Kościół katolicki powinien zmienić swoje nauczanie: dopuścić seks homoseksualny i błogosławić pary jednopłciowe, zgodzić się na stosowanie przez małżonków antykoncepcji, zrezygnować z całkowitej nierozerwalności małżeństwa (rozwodnicy do Komunii świętej), a wszystko to w imię zachowania zgodności z… ustaleniami naukowymi. Takie tezy kolportuje rosnąca liczba katolików: niestety, nie tylko w pogrążających się w herezji Niemczech, ale również w Polsce. Kryją się za tym poważne błędy.
Kościół głosił zawsze dokładnie tę samą etykę seksualną: realizacja seksualności jest moralnie dopuszczalna tylko w małżeństwie; musi być otwarta na życie. Proste i oczywiste zasady, niezmienne i odwieczne, pozbawione wyjątków, zgodne z Bożym objawieniem i z naturą. Zasady nie zawsze łatwe do przyjęcia, co miewało też katastrofalne konsekwencje cywilizacyjne: z buntu wobec nich zrodziła się schizma anglikańska, z niezgodą na nie złączona była nierozerwalnie herezja Lutra. Również gwałtownie antykatolicka rewolucja francuska zanurzona była w niemoralności i sprzeciwie wobec etyki seksualnej głoszonej przez Kościół, czego najbardziej trwałym przejawem stało się wprowadzenie rozwodów – najpierw we Francji, a później w krajach podbitych przez wojska napoleońskie.
Zerwanie rewolty ’68 i duszpasterstwa po soborze
Wesprzyj nas już teraz!
Pod szczególnym ostrzałem katolicka etyka seksualna znajduje się od lat 60. XX wieku roku. Prawa stanowione w państwach straciły jakikolwiek związek z nauką Kościoła. Do obiegu weszła pigułka antykoncepcyjna. Jej rozpowszechnienie spowodowało wybuch rewolty seksualnej w 1968 roku. Na fali tej rewolty katolicy w wielu krajach zachodnich zaczęli domagać się uzgodnienia nauki Kościoła z tym, co legalne jest w świetle praw państwowych. Zaczęło się właśnie od antykoncepcji; papież Paweł VI ogłosił w encyklice Humanae vitae, że zaakceptowanie antykoncepcji jest jednak niemożliwe, bo Kościół zawsze uczył, że zgodnie z Bożym porządkiem celowe ubezpładnianie aktów małżeńskich jest niemoralne. Nauczanie papieża zostało w wielu środowiskach zignorowane – również przez biskupów, którzy albo nie potrafili przeciwstawić się naciskowi tłumów, albo sami nie zgadzali się z tym, co ogłosił papież Montini. W efekcie duża część społeczności katolickiej przyjęła wprawdzie do wiadomości, że Watykan mówi antykoncepcji „nie”, ale uznała, że jest to rozstrzygnięcie niezobowiązujące i sami mogą zdecydować o rozerwaniu związku między aktami małżeńskimi a prokreacją. W ten sposób otwarto drogę do rozpatrywania aktów seksualnych jako wyłącznie „relacyjnych”, to znaczy nakierowanych na budowanie więzi między partnerami seksualnymi i/lub na umacnianie tożsamości osoby, która te akty popełnia. Ten sposób myślenia wzmocnił znacząco II Sobór Watykański i posoborowe duszpasterstwo rodzinne, spychając na margines naukę Kościoła o płodzeniu dzieci jako prymarnym celu małżeństwa, zamiast tego przedstawiając płodzenie dzieci jako cel równoważny z budowaniem „relacyjnej” miłości małżeńskiej. W praktyce duszpasterskiej często stawiano nacisk na ten drugi cel. Mentalność antykoncepcyjna znalazła szeroką drogę do umysłów katolików.
W ten sposób cywilizacja zachodnia zniszczyła naturalny porządek. Akt seksualny zyskał nowe znaczenie: umacniania relacji, budowania osobistej tożsamości. Prokreacja stała się fakultatywna. Wyabstrahowana od płodzenia dzieci „miłość” stała się bożkiem, z gruntu fałszywym, czego kolejne skutki obserwujemy dzisiaj.
Rewolucja musi iść dalej. To konsekwencje
Rewolucja seksualna czyniła wraz z kolejnymi dekadami duże postępy na płaszczyźnie prawa świeckiego, aż do stanu, w którym znajdujemy się obecnie. W większości krajów zachodnich legalne są już nie tylko rozwody i antykoncepcja, ale również związki partnerskie, związki homoseksualne, małżeństwa homoseksualne, w tym z prawem do adopcji dzieci. Legalne są też rozmaite perwersje seksualne, a także publiczne manifestowanie swojego w nich gustowania.
Czy zrewolucjonizowani katolicy mogą dzisiaj robić coś innego, niż domagać się, aby Kościół zaakceptował te wszystkie rzeczy jako moralnie dopuszczalne? Oczywiście, nie. Katolicy nie mają wyjścia: skoro uznali, że akt małżeński ma status czynu tożsamościowo-relacyjnego, a prokreacyjność jest drugorzędna/fakultatywna, muszą konsekwentnie oczekiwać, że Kościół zaakceptuje nie tylko antykoncepcję, ale również homoseksualne związki i tym podobne zjawiska. To, co zalegalizowało państwo, powinien „zalegalizować” Kościół: jeżeli katolik akceptuje niemoralne prawa państwowe, akceptuje ich filozoficzną podstawę. Nie można wyznawać dwóch różnych filozofii. Dlatego zrewolucjonizowany katolik chce rewolucji seksualnej również w Kościele.
W Kościele katolickim w wielu krajach istnieją dlatego bardzo wpływowe środowiska duchownych i świeckich, które głoszą takie poglądy. Najbardziej znanym przykładem jest niemiecka Droga Synodalna, która wydaje się iść w swoich postulatach najdalej. Tak naprawdę niemieccy synodaliści nie idą jednak „daleko”: wyciągają po prostu logiczne wnioski z przyjętych założeń. Skoro powiedziało się „A”… W innych krajach sytuacja jest zróżnicowana: różne osoby i środowiska mają różną gotowość do sprzeciwiania się Magisterium Kościoła, by afirmować własną filozofię. Dzieje się tak wszelako w wielu państwach Europy, a także w Stanach Zjednoczonych i Ameryce Łacińskiej.
Kto chce się ugiąć przed „ustaleniami” nauki
Polska nie jest wyjątkiem. W ostatnich latach coraz śmielej „logiczne konsekwencje” wyciąga na przykład znany publicysta Tomasz Terlikowski, czego przykład dał w opublikowanym niedawno na łamach „Plusa Minusa” artykule pt. „Seks po katolicku”. Według Terlikowskiego w Kościele nadchodzi zmiana, która będzie polegać nie tyle na rezygnacji z „poszczególnych elementów nauczania moralnego (na przykład podejścia do aktów homoseksualnych i związków osób tej samej płci, antykoncepcji, otwarcia na życie), ile odniesienie nauczania do konkretnych sytuacji, ludzkich trosk i trudności. Większe skupienie na konkrecie ludzkiego życia niż na zachowaniu zasad i norm prowadzi zaś do powolnej rewizji części z katolickiego nauczania”. Zdaniem Terlikowskiego te zmiany są naturalne, ponieważ „zarówno seksuologia, jak i psychiatria, psychologia czy szeroko pojęte nauki społeczne poszły znacznie dalej, zdecydowanie lepiej rozumieją znaczenie ludzkiej seksualności i nie ma żadnych powodów, by odmawiać przyjęcia tych odkryć do wiadomości. Współczesne nauki, zarówno biologiczne, jak i społeczne, pogłębiają rozumienie seksualności. To stawia wciąż nowe pytania, na które trzeba odpowiadać”. Autor przekonuje, że „identyczne pytania zadaje Kościołowi współczesna nauka (a nawet nauki biblijne czy historia społeczna) odnośnie do homoseksualności, modelu życia rodzinnego, moralności seksualnej czy niekiedy motywowanej religijnie przemocy wobec kobiet i dzieci. Odpowiedzi nie mogą ograniczać się do powtarzania wcześniejszej nauki, która nie uwzględniała obecnej wiedzy, nie rozumiała pewnych kwestii, a nawet nie znała pewnych zjawisk”.
Nauka jest omylna
To, co Kościół przez dwa tysiące lat bezwzględnie potępiał, należałoby zatem dziś zaakceptować – przynajmniej w niektórych wypadkach – ze względu na „rozwój nauk”. Taki pogląd jest błędny – i nie chodzi tu o fideizm. Ci, którzy domagają się przeprowadzenia w Kościele rewolucji seksualnej celem uzgodnienia etyki katolickiej z naukowymi twierdzeniami albo zapominają, albo celowo ignorują dwa banalne fakty: nauka nie ma charyzmatu nieomylności; nauka ma podglebie filozoficzne. Gdyby przekonywać, że Kościół winien dostosowywać się do twierdzeń nauki, należałoby w pierwszych wiekach chrześcijaństwa akceptować spędzanie płodu: zgodnie z twierdzeniami nauki nie mieliśmy do czynienia z ludźmi sensu stricto. Chrześcijanie, dzięki Objawieniu, odrzucili ten pogański obyczaj, którego można byłoby „naukowo” bronić. Nie chcę przytaczać innych przykładów „twierdzeń naukowych” z czasów nam znacznie bliższych. Błędy, jakie wynikają z absolutyzacji „nauki” są oczywiste.
Kościół nie zmienia nauczania
Kościół nie zmienia swojego nauczania. To, co było samo w sobie niegodziwe w przeszłości, pozostaje niegodziwe również dzisiaj. To, co było samo w sobie sprawiedliwe, nadal jest sprawiedliwe. Seks homoseksualny jest sam w sobie niegodziwy, bo jest nienaturalny. Ubezpłodniony akt małżeński jest niegodziwy sam w sobie, bo jest nienaturalny. Zwolennicy ewolucjonizmu dogmatycznego twierdzą, że Kościół w przeszłości zmieniał swoje nauczanie. Jako przykład podają kwestię kary śmierci. Jednak żaden papież nie posunął się do tego, by określić karę śmierci jako niesprawiedliwą samą w sobie. Jan Paweł II uznał, że w nowym kontekście społecznym nie należy jej stosować. Franciszek stwierdził, że jest dziś niedopuszczalna. Są to jednak osądy polityczne, a nie doktrynalne. Kara śmierci była, jest i zawsze będzie sprawiedliwa, bo taka jest natura rzeczy. Decydenci kościelni bywają nadmiernymi niewolnikami swoich czasów. O ile jednak apel o polityczne niestosowanie kary śmierci nie oznacza jeszcze koniecznie zamachu na naukę o jej niesprawiedliwości, to czym innym byłoby już przyzwolenie na akty homoseksualne czy antykoncepcję. Jeżeli ktokolwiek mógłby dopuszczać się takich czynów, to znaczy, że nie są złe same w sobie. Byłaby to rewolucja doktrynalna; oznaczałoby to, że Kościół przez całe wieki się mylił, głosił nieprawdę, przyjmował fałszywą antropologię – antropologię, która wynika z poznawalnego rozumem porządku rzeczy i z Bożego objawienia w Tradycji Kościoła i Piśmie Świętym. To nie byłby już Kościół, tylko quasi-kościelna organizacja religijna.
Niedopasowanie, czyli wyzwanie
Kościół nie potrzebuje dostosowywać swojej etyki do aktualnych twierdzeń naukowych. Papież Franciszek twierdzi, że kościelna etyka seksualna jest dopiero w powijakach. Jest dokładnie odwrotnie: kościelna etyka seksualna jest doskonale i w pełni rozwinięta. Nie pasuje po prostu do filozofii przyjętej jako obowiązująca w zrewolucjonizowanym świecie. To niedopasowanie, owszem, jest problemem, ale od katolików wymaga nie porzucenia własnych pozycji, tylko większego wysiłku intelektualnego i moralnego, aby wytłumaczyć zrewolucjonizowanym środowiskom poza- i wewnątrzkościelnym, jaki jest naturalny porządek rzeczy. Tylko tyle – i aż tyle.
Paweł Chmielewski
Franciszek i antykoncepcja. Co tak naprawdę przygotowuje papież?
LISICKI, GÓRNY, KRATIUK. WATYKAN ostrzega: MARYJA NIE MOŻE MÓWIĆ O KARACH. A CO Z FATIMĄ?