10 marca 2016

Ekonomiczne eksperymenty powstrzymają chaos w Eurazji? Pogarsza się sytuacja ekonomiczna Chin i Rosji

(fot. Mikhail Klimentyev/Russian Presidential Press and Information Office/TASS/FORUM)

Analitycy Robert Kaplan, Ruchir Sharma, Tom Hill i Ian Morris na łamach magazynu „Foreign Affairs” przekonują, że stagnacja w Rosji i Chinach może doprowadzić do anarchii w całej Eurazji. Autorzy piszą, że „prężenie muskułów” przez oba państwa, to oznaka nie tyle potęgi, co raczej słabości, która w dodatku stanowi poważne wyzwanie dla Zachodu. Nadszedł czas na wielkie eksperymenty gospodarcze – postulują ekonomiści.


„W sytuacji, gdy Chiny prowadzą asertywną politykę u swoich wybrzeży – pisze Kaplan – Rosja zaś prowadzi działania wojenne w Syrii i na Ukrainie, łatwo jest założyć, że dwie wielkie siły lądowe Eurazji demonstrują swoją nową potęgę. Jednak w rzeczywistości jest inaczej. Chiny i Rosja prężą muskuły nie dlatego, że są potężne, ale dlatego, że są słabe” – czytamy w obszernym artykule dla „FA.”

Wesprzyj nas już teraz!

Robert Kaplan – dziennikarz, wieloletni korespondent wojenny, autor setek artykułów dla największych amerykańskich gazet opiniotwórczych, wykładowca w Akademii Wojskowej w Annapolis, a także główny analityk Stratfora przekonuje, że utrzymująca się stagnacja zarówno w Rosji, jak i Chinach może doprowadzić do anarchii w całej Eurazji.

Kaplan sądzi, że spowolnienie gospodarcze będzie napędzać większą agresję Moskwy i Pekinu, które odwołają się do nacjonalizmu w sytuacji rosnących wyrzeczeń. Dodatkowo Chiny i Rosja, historycznie nieprzewidywalne państwa i niegdyś imperialne potęgi, chętnie odwoływać się będą  do retoryki wrogiej wobec innych państw. Kaplan podkreśla, że Rosja niegdyś została zaatakowana nie tylko przez Niemców i Francuzów, ale także przez Szwedów, Litwinów i Polaków. Dlatego – wg analityka – potrzebuje buforowej strefy wpływów w Europie Środkowej i Wschodniej, aby się chronić.

Kaplan wyjaśnia, że chiński nacjonalizm również nawiązuje do przeszłości. Wiele chińskich dynastii było silnie związanych z krajami bliskiej zagranicy w Azji Środkowej. Dynastia Tang utrzymywała relacje handlowe z obszarami, które należą do dzisiejszego Iranu. I tak jest również dzisiaj. Chińczycy – zdaniem Kaplana – czują się bardziej bezpiecznie na lądzie niż kiedykolwiek w przeszłości i dlatego imperialną agresję demonstrują przede wszystkim na morzu. Pekin stara się rozszerzyć swoją strefę wpływów na południu i Morzu Wschodniochińskim.

Analityk przypomina słowa Teddy Roosevelta, by nie drażnić kraje, których gospodarki przeżywają poważny kryzys. Stają się one bowiem bardzo nerwowe  i szczególnie wrażliwe, przez co mogą zrobić jakiś nieprzewidywalny krok. Kaplan potępił wojowniczą retorykę niektórych kongresmenów amerykańskich. Postuluje ciche działanie, polegające na wzmacnianiu siły w zagrożonych rejonach Europy i Azji.

Analityk obawia się potencjalnych konfliktów w Mołdawii i w prawie całym regionie Morza Czarnego wokół Ukrainy. Jego zdaniem, Mołdawię jest znacznie łatwiej zdestabilizować, aniżeli kraje bałtyckie. Poza tym destabilizacja Mołdawii otwiera drogę na Bałkany, do Morza Śródziemnego. I wszystko wskazuje na to, że Rosja planuje tam przeprowadzić pewne działania.

W Azji potencjalnie niebezpieczne są spory chińsko-indyjskie, obejmujące obszar wzdłuż Himalajów i konflikty Chińczyków z Wietnamczykami.

Ruchir Sharma, ekspert ds. rynków wschodzących oraz globalnego rynku w Morgan Stanley Investment Management sugeruje, że sytuacja ekonomiczna obu krajów nie napawa optymizmem.

Wzrost gospodarczy i potencjał każdego państwa jest napędzany przez dwa czynniki. Jednym z nich jest wzrost produktywności, a drugi: wzrost siły roboczej lub liczby osób pracujących w danym kraju. Dodaje, że z wieloletnich obserwacji i badań wynika, iż oba te czynniki mają mniej więcej taki sam wkład w ogólny wzrost gospodarczy. Napędzają go po połowie wzrost produktywności i zwiększenie tempa wzrostu siły roboczej.

Na świecie liczba ludności w wieku produkcyjnym rosła średnio w tempie 2 proc. od roku 1960 do roku 2005. Po roku 2005, spada ona drastycznie i obecnie liczba ludności w wieku produkcyjnym rośnie w tempie zaledwie około 1 proc.

Sharma wyjaśnia w swoim artykule, że w najbliższych latach nadal należy się spodziewać drastycznego obniżenia produktywności z powodu niskiego wskaźnika dzietności. „Siła robocza – pisze nadal szybko rośnie w Nigerii, na Filipinach i w kilku innych krajach, jednak bardzo powoli wzrasta w Stanach Zjednoczonych (0,5 procent rocznie w ciągu ostatniej dekady w porównaniu z 1,7 procent w latach 1960 – 2005 ) i już kurczy się w niektórych krajach, takich jak Chiny i Niemcy. Oczywiście nie od razu zauważymy wszystkie negatywne efekty tego stanu rzeczy” – podkreśla.

Sharma skrytykował zamartwianie się świata eksplozją demograficzną. Już dawno – jego zdaniem – należało zwrócić uwagę na zjawisko odwrotne. Liczba ludności – w jego przekonaniu kurczy się za szybko i szczególnie negatywne konsekwencje tego zjawiska będą widoczne w Chinach oraz Rosji.

Analityk zwraca uwagę na pewną prawidłowość, którą udało się zaobserwować na przestrzeni lat: kraje, które doświadczają spadku wzrostu liczby ludności w wieku produkcyjnym, stają się znacznie bardziej agresywne.

Dodaje ponadto, że jak nigdy w historii, teraz widać jak na dłoni, że gospodarka światowa będzie coraz bardziej zwalniać i to przede wszystkim ze względu na spadek liczby ludności w wieku produkcyjnym.

Najbardziej podatne na tego typu zmiany są Chiny. Po raz pierwszy w powojennej historii Chin, liczba ludności w wieku produkcyjnym skurczyła się w ubiegłym roku, podobnie znacznie osłabło tempo wzrostu gospodarczego. W skali roku wyniosło tylko 1,5 proc. Chińczycy próbują odwrócić niekorzystny trend, odchodząc od polityki jednego dziecka. Jednak – wg analityka – trzeba lat, by nadrobić „zaległości” i Chiny nie prędko odzyskają swój impet.

Sharma pisze, że w obecnej sytuacji, by pobudzić gospodarkę, wiele krajów nie ma wyjścia, tylko musi przyjmować imigrantów. Dodaje, że wcześniejsze programy wspierające dzietność w danych państwach nie przyniosły pożądanych efektów. Konieczne staje się więc – poza przyjmowaniem imigrantów – aktywizowanie kobiet na rynku pracy i wprowadzenie zmian w zakresie systemu emerytalnego (wydłużenie czasu pracy).

Ian Morris, starszy dyrektor zarządzający, odpowiedzialny za strategię alokacji aktywów w Blackstone Alternative Asset Management twierdzi, że gospodarkę światową można by pobudzić zwiększając popyt. Morris zaleca radykalną politykę podniesienia celu inflacyjnego i złagodzenie polityki fiskalnej.

Podobnego zdania jest kongresmen Thomas Hill, zasiadający w komisji spraw zagranicznych i współpracujący z Departamentem Stanu USA. Obaj autorzy napisali, że konieczne są drastyczne zmiany w światowej gospodarce. Przekonują, że teraz jest czas na eksperymenty ekonomiczne, które pozwolą przezwyciężyć stagnację i uniknąć niebezpiecznych działań ze strony państw najbardziej dotkniętych kryzysem ekonomicznym na świecie.

Źródło: foreignaffairs.com.,

Agnieszka Stelmach

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Bez Państwa pomocy nie uratujemy Polski przed planami antykatolickiego rządu! Wesprzyj nas w tej walce!

mamy: 300 665 zł cel: 300 000 zł
100%
wybierz kwotę:
Wspieram