14 października 2021

Facebook ponownie obrywa od „swoich”. O co naprawdę chodzi?

Chyba tylko ktoś zabunkrowany przez ostatnie lata bez dostępu do internetu uzna „rewelacje” Francis Haugen za odkrywcze. Czemu zatem służy wielka szopka w Kongresie i obwoźny spektakl po wszystkich lewicowo-liberalnych mediach z udziałem byłej pracownicy Facebooka, ujawniającej „niewygodne fakty” na jego temat?

Jeszcze nie opadły emocje wywołane nagłą awarią Facebooka, a technologiczny gigant ponownie znalazł się pod ostrzałem opinii publicznej. Tym razem za sprawą swojej byłej pracownicy, której – rzekomo – powróciło sumienie i postanowiła podzielić się ze światem zewnętrznym prawdą na temat polityki społecznościowego potentata.

„Produkty Facebooka szkodzą dzieciom”

Wesprzyj nas już teraz!

Otóż okazuje się, że Facebook zamyka nas w bańkach informacyjnych i bombarduje krzykliwymi, często nieweryfikowalnymi treściami w celu zwiększenia „klikalności”, a co za tym idzie, maksymalizacji zysków. Platforma w głębokim poważaniu mając polityczne i społeczne konsekwencje swoich czynów, pokazuje, że zamiast oczu ma jednodolarówki.

„Produkty Facebooka szkodzą dzieciom, zaogniają podziały, osłabiają naszą demokrację i wiele więcej. Przywódcy firmy wiedzą, jak uczynić Facebook i Instagram bezpieczniejszymi, ale nie zrobią koniecznych zmian, bo przedkładają swoje ogromne zyski ponad ludzi” – grzmiała Haugen podczas przesłuchania w amerykańskim Kongresie.

Kobieta piastowała w Facebooku stanowiska m.in. głównej „product manager ds. dezinformacji obywatelskiej”, a później ds. kontrwywiadu (sic!). Przez całe miesiące nielegalnie gromadziła dokumenty obciążające kierownictwo platformy. W końcu postanowiła przemówić, ponieważ „świat zewnętrzny nie ma pojęcia co dzieje się w środku”. Problem w tym, że już gdzieś to słyszeliśmy.

W istocie wszystkie „rewelacje” pani Haugen to żadna nowość. O konieczności ulepszenia algorytmów Facebooka mówił chociażby film „Social Dillema” ze stycznia 2020 r. Ponadto specjaliści od mediów społecznościowych zwracali uwagę na podobne problemy dużo wcześniej. Wiedza o kontrowersyjnych praktykach społecznościówek, skoncentrowanych na jak najdłuższym przytrzymaniu użytkowników przed ekranem smartfona lub komputera nie była żadną tajemnicą.

Swoją drogą, niezwykle zabawnie słucha się udawanego oburzenia żerujących przez lata na sensacyjnych wiadomościach molochów medialnych, dzisiaj krytykujących Facebooka za stosowanie strategii „good news is no news”. Natomiast główne zarzuty Francis Haugen dotyczą jednak innej sprawy. Była sygnalistka nie może wybaczyć Facebookowi sposobu w jaki monitorował wiadomości o treści politycznej.

Wcale jednak nie chodzi o nieproporcjonalnie wielką cenzurę prawicowych i konserwatywnych treści, arbitralne usuwanie kont republikańskich polityków czy obcinanie zasięgów reklamom pro-life. Haugen za złe wcale nie uważa wyciszanie debaty eksperckiej w czasie pandemii, skazywanie milionów ludzi na jedynomyślność w sprawach światopoglądowych czy aktywne wspieranie pro-aborcyjnej agendy np. podczas referendum w Irlandii.

Wręcz przeciwnie! W rozmowie z CBS News przyznała, że Facebook jest „najlepszy na świecie” pod względem weryfikacji i kontroli przepływu informacji, co jest rzeczą jak najbardziej chwalebną. Zarzuty Haugen dotyczą natomiast…udzielania kredytu zaufania wyborcom Donalda Trumpa oraz zwolennikom powszechnego dostępu do broni.

I tak za „zdradę demokracji” uznała wyłączenie bezpieczników cenzorskich po zakończeniu wyborów prezydenckich w 2020 r., co rzekomo doprowadziło do mobilizacji zwolenników byłego prezydenta i słynnego „szturmu na Kapitol”. Podobne analogie robiła do czystek etnicznych w Birmie. Grzechem Facebooka jest zatem niedostateczna kontrola szerokiego grona światopoglądowej prawicy.

FB strażnikiem „moralności”

Zeznania Haugen posiadają również drugą, niezwykle cenną informację. Dzięki nim wiemy, że w konflikcie między poprawnością polityczną a pieniądzem, spółka Zuckerberga wciąż wybiera to drugie. Tym samym dyktat Big Tech – jeszcze! – zogniskowany jest nie tyle na powszechnej kontroli, co wyciskaniu nas jak cytryny z materiału, który można zmonetyzować. Mimo, że dzisiaj ciężko o większego cenzora wśród mediów społecznościowych, dla orędowników „nowego wspaniałego świata” to i tak wciąż za mało.

Ich zdaniem najwyższy czas, by Facebook wszedł na poważnie w buty „strażnika moralności” i zaczął bezwzględnie piętnować wszelkie odstępstwa od systemu, nawet za cenę utraty dochodów. Stąd konieczność wytworzenia presji w postaci jednoczesnej połajanki zarówno ze strony Demokratów jak i Republikanów, licznych wywiadów z sygnalistką na łamach lewicowo-liberalnych (marksistowskich?) mediów, czy grzania tematu przez prowadzących popularne Late Show. Być może stąd też i cała awaria Facebooka, która wcale nie była żadną awarią, ale „paleniem dokumentów” i niszczeniem dowodów mogących postawić Zuckerberga przed komisją śledczą.

Ciekawe czy technokrata zdawał sobie sprawę z rozmiarów kabały w jaką się wpakował. Dziś na własnej skórze doświadcza totalnego charakteru rewolucji, wymagającej pełnego zaangażowania w światopoglądową wojnę. Ktoś chce pokazać wychowanemu w tradycji żydowskiej Amerykaninowi, że gra toczy się o coś więcej niż pieniądze.

Piotr Relich

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(3)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie