18 stycznia 2023

Edukacja włączająca – destrukcyjny odwrót od szkolnictwa specjalnego i równanie w dół

(pixabay.com)

W polskich szkołach wzrasta liczba uczniów z orzeczeniami o Specjalnych Potrzebach Edukacyjnych (SPE). Choćbyśmy dyskutowali o szczelności i o precyzji systemu orzecznictwa, który pozostawia wiele do życzenia, oraz o masowej ucieczce w orzeczenia rodziców, chcących  zabezpieczyć swoje dzieci przed wymaganiami edukacyjnymi i związaną z nimi konieczną dyscypliną, to jednak faktyczna liczba uczniów z różnorodnymi problemami zdrowotnymi zwiększa się z roku na rok. W ostatnim czasie znacznie  spotęgowało je zamknięcie szkół, niefrasobliwie przedłużane do – po zsumowaniu – około 12 miesięcy wyłączenia z nauki stacjonarnej, czyli na skalę niespotykaną w innych krajach UE. Obecnie – podobnie jak popandemiczny dług zdrowotny, który mści się na zdrowiu Polaków – tak i ten dług rzutuje na kondycję psychofizyczną polskich uczniów.

Ta lawina orzeczeń o SPE, rozpoczęta już przed pandemią, ma uzasadniać słuszność modelu edukacji włączającej wprowadzanego w polskich szkołach. Model polega na przyjmowaniu do szkół masowych uczniów ze wszystkimi typami dysfunkcji oraz uczniów niedostosowanych społecznie i ich edukacji razem z dziećmi w normie, w tych samych zespołach klasowych. Podkreślmy – bez ograniczeń liczebności klas i uczniów z orzeczeniami w klasie, bez rozsądnej oceny faktycznych możliwości dzieci niepełnosprawnych, z pozbawieniem ich opieki świadczonej przez prawdziwych specjalistów w szkołach specjalnych. Specjaliści ci są zastępowani obecnie przez nauczycieli wspierających, asystentów i pedagogów specjalnych zaledwie po studiach podyplomowych z edukacji włączającej [nie należy ich mylić z pedagogami po pedagogice specjalnej!], których masowym zatrudnieniem w liczbie 18 tys. szczyci się często MEiN.

Przykładem inkluzji destrukcyjnej – i dla tych uczniów, i dla pozostałej części klasy – jest  włączanie do tzw. „zwykłej klasy” uczniów z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu znacznym i głębokim oraz nieprzystosowanych społecznie, co rodzi gwałtowny wzrost nowych problemów jak np. eskalacja agresji w szkołach i zachowań przestępczych, postępujący spadek poziomu nauczania i wtórne zaniedbania uczniów z głębokimi niepełnosprawnościami.

Wesprzyj nas już teraz!

Działania przysparzające najwięcej trudności w realizacji edukacji włączającej w kształceniu ogólnym to: realizacja podstawy programowej, ocenianie uczniów ze SPE i zapewnienie im zwiększonej opieki [bezpieczeństwo!] itd. – głosi raport upubliczniony w 2021 przez  Pracownię Doradczo-Badawczą EDBAD na podstawie danych dostarczonych przez Ośrodek Rozwoju Edukacji podległy MEiN.

Wnioski raportu statystycznego Edukacja włączająca w Polsce sprowadzają się do tego, że cały „włączający” proces dydaktyczno-wychowawczy przysparza wielkich trudności.

Nie możemy tych 70% uczniów wyrzucać, skoro rodzice zdecydowali, że mają chodzić do zwykłej szkoły, a takie mają prawo. Musimy ich włączać – przekonują pseudonaukowe autorytety.

Żonglowanie wskaźnikiem 70% uczniów z orzeczeniami, którzy znajdują się w systemie szkolnictwa ogólnodostępnego – co często powtarzają także urzędnicy MEiN – skutecznie zaciemnia obraz skali problemu i w efekcie wprowadza w błąd opinię publiczną. Czymże jest owo magiczne 70%?

Oficjalne dane rządowe podają, iż  4,7% wszystkich uczniów w Polsce w roku szkolnym 2021/22 otrzymało orzeczenia o SPE; część z nich zapewne na skutek presji rodziców, bezradnych wobec problemów wychowawczych, jakie mają z własnymi dziećmi.

Kolejna ważna informacja – około 2,5% ogólnej liczby uczniów szkół ogólnodostępnych wymaga kształcenia specjalnego. W szkołach i klasach integracyjnych, które powołano właśnie w tym celu, tworząc mniejsze i lepiej wyposażone w fachową kadrę zespoły, ten odsetek wzrasta do 8,5%.

Wynika z tego, że pozostałe 97,5% uczniów szkół ogólnodostępnych NIE WYMAGA kształcenia specjalnego. Tak więc argument, że szkoły ogólnodostępne są już tak bardzo nasycone uczniami, iż konieczne są legiony pedagogów włączających i przebudowa całego systemu na inkluzyjny, jest czystą manipulacją statystykami. A mimo to, edukację włączającą implementuje się w każdej szkole i klasie, podporządkowując owe 97,5% znikomej mniejszości.

Trudno znaleźć uzasadnienie takiej odwróconej logiki – poza zaczadzeniem ideologicznym inkluzjonizmem. Co więcej, podczas konferencji na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie w listopadzie 2022 r. pojawiła się słuszna opinia reprezentanta środowiska prawniczego z Instytutu Ordo Iuris o możliwym naruszeniu – podczas wprowadzania edukacji włączającej – jednej z ogólnych zasad prawa, czyli zasady proporcjonalności. Zasada proporcjonalności to według wykładni Trybunału Konstytucyjnego konieczność zachowania odpowiedniej proporcji pomiędzy środkiem, jakim jest ograniczenie danego prawa lub wolności [w tym wypadku prawa do rzetelnej edukacji 97,5% uczniów szkół masowych], a celem, jakim jest inkluzja obejmująca pozostałe 2,5%. Prawnik Ordo Iuris pytał retorycznie – jakim kosztem chce się wprowadzić edukację włączającą? Mając oczywiście na myśli koszty społeczne…

Unijni ideolodzy już IDĄ PO NASZE DZIECI! Czy możemy jeszcze uratować szkoły?

Zwykłe szkoły ogólnodostępne  celowo ”dosyca się” przypadkami uczniów ze SPE, zamykając placówki specjalne. Dzieje się tak, wbrew zapewnieniom MEiN o zainteresowaniu rozwojem szkolnictwa specjalnego w Polsce, co ma potwierdzać budowa kilku placówek specjalnych rozpoczęta spektakularnie w ostatnim czasie z udziałem najwyższych władz. Odnosząc się do kwestii likwidacji szkół specjalnych, minister Przemysław Czarnek oświadczył podczas obchodów 25-lecia Zespołu Szkół Specjalnych przy DPS-ie w Matczynie w październiku 2022 r., że „Nie ma takich planów i nie będzie, bo to by odznaczało, że odcinalibyśmy gałąź, na której wszyscy siedzimy. Szkolnictwo specjalne jest absolutnie konieczne w Polsce i trzeba je rozwijać”.

Już przed rokiem – wobec zaniepokojenia środowisk związanych ze szkolnictwem specjalnym i poradniami psychologiczno-pedagogicznymi minister zapewniał, że „Nie ma planów likwidacji szkół specjalnych. Są plany wzmocnienia szkół specjalnych i uwolnienia potencjału drzemiącego w szkołach specjalnych”.

Jakie są jednak fakty?

To nie pogłoski ani fejknewsy, tylko raport Najwyższej Izby Kontroli opublikowany  28 stycznia 2021 r. wskazywał na zniknięcie  z polskiego systemu oświatowego ok. 500 placówek szkolnictwa specjalnego w ciągu 4 lat, po 2016 roku. To nieprzypadkowa zbieżność, iż właśnie w tym czasie edukacja włączająca gwałtownie przyspieszyła.

„Z roku na rok spada liczba uczniów kształcących się w szkołach specjalnych, podobnie jak liczba samych szkół – w roku szkolnym 2016/2017 r. było ich ok. 2400, w roku szkolnym 2019/2020 już tylko nieco ponad 1900” – głosi raport NIK.

Zjawisko to dziwi np. wobec utrzymania ponad 3000 szkół specjalnych w Niemczech, przy jednoczesnym lansowaniu ideałów edukacji włączającej na forum UE przez przedstawicieli Niemiec, jak Ursula von der Leyen. Widocznie skrajna inkluzja ma obowiązywać tylko w tych państwach, gdzie upadająca edukacja nie jest przedmiotem troski europejskich decydentów. Wręcz przeciwnie, destrukcja ich systemu oświatowego jest sowicie finansowana od lat przez Europejską Agencję ds. Specjalnych Potrzeb i Edukacji Włączającej, jak dzieje się to w Polsce.

„EDUKACJA WŁĄCZAJĄCA”. Nowa obsesja europejskich elit! CO NAPRAWDĘ NAM GROZI?

„Trzeba jednak dodać, że w przypadku niektórych uczniów, z uwagi na poziom ich funkcjonowania wynikający z niepełnosprawności, adaptacja do samodzielnego życia nie jest możliwa. W zaspokajaniu nawet najbardziej podstawowych potrzeb związanych z czynnościami higieniczno-pielęgnacyjnymi, przygotowywaniem i spożywaniem posiłków, czy ubieraniem się uczniowie ci, także w dorosłym życiu są uzależnieni od osób trzecich – rodziców, opiekunów czy nauczycieli” – czytamy w konkluzjach Raportu NIK.

Trudno dziś znaleźć podobny głos rozsądku i realistycznej oceny możliwości części uczniów, którzy są na siłę włączani do szkół masowych wskutek zamykania placówek specjalnych, z powodu dużej odległości od miejsca zamieszkania do tych szkół, które jeszcze pozostały, i wobec inkluzyjnej kampanii zachęcającej rodziców do kierowania uczniów do najbliższej – oczywiście dostępnej dla każdego, otwartej i włączającej wszystkich – szkoły „dla wszystkich” i „wysokiej jakości”.

Jak bardzo groźne absurdy rodzi edukacja włączająca, można przeczytać w gorzkiej relacji nauczycielki z północnego Mazowsza.

Ruch Ochrony Szkoły. Powstała nowa organizacja, która walczy o edukację

Polonistka uczestniczyła w szkoleniu przeprowadzonym na radzie pedagogicznej przez zewnętrzną metodyk i pod wrażeniem tego, co usłyszała, przesłała swoją wypowiedź do Ruchu Ochrony Szkoły:

O pewnej pani prowadzącej szkolenie dla rady pedagogicznej… Uczy w liceum. A w klasie ma  ucznia upośledzonego umysłowo (nie pamiętam, w jakim stopniu). Musi dla niego opracowywać osobne testy o najniższym poziomie trudności, żeby w ogóle coś napisał. Ten uczeń oczywiście nie zda matury, nie jest w stanie. Bardzo przeszkadza na lekcjach, bo nie rozumie, o czym się mówi. Ale dzięki wielkiemu poświęceniu tej pani skończy liceum. I ta pani oczekuje od nas wielkiego podziwu dla swojego wielkiego poświęcenia i odważnego naśladowania jej w naszych codziennych wielkich wysiłkach.

Nikt nie reaguje w podobnych sytuacjach. A powinny się przecież posypać pytania: dlaczego ktoś zmusza dziecko, by spędzało wiele godzin  na lekcjach, które mu nic nie dają, dlaczego codziennie ten chłopiec musi czuć się gorszy i głupszy od innych, jakim prawem marnotrawi się pieniądze polskiego podatnika?

Nauczyciele są już jednak dobrze wytresowani, wiedzą, że takich pytań nie wolno zadawać. Co gorsze, lepiej w ogóle nie myśleć. Często zresztą rzeczy absurdalne dobrze się opłacają. Niedawno słyszałam o upośledzonym umysłowo uczniu (będę tak pisać, a nie: uczniu z upośledzeniem umysłowym), o którego się biły cztery licea. To, które wygrało, otworzyło dodatkowy oddział, zachowało wszystkie etaty.

Poraża wyłaniająca się z tego tekstu bezradność i obojętność nauczycieli, bezwolne przystosowanie się do nowych norm „kultury włączającej” i systemowy cynizm, który czerpie profity z subwencji oświatowej, daleko wyższej w wypadku ciężkich upośledzeń intelektualnych. Pomimo deklarowanej empatii, nikt już nie dostrzega faktycznych problemów „włączonego” ucznia ze SPE, dawniej z szacunkiem nazywanego uczniem „specjalnej troski”.  

Groźna iluzja inkluzji – edukacja włączająca jako metoda na dekonstrukcję oświaty

„Ministerstwo edukacji monitorowało warunki kształcenia [w szkołach specjalnych – przyp. autora] w ograniczonym zakresie, koncentrując się w większym stopniu na tak zwanej edukacji włączającej, prowadzonej przez szkoły ogólnodostępne. Zakłada ona, że osoby niepełnosprawne mają prawo rozwijać się zgodnie ze swoimi możliwościami, bez potrzeby dorównywania osobom pełnosprawnym i dostosowuje system szkolny do indywidualnego tempa nauki, uzdolnień i trudności każdego ucznia. Zdaniem resortu upowszechnienie takiej edukacji podniesie jakość kształcenia, dlatego w 2017 r. zlecił opracowanie projektu programu pod nazwą Edukacja dla wszystkich, który zakłada, że kształcenie w przedszkolach i szkołach specjalnych będzie ograniczone czasowo i że jego celem będzie przygotowanie  do podjęcia nauki w placówkach ogólnodostępnych” – czytamy w cytowanym już  Raporcie NIK sprzed roku.

Ze wspomnianego przez NIK programu Edukacja dla wszystkich zrodził się w 2021 r. PROJEKT USTAWY O WSPARCIU DZIECI, UCZNIÓW I RODZIN [PROJEKT UD319], widniejący na stronach rządowych projektów ustaw. Pod niewinną nazwą kryje się rewolucja w polskich szkołach – całościowa koncepcja zmiany systemu oświatowego w Polsce, opartego na obowiązkowej i powszechnej edukacji włączającej, podporządkowana rekomendacjom UE.

Nowa obsesja Harrariego i Schwaba? TEN PROGRAM JUŻ WCHODZI DO POLSKICH SZKÓŁ!

W ciągu kolejnych 12 miesięcy, w 2022r. , w ramach wprowadzania edukacji włączającej przeszkolono kilkadziesiąt tysięcy nauczycieli, głównie za unijne fundusze, oraz  powołano 23 Specjalistyczne Centra Wspierania Edukacji Włączającej, które wchłonęły część kadr ze szkół specjalnych. Ponadto wprowadzono pojęcie klasy zróżnicowanej, w której wiodący nauczyciel ma być docelowo wspierającym pedagogiem o przygotowaniu specjalnym i niejako przy okazji, jeśli mu się uda, nauczać swojego przedmiotu.

Walec inkluzji zmienia postawy szkolonych zastępów pedagogów i nauczycieli, niszczy logiczną ocenę zachodzących przemian i równa w dół poziom nauczania w polskich szkołach. Liczne opracowania zagorzałych zwolenników edukacji włączającej sugerują likwidację obecnego systemu oceniania, zmiany podstawy programowej oraz rezygnację z nauczania przedmiotowego. Ma je  w przyszłości zastąpić płynny system wsparcia uczniów w osiągnięciu przez nich enigmatycznego „dobrostanu”. Wszystko  pod kontrolą nowego Centrum Koordynacyjnego   powołanego w ramach Ośrodka Rozwoju Edukacji (ORE), które całościowym monitoringiem ma objąć każdego ucznia, nie tylko ze SPE, wraz z jego rodziną.

Pseudoelity naukowe przyklaskują tym pomysłom w rytm równościowego marszu na konferencjach opłacanych przez Europejską Agencję ds. Specjalnych Potrzeb i Edukacji Włączającej.

Szkoły specjalne – to bardziej przyjazne środowisko dla uczniów ze SPE, oceniają sami naukowcy – ale zaraz dodają, że  uczniowie za dobrze się tam czują, otoczenie jest zbyt „cieplarniane” i należy uczniów przyzwyczajać do życia w otwartym, bardziej brutalnym świecie. Takie stwierdzenia padają z ust „badaczy” inkluzji społecznej, budząc najwyższe obawy i o kompetencje, i o czystość ich intencji.

Nauczycielka-respondentka kończy swój list z bólem:

Większość szkoleń dotyczy niestety tego, jak elegancko mijać się z prawdą, jak samemu sobie tłumaczyć, że relatywizm i minimalizm to wartości. Ci nauczyciele, którzy próbują czegoś wymagać, w miarę obiektywnie oceniać, to faszyści tępieni przez rodziców, dyrekcję i kuratoria. I bardzo skutecznie się wpływa na pedagogów, skoro w szkołach podstawowych zapomniało się o stawianiu jedynek i drugoroczności, a wszyscy uczniowie według końcowych klasyfikacji zachowują się co najmniej poprawnie. I nawet ja, pisząc te słowa, muszę borykać z tym, co włożono mi do głowy, i siebie samą przekonywać, że nie krzywdzę jakiegoś Forresta Gumpa, ale że walczę o jego godność.

Walczmy o godność każdego ucznia i o godność każdego nauczyciela.

Walczmy o szkoły specjalne i nie osłabiajmy ich przez powierzanie tym placówkom „nowych zadań i funkcji” inspirowanych inkluzyjną „równościową” ideologią.

Walczmy także o poziom nauczania, wobec upublicznionych niedawno, bo w styczniu 2023 r., badań CBOS, w konkluzji których  czytamy: „Oceny szkół pod względem poziomu nauczania, rozwijania zainteresowań uczniów, uczenia ich samodzielnego myślenia i radzenia sobie z praktycznymi problemami są najsłabsze od 1998 roku”.

A może właśnie o to chodzi decydentom, którzy uruchomili włączającą machinę, niszczącą tkankę polskiej szkoły?

Hanna Dobrowolska

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij