharakteryzował to Benedykt XVI w książce, którą napisał jeszcze jako kardynał, Duch liturgii. Przytoczmy jego słowa:

 

„Rock z kolei jest wyrazem elementarnych namiętności, przybierających na festiwalach charakter kultyczny; jest on antykultem wobec kultu chrześcijańskiego. Człowieka doświadczającego masowości oraz wstrząsu rytmem, hałasem i efektami świetlnymi uwalnia on niejako od niego samego, sprawiając, że uczestnik festiwalu, poprzez ekstazę zniesienia swoich granic, poddaje się – by tak rzec – pierwotnej władzy wszechświata”.

 

Te mocne słowa potwierdzi każdy, kto uczestniczył w żywiołowej, rockowej imprezie lub był choćby biernym jej obserwatorem. Na potwierdzenie ekstatycznego charakteru tej muzyki przytoczmy jeszcze słowa Johna Lennona, który o źródle swojej inspiracji mówił: „To tak jak opętanie, jak jakieś medium” oraz Jimmiego Hendrixa, który powiedział, że „muzyka jest w powietrzu i dlatego mogę wejść w kontakt z określonym duchem”. Jak widzimy, satanizm był obecny już we wczesnych etapach rozwoju rocka. Jednak przytoczone powyżej przykłady, niekiedy jeszcze zawoalowane, były dopiero preludium tego, co muzyka ta zrodziła później.

 

Black metal powstał w latach 80. ubiegłego wieku, ale w pełnej krasie ukazał się w początku lat 90., w Skandynawii. Jest to ruch skrajny i w muzyce metalowej dość marginalny. Jednak właśnie ze względu na to, jak w soczewce widać w nim wszystko, co niekiedy w bardziej rozpowszechnionych nurtach muzycznych jest ukryte lub jedynie potencjalne. 

 

Black metal bowiem za swoją zasadę – na którą wskazuje już nazwa gatunku („czarny metal”) – przyjął nienawiść do chrześcijaństwa, która szybko wyrodziła się w skrajną mizantropię i nienawiść do człowieka w ogóle. Do dnia dzisiejszego powstało na całym świecie nieco ponad 30 tysięcy grup black metalowych . Ich nazwy często inspirują się imionami biblijnych czy starożytnych demonów (vide szwedzki Marduk czy polski Behemoth), a jeszcze częściej piekłem, chorobami, rzeziami – wszystkim, co dla zwykłych ludzi jest odrażające.

 

Black metal to muzyka całościowo satanistyczna – od brzmienia począwszy, poprzez stylistykę scenografii, na warstwie tekstowej skończywszy. Głos wokalisty jest nieludzki, upodabniając się do takiego, jakie mogłyby wydawać jakieś piekielne istoty. Instrumenty specjalnie grają w sposób brudny i szorstki. Muzycy mają twarze pomalowane biało-czarnymi farbami, czasami zbryzgane czerwoną farbą albo krwią. Wraz z wszechobecnymi pentagramami i prześmiewczo odwróconymi krzyżami tworzy to atmosferę, która z założenia ma być antytezą chrześcijaństwa i estetyki chrześcijańskiego zachodu.

 

Chociaż na koncertach grup black metalowych dochodzi do licznych ekscesów, jak słynne swego czasu darcie Biblii, często słyszy się, że to przecież tylko sztuka albo niewinna zgoła zabawa. Owszem, drze się Biblię, obśmiewa chrześcijańskie symbole, wykrzykuje slogany typu „chrześcijanie dla lwów”, rzuca wyzwiska względem Jezusa czy Maryi – no ale przecież licentia poetica… Kwintesencją relatywizowania powagi black metalowych wystąpień są zachowanie i liczne wypowiedzi ks. Adama Bonieckiego. Oprócz już słynnych słów z tegorocznego Woodstocku na temat wokalisty grupy Behemoth, Adama Darskiego,  należy przypomnieć zdjęcie, jakie ksiądz zrobił sobie z tymże muzykiem. Widząc szanowanego duchownego, który odbiera od muzyka książkę z autografem, można by pomyśleć, że ten rodzaj metalu to faktycznie tylko farsa, może czasem przesadzona, urządzana przez niechętnych Kościołowi, ale przecież niegroźnych. Kto tak pomyśli, pomyli się całkowicie. Behemoth należy do tego samego nurtu, do którego zalicza się choćby słynna i koncertująca w Polsce grupa Marduk. Przypomnijmy, że okładka jej pierwszego wydawnictwa obrazuje kobietę profanującą krzyż w sposób wyjątkowo ordynarny. W jednej z piosenek słyszymy na samym początku okrzyk „I’am inspired by the devil!” („Jestem natchiony przez diabła!”). Czy to rzeczywiście tylko niewinna muzyka? Przeczą temu fakty.

 

Kilka lat temu z więzienia wyszedł norweski black metalowiec, Varg Vikernes, występujący artystycznie jako Burzum. We więzieniu siedział za dwie zbrodnie – za morderstwo, które nas tu nie interesuje, oraz za podpalenia kościołów. W latach 90. Norwegią wstrząsnęła seria ok. 50 podpaleń świątyń chrześcijańskich. Sam Varg Vikernes na jednej ze swoich płyt umieścił zdjęcie szczątków kościoła, który spalił osobiście. Dziś w Polsce, w jednym z popularnych sklepów z akcesoriami muzycznymi, można kupić koszulki sygnowane nazwą zespołu Burzum. Niektóre z nich przedstawiają rysunek płonącego kościoła, a na jednej widnieje wielki napis: „Burn your local church” (spal swój lokalny kościół).

 

Zdarzenie to stało się głośne ze względu na tożsamość schwytanego sprawcy. Jednak kościoły są podpalane cały czas, także w Polsce. Można zadać pytanie, czy w dużej mierze nie odpowiada za to ideologia black metalu, zwłaszcza ta spod znaku Vikernesa – szczególnie, że muzyk ten cieszy się w swoim środowisku ogromnym szacunkiem.

 

Pozostańmy jeszcze przy tej niezbyt przyjemnej postaci. Jako postać, można rzec, kultowa, jest dobrym punktem wyjściowym do obrazowania zagrożeń, jakie niesie ze sobą black metal. Otóż po wyjściu z więzienia, Vikernes porzucił typowo satanistyczną twórczość muzyczną i zwrócił się w kierunku neopogaństwa. Jego nowe płyty, choć dalece mniej agresywne niż dawniej, zachęcają do zapoznawania się z dawną wiarą Wikingów. Mariaż satanizmu i neopogaństwa w black metalu jest szeroko rozpowszechniony, nie tylko w Skandynawii. Istnieje także wiele zespołów słowiańskich, w tym polskich, które otwarcie nawołują do dechrystianizacji swoich narodów i powrotu do „rodzimych” wierzeń. Można tu wskazać np. grupę ukraińską Kroda, która utwór o chrystianizacji dokonanej za pośrednictwem kniazia Włodzimierza nazwała „Zdrada”. Z polskich zespołów należy wymienić zwłaszcza Graveland, szeroko znany na scenie pagan i black metalowej także za granicą. Pogańska atmosfera zaszczepiła się też w innych nurtach metalu, pokrewnych black. Wystarczy wymienić słynną i koncertującą także w Polsce grupę Amon Amarth, bezustannie odwołującą się do „religii przodków”. Na ich płycie The Avenger („Mściciel”) znajdziemy utwór obrażający dziewiczość Matki Bożej.

 

Oczywiste są duchowe zagrożenia, jakie niosą ze sobą takie poglądy. Bywa jednak, że agresywne antychrześcijaństwo w połączeniu z narodowo rozumianym pogaństwem przybliża do neonazizmu. Niektóre zespoły black metalowe zupełnie otwarcie odwołują do ideologii narodowo-socjalistycznej. Większość prominentnych muzyków black metalowych odcina się od takich postaw, wskazując na ich stosunkowo niewielkie rozpowszechnienie. Mimo to nie można się dziwić, że morderczy i iście diabelski system nazistowski przyciąga szczególną uwagę ludzi, którzy z upodobaniem śpiewają o szatanie, nienawiści do ludzkości i jej masowej zagładzie. Dobrym przykładem jest rosyjski Temnozor, w którego tekstach czytamy: „Spread the flame of hate, knight of Higher Race (…) when our spirits sing song of Holocaust” (utwór Watch the Falcons Fly z płyty Folkstorme of the Azure Nights; pol. „rozpowszechnij płomień nienawiści, księciu Wyższej Rasy (…) gdy nasze dusze śpiewają pieśń Holokaustu”).

 

Oczywiście przykłady nadużyć czy zgoła brutalnych profanacji dokonywanych przez reprezentantów black metalu można by mnożyć bardzo długo. Nie o to jednak przecież chodzi. Rzecz w tym, by nigdy nie dać się zwieść owcom w wilczej skórze, które przedstawicieli tego antychrześcijańskiego i antykulturowego ruchu uważają za niegroźnych, wpuszczają do mediów czy – jak ks. Boniecki – zupełnie bagatelizują. Katolik agresywnych wrogów swojej wiary musi nawracać, a nie – akceptować.

 

Paweł Chmielewski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij