„Nie jestem lekarzem, neurologiem, neurochirurgiem. Wiem tylko, że na świecie istnieje problem określenia śmierci mózgowej. Na ten temat się rozmawia. To bardzo trudne, bo niejednoznaczne” – podkreśliła Ewa Błaszczyk, aktorka i współzałożycielka fundacji pomagającej dzieciom cierpiącym na skutek problemów neurologicznych.
– Najwięksi specjaliści zastanawiają się nad tym, gdzie to jest, gdzie jest świadomość. A mam doświadczenia związane z moim dzieckiem. Nie byłabym w stanie podjąć takiej decyzji, że ktoś, że ona nie żyje. I tyle. Mam też przeczucie, intuicję, wiarę, mam też sygnały i mam za sobą rozmowy z lekarzami, którzy nigdy nie stwierdzili śmierci mózgu – powiedziała aktorka w rozmowie z Magdaleną Rigamonti.
Wesprzyj nas już teraz!
Ewa Błaszczyk podkreśla, że sama nie ufa lekarzowi, który podejmuje decyzję stwierdzając śmierć mózgową. Kiedy jej córka została hospitalizowana, natrafiła na lekarza, który chciał walczyć o jej życie i… czekać. – Najtrudniejsze do zdiagnozowania są te stany zawieszenia, przebywania na krawędzi życia i śmierci. Na początku, kiedy podtrzymuje się funkcje życiowe, to doświadczeni neurolodzy zawsze mówią: trzeba czekać. Robić swoje i czekać. Czekać, żeby ta decyzja nie była pochopna. Jak trafiłam na dr. Barbarę Szal Karkowską, która Olę ratowała, a Ola miała płaskie EEG, to dr powiedziała: nie takie płaskie żeśmy tutaj oglądali. Trzeba czekać. I zaczęło się falować – ujawniła.
Jeśli jeden spośród pacjentów znajdujących się w takim stanie powróci do zdrowia, lekarz nie podejmuje już pochopnych decyzji – sugeruje.
Sam Schmid, 21-letni Amerykanin potrącony przez ciężarówkę, u którego w październiku 2011 roku zdiagnozowano śmierć mózgową, w grudniu tego samego roku już poruszał się na wózku inwalidzkim. Rehabilitacja, w której brał udział, przynosiła fenomenalne efekty. To jeden z wielu takich przypadków.
Źródło: „Wprost”
mat