Gdybyśmy aż tak bardzo, w skali globalnej, nie przestraszyli się koronawirusa, wielkim innowatorom nie udałoby się wprowadzić szybko i skutecznie swych wizjonerskich projektów. Ich architekci i wykonawcy cierpliwie, metodycznie pracują na spełnienie społecznych teorii uznawanych dziś powszechnie za emanację spiskowego „oszołomstwa”.
– Zapewniam Państwa, że nie ma żadnych danych na to, że epidemia miałaby skończyć się w najbliższym roku albo w 1,5 roku. Nie ma takich danych i – niestety – musimy się przygotować, że przez rok, półtora czy dwa będziemy funkcjonować w czasach epidemii. Dopóki nie będzie szczepionki, dopóki nie wyszczepimy wszystkich Polaków – te słowa, wypowiedziane kilka dni temu przez ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego na antenie TVN24, zabrzmiały groźnie. Zupełnie tak jakby roztaczana zgodnie wizja masowych zgonów przypisywanych, jak mawia klasyk, „zbrodniczemu koronawirusowi”, była jeszcze dla ludzi zbyt mało przerażająca. Czyżby celem epidemii był program „szczepionka dla każdego”? A skoro wirus mutuje to nowa szczepionka co rok, co sezon?…
Wesprzyj nas już teraz!
O ile dotychczas byliśmy wobec kolejnych etapów „dokręcania śruby” dość zdyscyplinowanym narodem, tym razem może okazać się, że wysoki urzędnik „przegrzał”. Sieć zaroiła się od dociekliwych spostrzeżeń. Złośliwi internauci znów zaczęli wytykać ministrowi gwałtowną woltę w temacie noszenia maseczek (od żartów i lekceważenia pod koniec lutego do powszechnego obowiązku zakładania parę tygodni później). Coraz głośniej też zastanawiali się, jak to możliwe, że dotychczas nie został poddany kwarantannie żaden z tysięcy wielkopowierzchniowych sklepów odwiedzanych każdego dnia przez miliony Polaków. Czyżby załogi tych placówek dysponowały jakąś tajemną dla ogółu wiedzą na temat unikania zakażeń śmiercionośnym wirusem? Albo też – rozważają autorzy wpisów na forach internetowych – jakie będą zdrowotne skutki masowego i permanentnego noszenia latem na twarzach „filtrów” zbierających wszelkie wirusy, bakterie, grzyby i zanieczyszczenia, nie mówiąc już o znacznym ograniczeniu dopływu powietrza do płuc?
„Minister nie wie, co nastąpi za dwa tygodnie, ale wie, co będzie za dwa lata” – to z kolei reakcja na przesuwany ciągle termin spodziewanego szczytu zachorowań.
Podobne nastroje panują też w innych krajach. „Pozwólcie nam normalnie żyć” – domagają się podczas samochodowych i pieszych demonstracji Niemcy czy Amerykanie. Taka zuchwałość ludzi nieskłonnych do bezkrytycznego przyjmowania oficjalnych wersji wydarzeń nie mogła przejść bez echa. Największe media, prześcigające się zgodnie w licytowaniu na dramatycznie brzmiące statystyki oraz w innych sposobach zbiorowego straszenia, poświęcają wiele energii na dementowanie, ośmieszanie, wreszcie blokowanie tak zwanych: fake newsów. Czytaj: opinii, w tym lekarskich, niezgodnych z oficjalną linią dyktowaną między innymi przez WHO. Nawiasem mówiąc, gdyby środki przekazu w równie dużym stopniu koncentrowały uwagę odbiorców na właściwym odżywianiu, zachęcały do ruchu na świeżym powietrzu (czytaj: w lasach, gdzie można przebywać w stanie niezamaskowanym), efekt dla zdrowia publicznego byłby z pewnością znacznie lepszy.
WHO dyktuje narrację
Trendy w kneblowaniu niepożądanych opinii kreują wielkie korporacje. Niejeden poszukujący na własną rękę alternatywnych informacji na temat „globalnej pandemii” mocno zdziwił się ujrzawszy, że materiału, którego chciał wysłuchać, nie da się już odtworzyć, gdyż został zablokowany, choćby przez serwis You Tube.
– [Usuniemy] oczywiście wszystko, co jest medycznie nieuzasadnione. A więc [wypowiedzi] ludzi, którzy mówią: weź witaminę C, weź kurkumę, wyleczą cię. To są przykłady rzeczy, które mogłyby stanowić naruszenie naszej polityki – zadeklarowała w rozmowie ze stacją CNN Susan Wojcicki, prezes tej globalnej platformy.
– Coś, co byłoby sprzeczne z zaleceniami Światowej Organizacji Zdrowia, stanowiłoby naruszenie naszej polityki. Dlatego usuwanie takich treści jest kolejną, bardzo ważną częścią naszej polityki – dodała. Jako przykład szefowa YT przytoczyła twierdzenia, że rozwijanie sieci telekomunikacyjnej 5G może przyczyniać się do rozprzestrzeniania SARS-CoV-2.
Warto zatrzymać się przy tym przykładzie, bowiem jest znamienny. Zbitka słowna: „5G rozsiewa koronawirusa” przypomina nagłośnioną kiedyś przez Andrzeja Leppera sprawę „talibów w Klewkach” albo kuriozalne teorie mające ośmieszyć nieoficjalne hipotezy tragedii w Smoleńsku. Stosunkowo łatwo zneutralizować niewygodną informację preparując w taki sposób, by odbiorca uznał ją za oczywisty absurd. W kwestii 5G – na temat wpływu promieniowania elektromagnetycznego o dużym nasileniu na odporność ludzkiego organizmu i ostrzeżeniach niektórych naukowców odnośnie do potencjalnej szkodliwości nowej technologii – cisza.
W optymalnej sytuacji, gdy zbiorowość staje przed problemem lub zagrożeniem, odbywa się publiczna debata, burza mózgów na temat przyczyn kłopotu i sposobów jego rozwiązania. Cenny jest każdy głos, który może wnieść do sprawy coś konstruktywnego. Tutaj jest odwrotnie. Obserwujemy reżim informacyjny, strzeżony z największą starannością. Cóż takiego nie podoba się szefostwu You Tube, że kasuje nagrania z udziałem lekarzy negujących „główny nurt” walki z COVID-19?
Nieubłagana ręka cenzora dopadła na przykład film z wywiadem, w którym doktor Shiva Ayyadurai na antenie kanału YT wRealu24 podważał sens powszechnej surowej kwarantanny oraz wskazywał zagrożenia dla systemu odpornościowego jako główną przyczynę zapadania na choroby wywołane wirusami. Zdaniem naukowca (jest biologiem i informatykiem), winna temu jest w dużej mierze zła dieta, zawierająca nadmiar cukru, a także toksyny znajdujące się w wysokoprzetworzonej żywności.
Cenzurowane są również niektóre materiały dotyczące poglądów cenionego włoskiego nanopatologa, dr. Stefana Montanariego. Padł on też, nawiasem mówiąc, ofiarą blokady środowiskowej, wspartej interwencją państwa. Prokuratura mocno utrudniła mu normalną pracę. Lekarz został pozbawiony dokumentów badawczych i notatek wraz z posiadanym sprzętem komputerowym. Dlaczego? Ze względu na negację oficjalnej polityki dotyczącej koronawirusa, w tym zaleceń dotyczących noszenia rękawic i maseczek. Na nic zdało się w tym przypadku półwieczne doświadczenie naukowe Montanariego, wparte setkami publikacji.
Król świata cyfrowego, filantrop, wizjoner i… „najpotężniejszy doktor”
Strażnicy „medycznej poprawności” usilnie starają się również sprowadzić do absurdu niezależne doniesienia o roli Billa Gatesa w kreowaniu światowego reżimu sanitarnego. Ów natchniony wizjoner (przewidział wybuch „pandemii” na kilka tygodni przed jej punktem początkowym) z powodzeniem łączy role kreatora świata informatycznego i medycznego „dobroczyńcy”. Wpływowe media za punkt honoru stawiają sobie strzec renomy dawnego szefa Microsoftu przed niecnymi oskarżeniami.
Zadania swym obrońcom nie ułatwia sam Gates, który bynajmniej nie ukrywa swoich motywacji. Już w 2010 roku, podczas klimatycznej konferencji w Cancun, jako jeden ze sposobów zredukowania emisji dwutlenku węgla zaproponował zmniejszenie liczby ludności w skali globalnej. – Dzisiejszy świat liczy 6,8 miliarda ludzi… i zbliży się do 9 miliardów. Obecnie, kiedy wykonaliśmy sporo dobrej pracy w zakresie badań nad szczepionkami, służby zdrowia, usług zdrowia reprodukcyjnego, możemy zredukować liczbę tę od 10 do 15 procent – mówił Gates junior, syn Wiliama, także „filantropa”, znanego między innymi z zasiadania we władzach aborcyjnego giganta Planned Parenthood. Co mają wspólnego szczepionki z depopulacją, najlepiej wie sam zainteresowany.
Przed trzema laty, gdy ważyła się sprawa wyboru nowego szefa Światowej Organizacji Zdrowia, światło dzienne ujrzał artykuł o wiele mówiącym tytule: „Poznaj najpotężniejszego doktora na świecie: Billa Gatesa”. Autorki, Natalie Huet i Carmen Paun wypytywały zorientowane w temacie osoby o wpływ współzałożyciela Microsoftu na politykę WHO. Wnioski streszcza już pierwsze zdanie tekstu, brzmiące: „Niektórzy miliarderzy są zadowoleni, gdy kupią sobie wyspę. Bill Gates ma oenzetowską agencję zdrowia w Genewie”. Chodzi o problemy organizacji dotkniętej utratą wpływów finansowych ze strony państw po kryzysie ekonomicznym 2008 roku. Z hojną pomocą pospieszyła m.in. fundacja Billa i Melindy Gatesów, ukierunkowując przy tym zainteresowania WHO na tematy, którymi sama się zajmuje: badań nad szczepionkami i lekami oraz upowszechnianie ich w poszczególnych krajach. Wówczas gdy ukazał się artykuł (2017 rok) na topie była kampania przeciw polio, wcześniej malaria i wirus ebola. Ważni działacze organizacji obawiają się o jej losy po ewentualnym wycofaniu dotacji, przyznają, że „filantrop” traktowany jest w WHO jak głowa państwa. Na krótko przed wyborem obecnego dyrektora generalnego artykuł wymieniał Tedrosa Adhanoma Ghebreyesusa jako faworyta Billa Gatesa.
Czy ta historia ukazała się na łamach jednego z mediów głoszących absurdalne, spiskowe historie? Owszem, o ile uznać za takie międzynarodowy portal „Politico”.
Zwycięzcy kryzysu „pandemii”
Gdy ma się wpływ na świat informatyczny, znacznie łatwiej uskuteczniać wprowadzanie reżimu – sanitarnego, politycznego, gospodarczego i każdego innego. Publicysta Łukasz Adamski w swym felietonie opisującym możliwe społeczne skutki nadchodzącego globalnego kryzysu, wskazał na jego bardzo prawdopodobnych zwycięzców. Jak się bowiem okazuje, globalna kwarantanna cieszy nie tylko autystyków, introwertyków i domatorów. „Wyobrażacie sobie pracę w pandemii bez Skype i Zoom? Wyobrażacie sobie kontakty bez Facebooka i towarzyszących mu komunikatorów jak WhatsApp i Messenger? Jak pracować z dziećmi w e-szkole bez Teams?” – napisał autor wPolityce.pl.
„Jak opracować choćby szczepionkę na Covid-19 bez chmur obliczeniowych Microsoftu i Google’a? (…) Wszystkie technologie umożliwiające inwigilację państwowym służbom rzekomo tylko do walki z Covid-19, są opracowywane wraz z tymi gigantami. Gigantami, którzy bez wątpienia nie zrezygnują ze swojej uprzywilejowanej pozycji po wynalezieniu szczepionki” – podkreślił Adamski.
Jednym ze społecznych laboratoriów technologii wysokiej inwigilacji ma szansę stać się – po np. Chinach – już wkrótce Liechtenstein. Władze księstwa zamierzają wprowadzić obowiązkowe bransoletki biometryczne, które śledzić będą na bieżąco stan zdrowia obywateli, w tym temperaturę, tętno i oddychanie. – My i inne rządy potrzebujemy wczesnego systemu ostrzegania – wyjaśnił wątpliwości minister spraw społecznych Mauro Pedrazzini. Powodem wprowadzania systemu jest, jakże by inaczej, „zbrodniczy koronawirus”.
Gdyby ktoś żywił obawy, czy i nasze władze potrafią się tak dobrze zatroszczyć o swych podopiecznych, powinien poznać wypowiedź szefa resortu cyfryzacji. Na antenie Radia Wnet Marek Zagórski wyjawił w połowie kwietnia plany dotyczące upowszechnienia aplikacji, która miała być gotowa już pod koniec tego miesiąca. Celem jest wyłapanie i odnotowanie każdego kontaktu urządzeń mobilnych w odległości do 2 metrów i powyżej 15 minut, według wskazań WHO. Gdyby okazało się, że posiadacz telefonu czy tabletu jest zarażony wirusem, informacja o tym trafi do wszystkich urządzeń , z którymi zetknął się chory.
– Chcemy, aby jak najwięcej osób się do niej przekonało, więc będziemy ją wprowadzać stopniowo. (…) Ona ma być dobrowolna ale jednocześnie powszechna, zastanawiamy się dzisiaj jak – poza kampaniami informacyjnymi – zachęcić Polaków do tego żeby z tego typu aplikacji korzystali – obiecał rodakom minister.
Roman Motoła