Aaron Bartnick, ekspert w dziedzinie energetyki z Uniwersytetu Columbia, przekonuje na łamach wpływowego „The National Interest”, że chcąc pokonać Chiny, Stany Zjednoczone nie mogą… stać się Chinami.
Autor tekstu, pracujący na swojej uczelni w Centrum Globalnej Polityki Energetycznej, w przeszłości odpowiadał za sprawy bezpieczeństwa i zarządzania technologiami w Biurze Polityki Naukowej i Technologicznej Białego Domu. Kierował tam portfelami bezpieczeństwa ekonomicznego i technologicznego. Zajmował się także sprawami polityki inwestycyjnej w Komitecie ds. Inwestycji Zagranicznych w Stanach Zjednoczonych, będąc jednocześnie zaangażowanym w rozwijanie strategicznych branż, w tym systemów bezzałogowych i półprzewodników typu open source.
Uważa on, że „aby pokonać Chiny, nie można stać się Chinami”.
Wesprzyj nas już teraz!
W czwartkowym komentarzu zamieszczonym na stronie nationalinterest.org wskazał, że „Stany Zjednoczone nie powinny dążyć do tworzenia od podstaw imitacji gospodarki nakazowej”.
Odnosząc się do słów sekretarza skarbu Scotta Bessenta z 15 października – ten przekonywał, iż w sytuacji, gdy „mamy do czynienia z gospodarką nierynkową, taką jak Chiny, musimy stosować politykę przemysłową” – Bartnick zaznaczył, że „mądra polityka bezpieczeństwa gospodarczego powinna wykorzystywać i podwajać amerykańskie atuty w zakresie innowacji, otwartych rynków kapitałowych i rządów prawa, zamiast zastępować je chińskimi taktykami typu dowód i kontrola, których Stany Zjednoczone nie są w stanie w pełni skopiować”.
Autor wezwał do konkurowania z Pekinem na warunkach amerykańskich, a „nie akceptowania (…) niedemokratycznych praktyk Chin”.
„Administracja Trumpa podjęła już bezprecedensowe kroki, aby włączyć się w sektor prywatny. Objęła złotą akcję w amerykańskim przemyśle stalowym (US Steel) oraz udziały w spółkach od giganta komputerowego Intel, po małe zakłady wydobywające krytyczne minerały. Wprowadziła cła w tempie niespotykanym od stulecia, zażądała łapówek za sprzedaż zagranicznych półprzewodników i próbowała wywrzeć presję na Rezerwę Federalną, aby zamaskowała wynikające z tego zakłócenia niższymi stopami procentowymi. Jednak Bessent zobowiązał się teraz pójść dalej, obejmując nie tylko udziały, ale także włączając rząd do zarządzania i codziennego kierowania firmami w siedmiu sektorach, które administracja uznaje za strategiczne. Chociaż te sektory nie zostały jeszcze wymienione, możemy przypuszczać, że obejmą one branże, którymi administracja już wykazała zainteresowanie – półprzewodniki, minerały krytyczne, stal – a także sektory takie jak przemysł stoczniowy, lotniczy, obronny i farmaceutyczny” – wymieniał ekspert.
O ile wiadomo, że niektóre z działań zaproponowane przez sekretarza skarbu są skuteczne – zwłaszcza ceny minimalne i umowy terminowe zakupu mogą pomóc w ustaleniu popytu bazowego, wzbudzając zaufanie do dokonywania niezbędnych inwestycji w pomijane branże, a także mogą przyciągnąć kapitał prywatny, by zapewnić kluczowym branżom samowystarczalność w perspektywie długoterminowej – o tyle nie powinno się za bardzo ingerować w gospodarkę – sugeruje autor.
Odniósł się on w szczególności do ustawy o produkcji obronnej, która ma dawać rządowi szerokie uprawnienia. Przypomniał, że Strategiczne Rezerwaty Ropy Naftowej przetrwały 50 lat bez konieczności nacjonalizacji ExxonMobil czy Chevron przez rząd USA.
„Kłopoty zaczynają się, gdy kształtowanie rynku ustępuje miejsca zarządzaniu firmami. Jak przekonująco pokazała historia, chociaż rząd może być wyjątkowo skuteczny w kształtowaniu warunków konkurencji, to konsekwentnie nie radzi sobie z siłami rynkowymi zarządzając poszczególnymi branżami lub firmami. Rząd USA nie jest wyjątkiem, podobnie jak Komunistyczna Partia Chin. Choć Chiny osiągnęły globalną dominację w branżach takich jak pojazdy elektryczne i panele słoneczne, to jednocześnie doprowadziły do ogromnego kryzysu na rynku nieruchomości, który poważnie uszczuplił majątek gospodarstw domowych, wywołał kryzys zaufania konsumentów i stał się największym obciążeniem dla wzrostu gospodarczego kraju” – diagnozował.
Bartnick dodał, że w ubiegłym roku „amerykańskie firmy prywatne osiągnęły ponad dwukrotnie wyższą marżę zysku niż ich chińskie odpowiedniki państwowe, zaciągając jednocześnie znacznie mniej długu”. Podkreślił, iż „postęp gospodarczy napędza postęp technologiczny, a nie kierownictwo państwa i boom produkcyjny”.
Dlatego zasugerował, że sekretarz Bessent i administracja Trumpa „przecenili siłę chińskiego arsenału narzędzi polityczno-gospodarczych i naszą zdolność do ich powielenia, jednocześnie nie doceniając wartości naszych własnych narzędzi oraz krajowej przewagi konkurencyjnej”.
Dlatego ekipa Trumpa nie powinna „wprowadzać biurokratów do zarządów” prywatnych firm, lecz „dążyć do stymulowania popytu za pomocą sprawdzonych narzędzi, takich jak ceny minimalne i umowy zakupu z wyprzedzeniem, oraz kierować siły rynkowe w stronę sektorów, w których wymogi bezpieczeństwa narodowego przewyższają naturalną alokację kapitału”.
Autor dodał, że z powodu niedoboru produkcji związanej z surowcami krytycznymi Ameryka powinna tworzyć „kluby nabywców z wzajemną certyfikacją, tak aby produkcja sojusznicza kwalifikowała się do zamówień w USA”.
To miałoby pomóc uwolnić krajową innowacyjność i konkurencję, dzięki którym USA dogonią Chiny i ostatecznie stworzą strategiczne zapasy niezbędne do przetrwania wszelkich przyszłych szoków podażowych.. Narzędzia te można skalować. Tymczasem, rząd nie powinien roztaczać wszechobecnej kontroli nad prywatnymi biznesami.
Na koniec autor stwierdza: „Waszyngton nie prześcignie Pekinu i nie powinien tego próbować. Wygramy rywalizację gospodarczą, podwajając przewagę konkurencyjną, która pomogła nam zbudować najbardziej dynamiczną gospodarkę świata: ustalając jasne zasady, pozwalając konkurencyjnym rynkom alokować kapitał i napędzać innowacje oraz wykorzystując narzędzia polityczne do wąsko ukierunkowanych interwencji, które mają zastosowanie w równym stopniu do wszystkich firm. Powinniśmy dążyć do pokonania Chin, a nie do ich unicestwienia”.
Źródło: nationalinterest.org
AS