Ideologia ekologizmu, której jedną z naczelnych zasad jest brak ingerencji człowieka w naturę – czyli hasło „przyroda sama się obroni”, może doprowadzić w Polsce do katastrofy ekologicznej. Ten czarny scenariusz staje się z każdym rokiem coraz bardziej prawdopodobny, szczególnie w obliczu inwazyjnych gatunków roślin i zwierząt, które wdzierają się do ekosystemów polskiej przyrody, niszcząc je. Coraz więcej jest również przykładów z życia wziętych, iż brak kontroli nad populacjami dzikich zwierząt jest groźny dla ludzi, tym bardziej że pojawił się u nas nowy, niebezpieczny drapieżnik.
Inwazyjne gatunki obce to rośliny, zwierzęta, patogeny i inne organizmy, które nie są rodzime dla ekosystemów i mogą powodować szkody w środowisku lub gospodarce, lub też negatywnie oddziaływać na zdrowie człowieka. W szczególności oddziałują negatywnie na różnorodność biologiczną, w tym na zmniejszenie populacji lub eliminowanie gatunków rodzimych, poprzez konkurencję pokarmową, drapieżnictwo lub przekazywanie patogenów oraz zakłócanie funkcjonowania ekosystemów.
Wszystko wskazuje na to, że rozpoznanie robi u nas nowy, inwazyjny, drapieżny gatunek, którym jest – puma. Zwierzę to zostało sfotografowane w pierwszej połowie lutego niedaleko miejscowości Binczarowa w Małopolsce. O tym, że puma może przywędrować do naszego kraju, mówiło się już w roku 2019, kiedy to pojedyncze osobniki tego drapieżnego kota, zostały zauważone w Czechach. Naukowcy mówią, że pumę mogły „zwabić” do Polski ostatnie gorące lata. Gatunki inwazyjnych zwierząt, które w Polsce są już od dłuższego czasu, to m.in. szop pracz, norka amerykańska, jenot, żółw jaszczurowaty czy rak pręgowaty. Ogólnie na liście zwierząt inwazyjnych, którą sporządziła Generalna Dyrekcja Ochrony Przyrody, jest już 60 gatunków, w tym gatunki niebezpieczne dla polskiej przyrody i człowieka.
Wesprzyj nas już teraz!
Mamy też prawdziwy wysyp informacji o „przybyciu” do Polski nowych, inwazyjnych roślin, nie znanych wcześniej w naszym kraju. Na liście Generalnej Dyrekcji Ochrony Przyrody jest ich 9, ale nie wszystkie takie gatunki ta lista obejmuje. Niektóre z nich, choć posiadają ładne nazwy, mogą być dla środowiska prawdziwą plagą. Tak jest, dla przykładu, z moczarką delikatną – Elodea nuttallii, wodną rośliną rodem z Ameryki Północnej. Po raz pierwszy wykryto ją w starorzeczu Biebrzy koło Goniądza, a ostatnio już w kilku warmińskich jeziorach. Jest to roślina bardzo inwazyjna i odporna na usuwanie. Potrafi wyniszczyć sąsiadujące z nią rośliny i bardzo obficie się rozmnożyć, zabierając rybom tlen, co może doprowadzić do ich masowego śnięcia. Ostatnio, aby temu zapobiec specjaliści z Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska postanowili wytępić niebezpieczną roślinę w dwóch jeziorach – Kortowskim i Długim znajdujących się na terenie Olsztyna (warmińsko – mazurskie). Oczywiście nie obyło się bez prób blokowania tych potrzebnych działań przez pseudoekologów. Na szczęście okazały się to próby bezowocne.
Gatunkiem inwazyjnym , które niszczą nasze ekosystemy jest również m.in. bożodrzew gruczołowaty – roślina niezwykle konkurencyjna, bardzo szybko rosnąca, zagłuszająca inne rośliny rosnące w pobliżu, a nawet produkująca specjalne toksyny uniemożliwiające ich rozwój. Jej korzenie potrafią uszkodzić instalacje ziemne np. kanalizacyjne czy wodne. Doskonale znany jest w Polsce inny inwazyjny gatunek – nawłoć kanadyjska, która błyskawicznie pleni się na polskich łąkach, ogrodach i gdzie tylko może. Wypiera nasze rodzime gatunki, tworząc nudną, roślinną monokulturę. Podobnie szkodzi polskiej przyrodzierdestowiec ostrokończysty (Fallopia japonica). To bardzo groźna i niezwykle trudna do wytępienia roślina inwazyjna. Wprawdzie podobnie jak nawłoć, nie stanowi dla nas bezpośredniego zagrożenia, ale ze względu na duże rozmiary, bardzo silny i głęboki system korzeniowy oraz szybkie rozrastanie się, łatwo wypiera rodzime gatunki roślin, a jego podziemne kłącza potrafią uszkodzić nawet asfalt i elementy konstrukcji budynków. Międzynarodowe organizacje ekologiczne oczywiście są przeciwne zwalczaniu roślin inwazyjnych, twierdząc że ich ekspansja to naturalna kolej rzeczy, której nie należy wchodzić w drogę.
Podobne zdanie ekologiści wyrażają co do nadmiernej populacji niektórych gatunków dzikich zwierząt. Robią wszystko, aby uniemożliwić myśliwym, walkę z tym szkodliwym zjawiskiem. Jednak utrzymywanie pod ścisłą ochroną gatunków dzikich zwierząt, których populacja stała się w ostatnich latach niebezpiecznie duża, nie ma żadnego logicznego uzasadnienia. Trwanie w takim stanie rzeczy, groźnym dla przyrody i ludzi, to skutek ulegania mrzonkom ideologów nowego zielonego ładu.
Coraz częściej dowiadujemy się mediów (nie daj Boże byśmy się mieli przekonać o tym na własnej skórze) o agresywnych zachowaniach wilków, które są w Polsce pod ścisłą ochroną, a ich populacja, z powodu braku naturalnych wrogów, gwałtownie rośnie. Zaledwie w ubiegłym tygodniu Nadleśnictwo Miękinia, które zarządza m.in. lasami wokół Wrocławia, w specjalnym komunikacie ostrzegło mieszkańców tego dużego miasta i jego okolic, że mogą oni podczas leśnych spacerów napotkać wilki. – Wilki pokazują się coraz częściej. Nabierają śmiałości. Otrzymujemy coraz więcej sygnałów o ich obecności w lasach koło Wrocławia. Wilki są teraz obecne praktycznie na terenie każdego kompleksu leśnego na terenie naszego nadleśnictwa – mówi Bartłomiej Łaski, z Nadleśnictwa Miękinia. – Populacja wilków w całej Polsce z roku na rok rośnie. Te zwierzęta potrzebują dużo przestrzeni do żerowania, więc wraz ze wzrostem liczby wilków, wchodzą one, na wciąż nowe tereny – zaznacza Łaski.
Na baczności muszą się też mieć mieszkańcy podkarpackich miast i miejscowości, bo to właśnie tam jest obecnie najwięcej wilczych watah. Dlatego też na Podkarpaciu, głównie w Bieszczadach, dochodzi do największej liczby ataków tego drapieżnika. Na razie ofiarami są zwierzęta dzikie i domowe. Jednak coraz częściej zdarzają się też ataki na ludzi. Wilki polują coraz bliżej ludzkich osiedli. Zaledwie tydzień temu na terenie wsi Chrząstówka wilcza wataha rozprawiła się z dużą sarną. Wilkom nie przeszkadzała bliska obecność ludzi.
Jeden z mieszkańców Krosna wybrał się kilka dni temu na działkę ogrodową, sprawdzić jak zimują jego zagony. To co na działce ujrzał, zjeżyło mu włos na głowie. Po działkach spacerowały sobie dwa duże wilki. Mężczyzna schował się w altanie i nie wychodził z niej dopóki, drapieżniki nie czmychnęły, przez dziurę w siatce z powrotem do lasu. Działkowiczowi udało się smartfonem wykonać wilkom kilka zdjęć. Takich foto wilków jest publikowanych w internecie coraz więcej. Niektóre są bardzo drastyczne, gdyż przedstawiają jak wilki rozszarpują domowe psy, czy sarny, co ma czasem miejsce nawet w centrum miasta.
Wilki są chronione w całej Polsce od 1998 roku, kiedy żyło ich około 560 sztuk. Od tego czasu ich liczebność stale rośnie. W roku 2019 doliczono się ponad 2000 osobników, a zasięg ich występowania rozszerzył się na prawie na całą Polskę. W roku 2022 szacuje się, że liczba wilków w Polsce przekroczyła już liczbę 3 tysięcy, a więc szybko rośnie. Coraz więcej petycji w sprawie czasowego wyjęcia wilka spod ochrony, jest kierowanych do rządu. Ten jednak twierdzi, że ma związane ręce przez dyrektywy Unii Europejskiej. Kilka miesięcy temu była nawet rezolucja autorstwa kilku państw, skierowana do Komisji Europejskiej, aby osłabić ochronę wilka, gdyż jego liczebność gwałtownie rośnie, co ma swoje złe skutki. Zdominowana przez Zielonych KE odrzuciła tę rezolucję i każe państwom członkowskim utrzymać ścisłą ochronę wilka.
Duże szkody w Polsce czyni również dzik. Największą zmorą stał się on dla mieszkańców miast. Na terenach zabudowanych i w ich pobliżu myśliwi nie mają prawa prowadzić odstrzałów. To powoduje, że dziki właśnie na takich obszarach mnożą się na potęgę. Potrafią one być groźne dla ludzi, szczególnie lochy z warchlakami. Doszło już w Polsce do kilku „bliskich spotkań” dzika i człowieka. Na szczęście żadna osoba nie zginęła, ale większość znalazła się w szpitalu. Dziki niszczą też mienie, a nawet, jak się okazuje, miejsca święte. Zaledwie 17 lutego tego roku dziki zdewastowały cmentarz katolicki przy ulicy Bronowickiej w Szczecinie. Poprzewracały krzyże, podkopały kilka pomników, zryły aleje cmentarne.
Adam Białous
Eurokraci sięgają po kolejną podwalinę polskiej suwerenności – lasy!