„Podstawowym elementem strategii klimatystów jest panika, która prowadzi do eliminacji zdrowego rozsądku i myślenia w ogóle. Już! Już! W tym momencie mamy zatrzymać wydzielanie CO2! Inaczej planeta spłonie! Dlatego armiami, które mają wymusić klimatyczną agendę sztabów, stają się rozhisteryzowane dzieci w rodzaju Grety Thunberg. Zagubione na bezdrożach liberalnej wolności, wreszcie mogą identyfikować się z konkretnym celem”, pisze na łamach tygodnika „SIECI” Bronisław Wildstein.
Publicysta przypomina, że UE wytwarza 7 proc. dwutlenku węgla. W związku z tym cała przemysłowo-społeczna rewolucja, jaką chcą nam zafundować eurokraci, aby zredukować kilkukrotnie mniej CO2 niż rocznie wytwarzają Chiny, Indie, czy USA, jego zdaniem, „jawi się jako absurd”.
Autor „Domu wybranych” relacjonuje, jak wygląda sytuacja w Chinach – największym beneficjencie „zielonego szaleństwa”.
Wesprzyj nas już teraz!
„Już 20 lat temu Chiny ochoczo zobowiązały się do ograniczenia produkcji CO2. Ogłosiły, że do 2060 r. zredukują ją do zera, ale do 2030 r.… będą ją zwiększały. Co roku Pekin obiecuje zamknięcie części elektrowni węglowych, aby regularnie zwiększać ich liczbę. Według ostatnich danych w ciągu najbliższych trzech lat Chiny i Indie mają zbudować prawie 1 tys. nowych elektrowni. Przekracza to znacznie europejskie oszczędności w tej mierze. Chiny produkują panele słoneczne i wiatraki, aby eksportować je na cały świat – same z nich jako nieopłacalnych nie korzystają”, czytamy.
Co na to UE? Jeszcze mocniej brnie w „zielony zamordyzm”.
„Odejście od zielonego szaleństwa wymagałoby naruszenia interesów europejskich potentatów, zarówno gospodarczych, jak i politycznych, a z tym establishment łatwo się nie pogodzi. Tego, że w dłuższej perspektywie ekologiczna hucpa będzie katastrofą dla kontynentu, unijni liderzy nie biorą pod uwagę”, podsumowuje Bronisław Wildstein.
Źródło: tygodnik „SIECI”
TG
