Czy zastanawialiście się kiedyś, dlaczego znacie imiona pewnych postaci w Ewangeliach? Dlaczego znacie imię niewidomego Bartymeusza, który żebrał przy drodze do Jerycha (Mk 10,46-52)? Dlaczego znacie nie tylko imię Szymona z Cyreny, ale (w Ewangelii św. Marka) także imiona jego dwóch synów: Aleksandra i Rufusa? Dlaczego znacie imię Jaira? Albo imię jednego z podróżujących do Emaus, ale nie drugiego?
Krótka odpowiedź: ponieważ starożytne edytory tekstu nie posiadały funkcji „przypisy”.
Wesprzyj nas już teraz!
Pozwólcie mi wyjaśnić. W swojej książce Jesus and the Eyewitnesses: The Gospels as Eyewitness Testimony (Jezus i naoczni świadkowie: Ewangelie jako zeznanie naocznych świadków) badacz Nowego Testamentu, Richard Bauckham, argumentuje, że ewangeliści są posłuszni nie konwencjom pisania mitów, ale starożytnej grecko-rzymskiej historiografii i biografii. Starożytni, nie mając tego rodzaju łatwo dostępnych rozległych archiwów, do jakich jesteśmy my przyzwyczajeni, żywili przekonanie, że „można tylko zapisywać rzeczywistą historię rozgrywającą się za ludzkiej pamięci tych wydarzeń. Rzeczywistą historią była historia współczesna” – pisze Bauckham. I tak oto relacja naocznych świadków była niezwykle ważna.
Na przykład Papiasz z Hierapolis opowiada o zainteresowaniu, z jakim słuchał „żywego słowa” apostołów jako młody człowiek i wyszukuje coś, co można by nazwać „tradycjami, które mają za sobą dokumenty uwierzytelniające”. To znaczy, że nie chce on pogłosek i legend na temat Jezusa. Chce on historii, które pochodzą od naocznych świadków apostolskich, obojętnie czy będą spisane czy przekazane ustnie, tak samo jak ktoś zainteresowany dzisiaj administracją Kennedy’ego (od której dzieli go w przybliżeniu ten sam dystans czasowy, jaki oddzielał młodego Papiasza od Jezusa), byłby zainteresowany wysłuchaniem członków administracji lub lekturą ich wspomnień. Ewangelie wykazują dokładnie takie samo zainteresowanie tradycjami, jakie wyrastają – nie z mętów chrześcijańskich plotek na temat Jezusa, szerzonych przez ludzi, którzy nigdy Go nie spotkali – ale z konkretnych źródeł apostolskich i od naocznych świadków. To dlatego trzy pierwsze Ewangelie podają nam listy dwunastu apostołów: aby dać jasno do zrozumienia, że ci ludzie, wszyscy jako naoczni świadkowie, są wiarygodnymi strażnikami historii o Jezusie.
Ale Ewangelie także włączają imiona pomniejszych postaci, takich jak Jair i Bartymeusz. Dlaczego? Dlatego, że jest to konwencjonalny sposób zauważenia, że osoba zaangażowana w zapisywane wydarzenie jest w rzeczywistości źródłem opowiadanej historii.
Weźmy na przykład Marię Magdalenę. Oto osoba, którą krótko wspomina się wcześniej w Ewangeliach, ale która nie odgrywa żadnej innej roli w historii Jezusa, aż do poranka Wielkanocnego. Jest ona ponadto kimś, kogo żaden ewangelista w starożytnym świecie żydowskim nie wymyśliłby jako swojego głównego świadka Zmartwychwstania. Blagier wymyślający historię o Zmartwychwstaniu unikałby jej jak zarazy, gdyż świadectwo kobiety było w sądzie niedopuszczalne, nie wspominając już o kobiecie, z której wypędzono siedem demonów (Mk 16,9-11; Łk 8,1-3). Jednak wszystkie cztery Ewangelie podają jej imię jako pierwszego świadka zmartwychwstałego Chrystusa, zamiast po prostu przedstawić, jak Jezus pokazuje się apostołom. Dlaczego? Dlatego, że to jest to, co się wydarzyło, a ona jest dla całego wczesnego Kościoła (włączając w to apostołów) źródłem historii o zdarzeniu w grobie. To ona i jej towarzyszki (których imiona niektórzy z ewangelistów także podają) wiedzą, co nastąpiło w grobie tamtego poranka. Apostołów tam nie było.
Albo weźmy ślepego Bartymeusza. Oto osoba o bardzo niskim statusie społecznym, człowiek, który spędził swoje życie żebrząc przy drodze w pobliżu Jerycha. A jednak znamy jego imię, podczas gdy nie znamy imion wielu innych, którzy doświadczyli cudów uzdrowienia. Ponownie pytamy – dlaczego? Marek mówi nam, że gdy odzyskał wzrok dzięki Jezusowi, wstał i „szedł za Nim drogą” (Mk 10,52). Jednym słowem Bartymeusz stał się członkiem wczesnej wspólnoty chrześcijańskiej i opowiadał historię swojego uzdrowienia niezliczoną ilość razy. Kiedy Ewangelie zostały napisane, wymieniły go z imienia, aby określić fakt, że jego świadectwo jest świadectwem naocznego świadka.
Czasami autor Ewangelii zanotuje tego typu szczegół, gdyż będzie on ważny dla jego konkretnych słuchaczy. A więc na przykład wszystkie Ewangelie synoptyczne zapiszą, że Szymon z Cyreny pomógł Jezusowi nieść Jego krzyż, ale tylko św. Marek odnotuje, że Szymon był ojcem Aleksandra i Rufusa (Mk 15,21). Ponieważ Aleksander i Rufus są znani wspólnocie w Rzymie, do której pisze Marek. Możemy to zauważyć w pozdrowieniach św. Pawła dla Kościoła rzymskiego, kiedy wyraźnie prosi o pozdrowienie Rufusa (Rz 16,13).
Jair jest kolejnym przykładem postaci znanej wczesnemu Kościołowi, ponieważ jest jego członkiem (i to znaczącym, gdyż był przełożonym synagogi). Jego świadectwo jest nie tylko świadectwem kolejnego cudu uzdrowienia, jakiego dokonuje Jezus, ale także faktu, że Ewangelia jest zgodna z prawem i prorokami, których Jair głosi oraz jest ich wypełnieniem.
Inną ważną postacią we wczesnym Kościele jest Kleofas, który jest znany też jako Klofas (tak jak „Szymon Piotr” jest również znany jako „Szymon”). Powód, dla którego znamy imię Kleofasa, a nie imię jego towarzysza w drodze do Emaus, jest ponownie taki, że jest on źródłem tej konkretnej opowieści o spotkaniu z Chrystusem Zmartwychwstałym. Jednak historia Kleofasa tam się nie kończy. Bowiem Kleofas nie istnieje w próżni. Jest on mężem „Marii, żony Kleofasa”, która według św. Jana stała u stóp krzyża Jezusa wraz ze swoją „siostrą”, Najświętszą Maryją Panną, jak również Marią Magdaleną. Oczywiście rodzice Najświętszej Panny nie byli tak pozbawieni wyobraźni, by nazwać dwie córki „Marią”, a więc „siostra” znaczy tyle co „krewna” (jak kuzynka). A Maria, żona Kleofasa, jest także określona gdzie indziej w Ewangeliach jako „Maria, matka Jakuba”, a na dodatek matka „Józefa” (Mt 27,55-56; Mk 15,40-41; Mk 16,1-8; Łk 24,1-12).
Jednym słowem Maria, żona Kleofasa, jest „siostrą” Najświętszej Panny i matką Jakuba i Józefa (których pozostałym rodzeństwem są Juda i Szymon). Nie tylko będzie ona jedną z kobiet – wraz z Marią Magdaleną – u grobu w wielkanocny poranek, ale jej syn, Jakub, według św. Pawła (1 Kor 15,7) sam otrzyma łaskę ujrzenia Chrystusa Zmartwychwstałego. I zostanie on jedną z najbardziej znanych postaci we wczesnym Kościele: Jakubem, biskupem Jerozolimy (który będzie przewodniczyć soborowi jerozolimskiemu, o jakim mowa w 15 rozdziale Dziejów Apostolskich) oraz autorem Listu św. Jakuba.
To wszystko oznacza, że kiedy słuchamy opowieści o Zmartwychwstaniu (szczególnie w Ewangelii św. Łukasza), słuchamy w dużej mierze świadectwa rodziny Jakuba, krewnych Maryi i Jezusa, wysoce poważanych postaci we wczesnym Kościele. W istocie historyk Kościoła z wczesnych wieków, Euzebiusz, zauważa, że kiedy Jakub zmarł na początku lat sześćdziesiątych, Kościół w Jerozolimie wybrał Szymona, syna Kleofasa, jako jego następcę. Dlaczego? Ponieważ był on młodszym bratem Jakuba.
Powszechne stało się wyobrażenie, że Ewangelie zostały napisane przez ludzi dalekich od wydarzeń, które opisują. Jednak dane zawarte w Ewangeliach coraz wyraźniej dają do zrozumienia, że zachowują one bezpośrednie relacje tych, „którzy od początku byli naocznymi świadkami i sługami słowa” (Łk 1,2).
Mark Shea „Our Sunday Visitor“
tłum. Jan J. Franczak