5 października 2021

Europejski Zielony Ład: poligon doświadczalny Billa Gatesa

(Lenin Nolly / EFE / Forum)

Amerykański miliarder rozpoczął współpracę z Komisją Europejską w ramach Europejskiego Zielonego Ładu. Tym samym chce wykorzystać instrumenty, jakimi dysponuje międzynarodowy moloch do implementacji swoich pomysłów na walkę ze zmianami klimatu.

Eurokraci z początkiem roku ruszyli na poważnie z agendą klimatyczną. Dzięki implementacji założeń Zielonego Ładu, Europa – jak podkreśla przewodnicząca KE, Ursula von der Leyen – „do 2050 roku stanie się pierwszym neutralnym emisyjnie kontynentem”. Jednak ambitnych celów społeczno-gospodarczej rewolucji nie da się osiągnąć jedynie podnosząc podatki; by przeżyć, „neutralna węglowo” Europa przede wszystkim potrzebować będzie innowacji – obecnie nie umiemy np. w wystarczającym stopniu magazynować i przesyłać energii uzyskanej dzięki odnawialnym źródłom energii. Innymi słowy, rzucamy się w przepaść licząc, że zanim uderzymy o ziemię zdążymy wynaleźć spadochron.

Aby wygrać ze zmianami klimatu, musimy – jak mówi Bill Gates – „zmienić sposób w jaki wytwarzamy niemal wszystko”, od materiałów budowlanych, przez energetykę i transport, po żywność. „Potrzeba matką wynalazków”, mówi popularne porzekadło. I tą „potrzebą” w wizji Gatesa jest konieczność drastycznej redukcji emisji gazów cieplarnianych do atmosfery w przeciągu następnych 30 lat. Zmiany klimatu w tym kontekście woli traktować bardziej jak „szansę dla innowacji” niż apokaliptyczne zagrożenie.

Wesprzyj nas już teraz!

I taką szansę stwarza mu Komisja Europejska, która w czerwcu 2021 r. rozpoczęła współpracę z finansowanym z pieniędzy Amerykanina Breakthrough Energy. Na badania w ramach Europejskiego Zielonego Ładu, samozwańczy wizjoner przeznaczył miliard dolarów. A to dopiero początek, nie chodzi tu bowiem jedynie o same wynalazki, ale ich nowatorskie sposoby wprowadzania na rynek. W naturalnym rytmie i neutralnych warunkach, implementacja nowych pomysłów wymaga dużych pokładów cierpliwości i wiary. Przyznaje to sam Gates, który pisał, że ze względu na niewielkie zyski, nawet wśród inwestorów wysokiego ryzyka, zielone technologie cieszyły się nieporównywalnie mniejszym zainteresowaniem niż np. projekty biotechnologiczne czy informatyczne.

Przymusowy eksperyment

Jak zatem w takim klimacie przekonać wszystkich do rewolucji, która zakłada, że pierwszy raz w historii ludzkość musi zrobić krok w tył? Do tej pory naturalny kierunek rozwoju wyznaczały coraz tańsze i coraz efektywniejsze surowce; ropa naftowa, węgiel czy gaz ziemny. Obecnie chcemy przejść na droższe, mniej efektywne, a zarazem dużo bardziej nieprzewidywalne OZE, plus atom jako jedyny w miarę racjonalny zamiennik. Niedostatki technologiczne to jedno, ale pozostają jeszcze kwestie np. infrastruktury przesyłowej, zasobów ludzkich czy problem bankructwa obszarów silnie zależnych od przemysłu naftowego i gazowego. Ryzyko jest ogromne, a korzyści niepewne; w normalnych warunkach niewielu pójdzie na tak kiepski deal. Straszenie apokaliptycznym widmem działa może na licealne dzieciaki, ale nie na poważnych, mających wiele do stracenia graczy.

I tutaj z pomocą przychodzi „Pan państwo”, posiadający – jeszcze (sic!) – nieporównywalnie większe możliwości niż nawet najbogatszy i najbardziej przebiegły miliarder świata. Docenił je sam Gates, przyciskany do ściany podczas procesów antymonopolowych Microsoftu. Jego zdaniem, nadszedł najwyższy czas by doświadczenie administracyjne państw wykorzystać w osiągnięciu celów „zielonej rewolucji”.

„Urzędnicy rządowi mogą ustanawiać zasady dotyczące tego, ile mogą emitować elektrownie atomowe, samochody i fabryki. Mogą przyjmować regulacje, które kształtują rynki finansowe i określają ryzyko związane ze zmianami klimatu dla publicznego i prywatnego sektora gospodarki. Mogą być głównymi inwestorami badań, tak jak obecnie, i określać zasady dotyczące tego, jak szybko nowe produkty mogą znaleźć się na rynku” – podkreśla rolę aparatu państwowego. A nic nie nadaje się do tego lepiej niż opętana chęcią regulacji wszystkiego i wszystkich Unia Europejska, która na dodatek przyjmuje najradykalniejszą politykę klimatyczną na świecie.

A mówimy tu o drodze bez możliwości odwrotu. W planach KE znajduje się chociażby powołanie Europejskiego Prawa Klimatycznego, które zakłada, że redukcja emisji gazów cieplarnianych do 2050 r. stanie się obowiązkiem prawnym UE, podobnie jak gwarancja nieodwracalności przejścia na neutralność klimatyczną. Z punktu widzenia Amerykanina, najważniejszy będzie jednak obowiązek – UWAGA, UWAGA – „stworzenia przewidywalnego otoczenia biznesowego dla przemysłu i inwestorów, wskazującego co należy zrobić i jak szybko”.

Wkraczająca na drogę klimatycznego szaleństwa Europa stanowi zatem doskonały poligon doświadczalny, gdzie państwa członkowskie i prywatne podmioty zostaną przymuszone do partycypowanie w wieloletnim eksperymencie. Koszty przedsięwzięcia poniesie – jak zwykle – szary obywatel, posiadający bowiem najszczersze i najlepsze chęci rząd, skądś będzie musiał czerpać środki na „wypełnianie luki inwestycyjnej”.

A i tak bez gwarancji sukcesu; stworzone kosztem miliardów dolarów rozwiązania na końcu mogą okazać się po prostu nieefektywne. Z resztą, sam „wizjoner” z rozbrajającą szczerością sugeruje „pogodzić się z możliwością porażki”. Co więcej, w opinii jego, jak i wielu ekspertów, nie da się już zatrzymać przekroczenia „nieprzekraczalnego” progu wzrostu temperatury ziemi o 1,5 st. C. W związku z tym, w swojej agendzie nie mniej miejsca poświęca technologiom adaptacyjnym; sztucznej regulacji temperatury globu czy opracowywaniu odpornej na wyższe temperatury, genetycznie modyfikowanej żywności.

„Patenciarz”

Ale nadchodzący fiskalizm to jedna strona medalu. Nie mniej groźnie wygląda niebezpieczeństwo monopolizacji technologicznej rewolucji. Poprzez inwestowanie w nowe rozwiązania, wykupienie części kosztów produkcji i wprowadzenia na rynek, Gates uzależni naszą egzystencję od „swoich” wynalazków. Przecież rolnictwo, energetykę czy ochronę zdrowia można uzależnić w nie mniejszym stopniu niż rynek przepływu informacji. A to ostatnie dokonuje się na naszych własnych oczach.

Dowodów na to, że jest to zagrożenie jak najbardziej realne dostarcza sam Gates. Mający pełną gębę frazesów o „sprawiedliwej transformacji” czy „wyrównywaniu szans” miliarder dziwnie zapala się, kiedy za „naprawianie świata” bierze się ktoś inny. Kiedy – jak założyciel Tesli i inwestor w rozwiązania wychwytujące CO2 z atmosfery, Elon Musk – ma do tego zupełnie inne podejście, zaczyna traktować go jak śmiertelnego wroga. Zabiegi np. o dominację w kosmosie uznaje za dziecinadę, sugerując, że „przecież mamy jeszcze mnóstwo rzeczy do zrobienia na Ziemi”. Ale dopiero gdy ktoś zaczyna mówić jego językiem, jak finansujący pracę nad laboratoryjnym „mięsem” Jeff Bezos, staje się jego przyjacielem.

Trzeba przyznać, że bieg nadchodzącej totalnej rewolucji chce nadawać interesujące towarzystwo. Nieznoszący sprzeciwu i konkurencji samozwańczy „zbawiciel” świata oraz dyktatorska Unia Europejska, która zdaje się mówić nam: czy chcecie czy nie, zapłacicie za walkę ze zmianami klimatu. I zrobimy to ponad waszymi głowami, bez pytania się was o zdanie. Jeżeli podskoczycie zniszczymy was, bo mamy do tego wszelkie możliwe narzędzia. Nie możecie wiecznie migać się od orzeczeń TSUE.

Zwolennicy determinizmu dziejowego mają rację. Takiego „postępu” nie da się zatrzymać.

Piotr Relich

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij