Zamieszki w Charlottesville i dokonane tam przez neonazistę morderstwo wywołały falę krytyki pod adresem amerykańskiego nacjonalizmu. Nasiliły się też naciski na likwidację pomników dowódców Konfederacji w całych Stanach Zjednoczonych. Usunięto już między innymi znany pomnik w Baltimore, w stanie Wirginia. Część kongresmenów dąży też do usunięcia monumentów z budynku amerykańskiego parlamentu. Jak zauważył prezydent Stanów Zjednoczonych, jest to przejaw dążenia do wymazania historii.
Na fali wydarzeń w Charlottesville kongresmeni ze zrzeszającej czarnoskórych grupy Black Caucus („Czarny Wiec”) poparli usunięcie pomników przywódców Południa z Sali Posągów w siedzibie amerykańskiego Kongresu. Z kolei w Baltimore w stanie Maryland rada miasta zdecydowała się na usunięcie monumentów dowódców sił Południa z czasów Wojny Secesyjnej (1861-65). Wywieziono zatem pomniki generałów armii konfederackiej: Thomasa „Stonewalla” Jacksona i Roberta E. Lee.
Wesprzyj nas już teraz!
Tymczasem Donald Trump na nieformalnej wtorkowej konferencji prasowej w nowojorskiej Trump Tower zwrócił uwagę, że winę za erupcję przemocy ponoszą obydwie strony, w tym również „alternatywna lewica”. Skrytykował akcję usuwania pomników, uznaną przezeń za zmienianie przeszłości i kultury. Potępił mordercę-neonazistę, odpowiedzialnego za śmierć jednej osoby i obrażenia wielu innych. Podkreślił jednak, wbrew lewicowej narracji, że wśród obrońców pomnika generała Roberta Lee znajdowali się także ludzie o innych poglądach.
Z kolei luźno związany z alternatywną prawicą portal Breitbart.com krytykuje postawę znanych polityków Republikańskich polityków: Johna McCaina, Mitta Romneya i Marco Rubio. Ten ostatni w wysypie twitterowych postów zrzucał całą odpowiedzialność za ataki na obrońców pomnika generała Lee. Zdaniem Johna Haywarda z Breitbart.com, postawa ta świadczy o niewierze we współobywateli. Jego zdaniem bezsensowne jest bowiem wyolbrzymianie wpływu niewielkiej grupy rasistów na rodaków. Publicysta zauważa też, że Demokraci nie potępiają nigdy lewicowej przemocy.
Po liberalno-lewicowej stronie politycznej barykady dominuje oburzenie na białych nacjonalistów. Problemy w Charlottesville komentuje między innymi znany intelektualista Tom Friedman na łamach „New York Timesa”. Podkreślił on, że siła Stanów Zjednoczonych polega na różnorodności. „Popieram supremację pluralizmu” – napisał.
Podczas wydarzeń w Charlottesville, Thomas Friedman przebywał na Bliskim Wschodzie w towarzystwie wojskowych. Stwierdził, że panująca w armii i kraju wielokulturowość umożliwiła potęgę Stanów Zjednoczonych. „Ameryka to największa potęga w regionie, ponieważ nasza armia korzysta z pracy różnorodnych ludzi” – podkreślił.
Zdaniem liberalnego intelektualisty „pluralizm to nasze prawdziwe źródło siły w kraju i zagranicą. Należy go pielęgnować, celebrować i chronić od wrogów wszędzie i zawsze”. Jego zdaniem z tego zadania nie wywiązał się Donald Trump. Tymczasem, zdaniem Toma Friedmana wojskowi „zasługują na dowódcę sił zbrojnych, niepotrzebującego trzech prób, by gruntownie potępić posługujących się przemocą zwolenników białej supremacji”.
Głos w sprawie zabrali także potomkowie konfederackiego generała Roberta Lee. „Życie generała Lee polegało na służbie obowiązku, honoru i kraju. Pod koniec Wojny Secesyjnej, błagał on naród, by zszedł się ponownie razem, by uzdrowić rany i iść naprzód w kierunku zjednoczenia. Nigdy nie tolerowałby pełnych nienawiści słów i czynów zwolenników białej supremacji, Ku Klux Klanu czy neonazistów” – napisali w oświadczeniu cytowanym przez CNN.
Zamieszki w Charlottesville potępił także prokurator generalny Stanów Zjednoczonych Jeff Sessions. – W żaden sposób nie możemy zaakceptować rasizmu, bigoterii, nienawiści, przemocy i podobnych zjawisk rozpowszechniających się w naszym kraju – powiedział na środowej konferencji prasowej w Miami.
W kontekście wydarzeń w Charlottesville głos zabrał także ciemnoskóry sekretarz Donalda Trumpa do spraw budownictwa i rozwoju miast, Ben Carson. Przyznał on w mediach społecznościowych, że w Ameryce istnieje „nienawiść i bigoteria”. Wezwał jednocześnie do ich zwalczania, choć przy użyciu „właściwych środków”.
Natomiast Robert Wright na łamach portalu „The New Yorker” zwraca uwagę na niebezpieczeństwo wybuchu wojny domowej w Stanach Zjednoczonych. Pisze o marcowej ankiecie przeprowadzonej przez magazyn Foreign Policy wśród ekspertów od bezpieczeństwa narodowego. Pytanie dotyczyło procentowego oszacowania ryzyka wybuchu wojny domowej w kraju w ciągu 10-15 lat. Średni wynik wyniósł 35 procent. „To było pięć miesięcy przed Charlottesville”, zauważa Robin Wright.
Źródła: edition.cnn.com / breibart.com / huffingtonpost.ca / nytimes.com / washingtonpost.com / newyorker.com / kresy.pl / polskatimes.pl
mjend