Polityki platform społecznościowych są dobre, jeżeli najbardziej ekstremalne 10 proc. po lewej i prawej stronie jest równie niezadowolone – napisał pragnący przejąć Twittera miliarder Elon Musk.
Założyciel Tesli i drugi najbogatszy człowiek świata nie pierwszy raz zaskoczył opinię publiczną. Po tym, jak wielokrotnie utyskiwał na cenzorskie zapędy platform społecznościowych oraz podkreślał fundamentalne znaczenie wolności słowa dla ustroju demokratycznego, teraz pokazał, że jednak dopuszcza pewną formę moderacji treści w mediach cyfrowych.
„Polityki platform społecznościowych są dobre, jeżeli najbardziej ekstremalne 10 proc. po lewej i prawej stronie jest równie niezadowolone” – napisał na Twitterze, którego nieustannie krytykuje za ograniczenia wolności słowa.
Wesprzyj nas już teraz!
A social media platform’s policies are good if the most extreme 10% on left and right are equally unhappy
— Elon Musk (@elonmusk) April 19, 2022
Paradoksalnie, to właśnie chęć przywrócenia mediów społecznościowych na tory konstytucyjnych wartości Stanów Zjednoczonych to główny powód, dla którego ekscentryczny Amerykanin ostrzy sobie zęby na przejęcie Twittera. Jakiś czas temu zakupił 9.2 proc. udziałów firmy, co jednak nie przełożyło się na udzielenie mu miejsca w radzie programowej. Musk zwrócił się więc z ofertą zakupu 100 proc. udziałów platformy. Cenę ponad 43 miliardów dolarów chce zapłacić w gotówce.
Jednak ostatnie oświadczenie wzbudziło konsternację jego zwolenników, przekonujących, że deklaracja o konieczności doprowadzenia do „niezadowolenia” przedstawicieli pewnej części opinii publicznej, to nic innego jak zapowiedź wprowadzenia pewnej formy cenzury treści. Nawet jeżeli różniąca się skalą od dzisiejszych „standardów”, nie odbiegającą od głównych założeń dotychczasowego kierownictwa Twittera.
Komentujący słusznie zauważają, że założenie o w miarę równomiernym procentowym podziale opinii publicznej nie wytrzymuje zderzenia z rzeczywistością, choćby wobec faktu, że dużo więcej niż 10 proc. amerykańskiej młodzieży posiada poglądy radykalnie lewicowe. „To złe podejście. Potrzebujemy braku cenzury, a nie zrównoważonej cenzury” – podkreślają.
Według niektórych, ekstremalne elementy z jednej czy drugiej strony barykady politycznej powinny zostać dopuszczone do debaty publicznej, aby można było trafnie zidentyfikować płynące z nich zagrożenia oraz obalać takie twierdzenia w otwartej debacie.
Niektórzy zarzucają Muskowi kompletne niezrozumienie różnicy w motywacjach poszczególnych stron pejzażu politycznego. „Problem w tym, że prawica generalnie chce, aby lewica była na platformach, aby sama mogła pokazać skalę ich oderwania od rzeczywistości. Lewica natomiast generalnie chce, aby ludzie byli wyrzucani, zwalniani i usuwani” – przekonuje konserwatywny publicysta i autor książek Dave Rubin.
Źródło: Twitter.com
PR