Kanclerz Niemiec Angela Merkel przed wrześniowymi wyborami próbuje „pchnąć” nie tylko politykę klimatyczną, zwiększając ambicje dotyczące dekarbonizacji, ale także naciska w sprawie domknięcia nowej szerokiej umowy o wolnym handlu między UE a Stanami Zjednoczonymi, po tym jak poprzednie wysiłki osłabły w wyniku masowych protestów.
Niemiecki rząd zwiększył ostatnio ambicje klimatyczne, zapowiadając, że chce osiągnąć zerową emisję netto dwutlenku węgla nie do 2050 roku, ale o 5 lat wcześniej.
Ta nagła zmiana była możliwa wskutek orzeczenia trybunału na korzyść nieletnich ekologistów. We wtorek minister finansów Olaf Scholz i minister środowiska Svenja Schulze ogłosili, że rząd chciałby 65- proc. redukcji emisji do 2030 r., 90 proc. redukcji do 2040 r. i zerowej emisji netto do 2045 r. Wszystkie redukcje odnoszą się do poziomu emisji z 1990 roku. Wcześniejsze cele zakładały 55-proc. redukcję emisji do 2030 r. i osiągniecie tzw. neutralności klimatycznej do 2050 r.
Wesprzyj nas już teraz!
Jeśli te cele zostaną ostatecznie zaakceptowane, Niemcy będą drugim – po Wielkiej Brytanii – krajem z najambitniejszymi celami redukcji emisji do 2030 roku w porównaniu z poziomem z 1990 roku pośród wszystkich głównych emitentów. Byłaby to największa gospodarka, która dorównałaby ambicjom Szwecji.
Te zapowiedzi ożywiły w kraju debatę w sprawie odejścia od węgla i ceny paliwa dla transportu oraz ceny ogrzewania budynków. Te dwie kwestie mogą zdominować kampanię przed wrześniowymi wyborami.
Niemiecki Sąd Najwyższy orzekł w zeszłym tygodniu, że krajowe prawo klimatyczne jest częściowo niezgodne z konstytucją. Sędziowie nakazali rządowi podanie jasnych celów redukcji emisji po 2030 roku, zastrzegając, że cel redukcji emisji do 55 proc. do 2030 r. jest „wysoce niewystarczający”.
Ogłoszone po orzeczeniu ambitne plany zaskoczyły wielu – komentował Felix Heilmann z think tanku klimatycznego E3G. – To by się nie stało teraz, gdyby nie orzeczenie Sądu Najwyższego – dodał.
Chociaż władze miały czas na sformułowanie nowego celu redukcji emisji aż do końca 2022 roku, pospieszyły się z deklaracją, by pozyskać przychylność młodych ludzi przed wrześniowymi wyborami.
Niemieckie partie ścigają się o to, kto jest „bardziej zielony”, zwłaszcza że z ostatnich sondaży wynika, iż to właśnie Partia Zielonych może zwyciężyć z Unią Chrześcijańsko-Demokratyczną Angeli Merkel.
– Po koronawirusie klimat jest drugim największym problemem w tych wyborach – uważa Niklas Höhne z New Climate Insitute. – Każda partia ma w swoim programie „ zmiany klimatyczne” – dodaje.
By osiągnąć nowe cele, Berlin musiałby wycofać węgiel i to jak najszybciej. Tymczasem z innych dokumentów wynika, że Niemcy nie planują pozbywać się węgla do 2038 r.Zdaniem aktywistów od klimatu, to o dziesięć lat za późno, by „ograniczyć globalne ocieplenie do poziomu znacznie poniżej 2 stopni C”.
Dlatego – wyjaśnia Heilmann – nowe cele klimatyczne nie mogą być osiągnięte, jeśli nie usunie się z niemieckiej gospodarki węgla do 2030 r.
Poza odejściem od węgla, konieczne jest – wg Höhne – szybkie przejście na elektro-mobilność. Potrzeba więcej inwestycji w stacje ładowania i konieczne jest podnoszenie cen za emisję dwutlenku węgla w paliwach używanych do transportu i ogrzewania budynków. Propagatorzy dekarbonizacji oczekują także, że kanclerz znacznie zwiększy wpłaty na Fundusz Klimatyczny.
Jeszcze przed końcem kadencji kanclerz chce również sfinalizować podpisanie umowy o wolnym handlu między UE a Stanami Zjednoczonymi. – Zawsze opowiadałam się za umową handlową między USA a UE – podkreśliła na kongresie poświęconym polityce zagranicznej, zauważając, że UE zawarła takie umowy z regionami na całym świecie.
Dodała, że „bardzo, bardzo rozsądne” byłoby wykorzystanie wzoru porozumienia UE-Kanada (CETA- także silnie oprotestowanej). Obniża ona cła i promuje eksport. – Jest wiele do zrobienia dla współpracy transatlantyckiej w burzliwym świecie, który potrzebuje partnerstwa – zaznaczyła niemiecka polityk. – Dlatego cieszę się, że nowa administracja daje nam nowe możliwości, z których chce skorzystać niemiecki rząd – dodała.
Wieloletnie rozmowy na temat Transatlantyckiego Partnerstwa Handlowo-Inwestycyjnego (TTIP) utknęły w martwym punkcie po protestach w Niemczech, Francji i Austrii. Demonstranci obawiali się poluzowania norm unijnych dot. żywności (GMO) i chemikaliów. Ponadto wskazywali na nietransparentny sposób negocjacji i przyznanie korporacjom znacznych uprawień w pozywaniu rządów.
Administracja Donalda Trumpa przyjęła konfrontacyjne podejście do UE w kwestiach handlowych. Nowy prezydent Joe Biden jest zaś zainteresowany sfinalizowaniem umowy.
Źródło: climatechangenews.com, thelocal.de
AS