„Niektórych polskich przedsiębiorców już za kilka lat czeka prawdziwy armagedon, kryjący się pod trzema literkami: ESG. To narzucony przez UE system tzw. raportowania niefinansowego. Mówiąc najprościej, oznacza to, że od 2027 r. nawet małe spółki giełdowe będą musiały, pod groźbą kar finansowych, tworzyć absurdalne, rozbudowane raporty o swoim śladzie węglowym, zużyciu wody czy wpływie społecznym firmy”, alarmuje na łamach tygodnika „Do Rzeczy” Łukasz Warzecha.
W ocenie publicysty ESG to nic innego, tylko kolejny niezwykle pracochłonny obowiązek ideologiczny, który nie ma żadnego merytorycznego uzasadnienia. „Toczące się na jego temat dyskusje na przeróżnych kongresach pełne są beztreściowego bełkotu, typowego dla rozmów o zrównoważonej gospodarce”, wyjaśnia.
„Wygłaszający swoje mundrości przedstawiciele działów CSR (tzw. społeczna odpowiedzialność biznesu, czyli kolejny fetysz) pouczają maluczkich, że muszą być odpowiedzialni, a ESG to dziejowa konieczność, bo klimat, bo równość, bo istnieje presja społeczna. To ostatnie jest oczywiście kolejnym fałszem”, zauważa ekspert programu „PRAWY PROSTY PLUS” na antenie PCh24 TV.
Wesprzyj nas już teraz!
Żadna presja społeczna na tworzenie nonsensownych raportów nie istnieje, a jeśli ktoś się tego domaga, to darmozjady aktywiści od klimatu czy równości płci. Na pewno nie zwykli klienci, dla których raportowanie ESG oznacza po prostu wzrost cen. Bo przecież koszty tej sprawozdawczości firmy wrzucą sobie w ceny towarów czy usług”, podsumowuje Łukasz Warzecha.
Źródło: tygodnik „Do Rzeczy”
TK