Dialog ekumeniczny i międzyreligijny przybiera w Polsce szczególne rozmiary. Ma wiele cech politycznych, co stanowi poważne niebezpieczeństwo dla religii. Wydaje się, że czas przezwyciężyć utrzymujący się wciąż nastrój otwartości na liberalne paradygmaty. Tak jak myślimy znów ciepło o pewnych formach ochrony polskiej gospodarki, widząc, jak rabunkową postawę przyjęły zagraniczne koncerny, tak winniśmy z jeszcze większą troską objąć ochroną depozyt wiary – dziś rozmywany przez ideologię.
17 stycznia Kościół katolicki w Polsce będzie obchodzić Dzień Judaizmu. To specyficzna polska inicjatywa, która poprzedza ogólnokościelne obchody Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan w dniach 18 – 25 stycznia. Po Tygodniu – znowu tylko w Polsce – obchodzi się jeszcze kościelny Dzień Islamu. Wszystko to jest jednak, niestety, poważnym nieporozumieniem: zarówno gdy idzie o cele przyświecające tym inicjatywom, jak i o skutki, które rodzą.
Nowy ekumenizm Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan
Wesprzyj nas już teraz!
Sam Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan wprowadził do Kościoła papież Leon XIII, a św. Pius X przeniósł go na obecny termin. Początkowo inicjatywa była wspaniała: katolicy modlili się o to, aby heretycy i schizmatycy porzucili błędy i przyjęli autentyczną naukę Chrystusa w Kościele katolickim. Niestety, po II Soborze Watykańskim „Tydzień” zaczął zmieniać charakter. Stał się modlitwą nie o nawrócenie, ale o zaprowadzenie, by tak rzec, jedności w różnorodności. Co to oznacza? Sprowadza się to często do organizowania wspólnych zjazdów nacechowanych afirmacją różnych „tradycji” kościelnych.
Ciekawe, że jeszcze w 1928 roku – przecież niespełna wiek temu – podobne inicjatywy dotyczące zarówno religii niechrześcijańskich jak i ruchów heretyckich potępiał Pius XI w encyklice Mortalium animos; taka była przecież nauka Kościoła, która w spotkaniach z niechrześcijanami, heretykami i schizmatykami widziała oczywisty błąd. Pius XI wskazywał, że chodzi o „błędne zapatrywanie, że wszystkie religie są mniej lub więcej dobre i chwalebne, o ile, że one w równy sposób, chociaż w różnej formie, ujawniają i wyrażają nasz przyrodzony zmysł, który nas pociąga do Boga i do wiernego uznania Jego panowania”. Można argumentować, że to nie opisuje współczesnego nam ruchu ekumenicznego i dialogowego. W teorii nie taka jest nauka stojąca za obecną praktyką Kościoła. Jeżeli wziąć do ręki dokument Dominus Iesus Kongregacji Nauki Wiary z 2000 roku, to widzimy, że zgodnie z nauczaniem Kościoła – Kościół jest tylko jeden i jest nim Kościół katolicki jako Mistyczne Ciało Chrystusa, który to z kolei jest jedyną prawdą. Niestety, to teoria, której w ekumenicznej codzienności po prostu nie widać. Rewolucyjne interpretacje nauczania II Soboru Watykańskiego, zwłaszcza konstytucji Lumen gentium, głoszą coś wprost przeciwnego. Pytanie, na ile inne interpretacje są logiczne możliwe, jeżeli trzymać się litery tekstu. Dyskusje na ten temat, pomimo upływu kilku dziesiątek lat, wciąż trwają.
W efekcie na gruncie rewolucyjnego ekumenizmu w świat wysyła się prostą informację: Kościół katolicki uważa inne grupy chrześcijańskie za równoważne podmioty, w których chrześcijanie w uprawniony i godny szacunku sposób kierują się nauką Chrystusa, mając nadzieję na osiągnięcie zbawienia. W tej sytuacji trudno o konwersję: protestant, który przez całe swoje życie słyszy z ust hierarchów Kościoła zapewnienia o szacunku dla jego „odrębnej drogi” nigdy nie nawróci się na katolicyzm. Może to zrobić tylko ten czy ów intelektualista, teolog, ale zwykły człowiek – nie, bo przyjęta po Soborze formuła ekumenizmu po prostu utwierdza go w jego błędach. Jeżeli obchody Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan są utrzymane w takim paradygmacie, to słuszne jest stawiać pytanie o ich rzeczywistą prawomocność i celowość.
Judaizm i „rewolucja” kopernikańska
Bardzo podobna konstrukcja obowiązuje w przypadku judaizmu. Na gruncie deklaracji Nostra aetate w Kościele zaczęto odrzucać nauczanie o zastąpieniu Izraela przez Kościół katolicki; twierdzi się, że żydów nie należy nawracać, bo mają oni swoją własną drogę; czym dla chrześcijan Chrystus, tym dla żydów Mojżesz. Jest to oczywista bzdura: Chrystus nie przyszedł w pierwszej kolejności do pogan, ale do żydów. Jeżeli wyłącznie On jest Drogą, Prawdą i Życiem – to również dla żydów. Nie ma cienia wątpliwości, że posoborowy stosunek Kościoła do judaizmu jest nacechowany indyferentyzmem religijnym, który Kościół w swoich wielokrotne powtarzanych orzeczeniach zawsze potępiał.
Problem związany z Dniem Judaizmu manifestuje się silnie w wystąpieniach abp. Grzegorza Rysia. Metropolita łódzki wydał w tym roku książkę o judaizmie. Jak zachwalał, jego praca jest owocem – uwaga – „przewrotu kopernikańskiego w kwestii relacji” z żydami. „Przewrót” oznacza tyle, co „rewolucja”. Abp Ryś mówi zatem niemal wprost, że w Kościele doszło w tej kwestii do rewolucji. Jak wyjaśnia, od II do XX wieku w Kościele przyjmowano teologię zastępstwa, to znaczy wierzono, iż Kościół jest nowym Ludem Bożym. Według abp. Rysia zostało to jednak odrzucone i teraz wierzymy inaczej. Na konferencji prasowej prezentując swoją książkę arcybiskup mówił: „Ostatnie ślady tego myślenia mieliśmy, o zgrozo, w naszej liturgii wielkopiątkowej za Żydów, w której jeszcze dwa lata temu w Polsce używaliśmy formuły «Żydzi są narodem, który kiedyś był narodem wybranym». Chwała Bogu, ta formuła została zmieniona i modlimy się dziś tak jak cały Kościół powszechny za Żydów, którzy są narodem pierwszego wybrania”. Mamy tu wyraźne przekonanie, że w liturgii głoszono fałsz, co odkryliśmy dopiero teraz.
Jest jednak problem. Nawet soborowa deklaracja Nostra aetate głosi jasno, że „Kościół jest nowym Ludem Bożym”; Sobór uczy po prostu, że żydów nie należy przedstawiać jako „odrzuconych” przez Boga”. Na gruncie Nostra aetate można byłoby zatem mówić o odrzuceniu teologii odrzucenia, ale w żadnym wypadku nie o odrzuceniu teologii zastępstwa. To fundamentalna różnica. Nie może być tak, że Kościół przez kilkanaście stuleci głosi fałsz, by nagle odkryć to w naszych czasach i uznać, że prawda wygląda zupełnie inaczej.
Na przełomie XIX i XX wieku papieże potępiali tak zwany ewolucjonizm dogmatyczny, to znaczy przekonanie, że prawdy wiary Kościoła stopniowo zmieniają się. Ci, którzy mówią o odrzuceniu teologii zastępstwa niewątpliwie nie należą do potępionej grupy, bo nie są ewolucjonistami dogmatycznymi. Mówiąc o przewrocie kopernikańskim wprost określają siebie jako rewolucjonistów… Marna to zatem pociecha.
Dialog polityczny, nie religijny
Nie jest to w istocie myślenie religijne, ale – jak sądzę – raczej polityczne. Dialog z judaizmem – co widać zwłaszcza w Polsce – jest zarazem nieustannym przepraszaniem za Holokaust. Przykładowo w tym roku centralne obchody Dnia Judaizmu rozpoczną się modlitwą katolików i żydów w Siedlcach, w miejscu, gdzie znajdowała się synagoga spalona przez Niemców. Drugim punktem obchodów będzie sesja wystąpień w seminarium siedleckim, gdzie jednym z tematów będzie właśnie Holokaust. To jasno pokazuje, o co w całej sprawie chodzi. Niemieckie zbrodnie na Żydach są oczywiście niezwykle ważnym tematem. Nie ma jednak żadnego powodu, by zbrodnie Niemców, co więcej głównie niemieckich apostatów bądź protestantów, czynić osią rozmów między polskimi katolikami a żydami. Jeżeli mamy rozmawiać z żydami, to bardzo dobrze, ale… dlaczego nie przede wszystkim o wierze? Możemy wiele nauczyć się od żydów. Żydzi z kolei są wezwani do przyjęcia wiary w Jezusa Chrystusa. Czy zamilczanie tego tematu z powodów politycznych i ze względu na „wrażliwość dla inności” nie jest w istocie zamilczeniem misji Zbawiciela?
Mahomet głosi Allaha w Kościele
Dzień Islamu, który wieńczy ekumeniczno-dialogiczny styczniowy rausz w Polsce, jest z tego wszystkiego chyba najbardziej rażącym absurdem. Obchodzenie takiego dnia jest oczywiście podobnie jak w poprzednich wypadkach z błędem indyferentyzmu, uświadomionym bądź nie.
Dodatkowo dochodzi jednak jeszcze szczególny problem: otóż islam jest religią od początku do końca nastawioną antychrześcijańsko. Samym sednem wiary mahometańskiej jest zaprzeczenie wiary w Chrystusa, odrzucenie Jego boskości. Mówiąc krótko: islam powstał właśnie po to, aby zniszczyć chrześcijaństwo. W Koranie są dziesiątki odniesień do chrześcijaństwa i judaizmu, wzywające ich wyznawców do porzucenia „błędów” i przyjęcia posłannictwa Mahometa, które miałoby stanowić jedyną autentyczną kontynuację religii Abrahama. Według Koranu żydzi i chrześcijanie zafałszowali tę religię i Mahomet ją oczyszcza; dla Koranu szczególnym zgorszeniem jest wiara w Chrystusa jako Syna Bożego. W Koranie jest nawet obecny dialog Jezusa i Boga, w którym Bóg pyta, czy Jezus kazał chrześcijanom uznać Siebie za Boga, czemu Jezus zdecydowanie przeczy. Odniesienia do chrześcijan pojawiają się już w 2 Surze Koranu, pt. „Krowa”, a zatem niemal na samym początku mahometańskiej księgi. Wracają potem wielokrotnie. Zrozumiałyby byłby „dzień debaty o kulturze tatarskiej” w Polsce; czemu ma jednak służyć dzień antychrystycznej religii w Kościele?
Korekta Ratzingeriańska
Dlaczego w Polsce dialog ekumeniczny i międzyreligijny przybierają tak karykaturalną postać? W części jest to proste postępowanie za tym, co dzieje się w wielu innych krajach chrześcijańskiej Zachodu, gdzie tolerancjonizm wypiera stopniowo zdolność głoszenia całości wiary katolickiej. W części – to chyba również dziedzictwo „ducha Asyżu”, to znaczy specyficznego programu dialogowego, jaki realizował św. Jan Paweł II, sprowadzając do Watykanu przedstawicieli rozmaitych religii i modląc się niby to osobno, ale jakby razem, czy też jeżdżąc po świecie i wykazując niezwykłą wręcz atencję dla niekatolickich symboli czy rytuałów. Nie chodzi tu o ocenę intencji świętego przecież papieża; te mogły być i jak sądzimy, były szlachetne. Chodzi o symbol, który to transmitowało. Znamienne, że w tym aspekcie korektę wprowadził Benedykt XVI – i to już jako Józef Ratzinger. Krytykował przecież Asyż tak, jak został on pierwotnie pomyślany; ogłosił wspomnianą deklarację Dominus Iesus; jako papież wielokrotnie wypowiadał się przeciwko relatywizmowi i indyferentyzmowi, a islam wprost określał jako wiarę nieracjonalną (rok 2006, Ratyzbona).
Potrzebne bezpieczniki
Wydaje się jednak, że w Polsce mamy też do czynienia także z pewnym szczególnie niebezpiecznym zjawiskiem, nieobecnym w innych krajach zachodnich. Dni Judaizmu i Islamu pojawiły się pod koniec lat 90., kiedy jako społeczeństwo zachłysnęliśmy się kulturą liberalną, biorąc ją bezkrytycznie ze wszystkimi tego konsekwencjami. Staraliśmy się być bardziej progresywni od zachodnich liberałów. Tak jak transformacja gospodarcza w naszym kraju oznaczała całkowitą rezygnację z protekcjonizmu gospodarczego (neoliberalizm!) i w efekcie wydanie polskiego majątku na łup zagranicznych koncernów, tak i w Kościele usunięto rozmaite bezpieczniki, rzucając się na główkę do wody nowego wspaniałego świata. Po trzydziestu latach tej otwartości widzimy doskonale, że w gospodarce nie było to najlepsze, co moglibyśmy zrobić. Wydaje się, że nadszedł czas, aby dostrzec to samo w przestrzeni naszej wiary. Katolicyzm i jego wyjątkowość trzeba chronić: nie możemy pozwalać, by krok po kroku rozmiękczały go liberalne ideologie.
Paweł Chmielewski