Gdyby nie powaga problemu oraz jego dramatyczne konsekwencje, można by zażartować, że do unijnej czołówki wciąż sporo nam brakuje i musimy się jeszcze bardziej starać. Według ubiegłorocznego opracowania hiszpańskiego Instytutu Polityki Rodzinnej, Polska zajmuje bowiem „dopiero” dwudzieste pierwsze miejsce pośród państw Unii Europejskiej, gdzie – licząc ogółem – rozwód orzekany jest statystycznie co pół minuty. Daje to liczbę ponad dwa i pół tysiąca rozwodów każdego dnia.
Tekst ukazał się w 72. numerze magazynu „Polonia Christiana” (styczeń-luty 2020)
Jeśliby jednak polskie państwo zechciało ściśle stosować ustanowione przez siebie przepisy, problemu by nie było bądź przynajmniej nie przybrałby on tak olbrzymiej skali, jak ma to miejsce. Chodzi tu o jeden z zapisów Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, który głosi, iż mimo zupełnego i trwałego rozkładu pożycia rozwód nie jest dopuszczalny, jeżeli wskutek niego miałoby ucierpieć dobro wspólnych małoletnich dzieci małżonków albo jeżeli z innych względów orzeczenie rozwodu byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego (art. 56, par. 20).
Wesprzyj nas już teraz!
Państwo, zwłaszcza takie, które do własnej konstytucji wpisało zasadę ochrony małżeństwa, powinno z pokorą przyjąć wyniki badań wskazujących, że praktycznie w każdym przypadku rozpad więzi rodziców, rozwód i definitywne rozstanie jest dla ich potomstwa wstrząsającym przeżyciem, mającym trwałe skutki psychologiczne, a z czasem również społeczne. Niestety, tak nie jest. Tylko w 2017 roku rozpadło się w Polsce 65 257 rodzin – aż siedemnaście na dziesięć tysięcy ludności. W skali kraju i w porównaniu do liczby zawieranych w tym samym okresie małżeństw możemy mówić o gwałtownej wręcz destrukcji tak zwanej podstawowej komórki społecznej. Rozwodami kończy się bowiem co trzecie małżeństwo, w miastach zaś wskaźnik ten nieubłaganie szybuje w kierunku pięćdziesięciu procent.
Chociaż w polskich statystykach krzywa liczby rozwodów pnie się do góry dosyć systematycznie, z niewielkimi tylko wahaniami, to jej lawinowy wręcz skok nastąpił w pierwszej dekadzie wieku. Pomiędzy rokiem 2000 a 2010 urosła ona z 42,8 do 65,3 tysiąca. Podobne zjawisko miało miejsce także pomiędzy rokiem 1965 a 1975 (podwojenie liczby rozwodów – do 41,3 tysiąca).
W roku 1980 GUS zanotował w naszym kraju blisko czterdzieści tysięcy formalnie stwierdzonych przypadków rozpadu małżeństw, dziesięć lat później – 42,4 tysiące, a w roku 2016 – 62,5 tysiąca. U progu nowego tysiąclecia rozpadało się co piąte małżeństwo. Zaledwie dwie dekady wcześniej – nieco mniej niż co ósme.
Moda na rozwód
Jak wyglądamy na tle innych państw? Gdyby nie powaga problemu oraz jego dramatyczne konsekwencje, można by zażartować, że do unijnej czołówki wciąż sporo nam brakuje i musimy się jeszcze bardziej starać. Według ubiegłorocznego opracowania hiszpańskiego Instytutu Polityki Rodzinnej (Instituto Politica Familiar), Polska zajmuje bowiem „dopiero” dwudzieste pierwsze miejsce pośród państw Unii Europejskiej, gdzie – licząc ogółem – rozwód orzekany jest statystycznie co pół minuty. To ponad dwa i pół tysiąca rozwodów każdego dnia. Raport na temat ewolucji rodziny w Europie 2018 roku mówi, że o ile jeszcze w roku 1975 na obszarze dzisiejszej UE próby czasu nie przetrwało co siódme małżeństwo, to po czterech dekadach dotyczy to już aż połowy związków.
Uwagę zwraca zwłaszcza prawdziwa katastrofa dokonująca się w krajach jeszcze nie tak dawno uznawanych za katolickie. Liderem niechlubnych statystyk jest bowiem Portugalia, w której rozwodzi się niemal trzy czwarte par! W Luksemburgu – dwie trzecie, a w trzeciej na podium Belgii – 61 procent. Na drugim biegunie, w charakterze bardziej pozytywnych przykładów odnajdujemy Maltę (12 procent) i Irlandię (15 procent). W trzeciej od końca Rumunii – rozstaje się już co czwarte stadło.
W 2010 roku liczba rozpadów małżeństw osiągnęła kulminację na poziomie ponad miliona w skali rocznej. W tym momencie zaczęła bardzo powoli spadać, osiągając w roku 2015 poziom około 946 tysięcy. Wszystko to dało łącznie w skali czterech dekad (od 1975 roku) 30,8 miliona rozwodów. Polska zaś należy do państw notujących najwyższy ich wzrost w latach 1980–2015. Sytuujemy się bowiem tuż za Hiszpanią, Włochami i Niemcami.
Z kolei w Stanach Zjednoczonych zaznacza się spadek wskaźnika rozwodów. Według Centers for Divorce Control, na początku ostatniej dekady zeszłego wieku na każdy tysiąc mieszkańców przypadało ich średnio 4,7. Natomiast dane z roku 2016 mówią, że współczynnik ten wynosił wówczas 2,9.
Warto pamiętać, że zgodnie z dominującymi dzisiaj trendami kulturowymi, coraz więcej par w ogóle nie formalizuje swoich związków, co znajduje swój wyraz w spadku (nieznacznym) krzywej rozwodów. W ciągu trzydziestu pięciu lat wskaźnik zawieranych małżeństw spadł w państwach obecnej UE o 2,6 na tysiąc mieszkańców. Już czworo dzieci na dziesięć rodzi się w układach pozamałżeńskich.
Czy można zatrzymać tę falę?
Pierwsze czytanie w Sejmie minionej kadencji przeszedł projekt ministerstwa sprawiedliwości przewidujący wprowadzenie rodzinnego postępowania informacyjnego. Miałoby ono poprzedzać sprawy o rozwód i separację małżonków posiadających wspólne małoletnie dzieci. Pierwszym celem postępowania byłoby pełne pojednanie stron.
Chcemy doprowadzić do sytuacji, żeby przed rozwodem lub separacją strony miały możliwość spotkania się na neutralnym gruncie. Główną rolę będą odgrywać mediatorzy. Przede wszystkim chodzi o dobro dzieci, bo rodzinne postępowanie informacyjne będzie dotyczyło wyłącznie spraw, w których małżonkowie mają wspólne małoletnie potomstwo. Rodzinne postępowanie informacyjne będzie bezpłatne. Państwo bierze na siebie ciężar poniesienia kosztów, które być może doprowadzą do ugodowego zakończenia sporu – komentuje dla „Polonia Christiana” biuro prasowe resortu sprawiedliwości.
W przypadku, gdy całkowite pojednanie nie będzie możliwe, procedura ma doprowadzić do tego, aby rozwód lub separacja przebiegły przed sądem ze szczególnym uwzględnieniem dobra dzieci. Postępowanie informacyjne ma dać małżonkom czas na wyjaśnienie wszystkich problemów i wypracowanie uzgodnień w sprawach dzieci, których dobro jest najważniejsze – dodaje ministerstwo.
Klauzula dotycząca obowiązku mediacji funkcjonowała już w polskim prawodawstwie. Została zeń usunięta, gdyż ponoć z reguły nie przynosiła zamierzonego skutku, a do tego wydłużała postępowanie.
– W Polsce rodzinę chroni konstytucja, dlatego w myśl prawa musimy strzec jej przed zagrożeniami, dążyć do utrzymania trwałości związków małżeńskich i wspierać w sferze społecznej i socjalnej. A więc raczej nie będziemy się wzorować na stricte liberalnych przepisach obowiązujących w niektórych krajach UE – tłumaczył w 2018 roku sens ostatniej inicjatywy Dariusz Cieślik, wówczas wicedyrektor, a dziś stojący na czele departamentu spraw rodzinnych i nieletnich w resorcie sprawiedliwości.
– Chcielibyśmy, aby w toku postępowania rozwodowego albo przed jego rozpoczęciem rodzice byli zobligowani do tego, żeby ze sobą rozmawiać. Możemy tutaj uzyskać kilka korzyści. Przede wszystkim, poprzez przywrócenie komunikacji możemy ewentualnie doprowadzić chociażby do ograniczenia powództwa rozwodowego – precyzował w rozmowie z tygodnikiem „Wprost”.
Projekt dobrze ocenia adwokat Filip Wołoszczak z Instytutu na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris:
– Jeżeli mamy możliwość chociażby w jednej sprawie na dziesięć czy nawet na pięćdziesiąt, czy sto zakończyć sprawę pojednaniem i wycofaniem pozwu, to takie wartości jak trwałość rodziny i dobro dzieci stoją o wiele wyżej niż kwestia szybkiego przeprowadzenia postępowania – zaznacza w rozmowie z „Polonia Christiana”.
Podkreśla także, iż nawet jeżeli nie uda się w danym przypadku zapobiec rozpadowi związku, celem mediacji ma być wypracowanie porozumienia w kwestiach opieki nad małoletnimi dziećmi oraz kontaktów z nimi.
Nasz rozmówca zgadza się z projektodawcą, że w centrum inicjatywy i proponowanych przez rząd zmian znajduje się dobro wspólnego potomstwa małżonków zagrożonych rozwodem. Przeprowadzenie rozmów ze stronami przez wykwalifikowanego mediatora w odformalizowanej atmosferze (porównując z sytuacją na sali sądowej – na przykład bez ławników, sędziego i innych osób) może pomóc zmniejszyć antagonizm pomiędzy parą dążącą do trwałego rozstania.
– W praktyce procesowej zbyt często zdarza się traktowanie dzieci przedmiotowo, jako dodatkowego elementu konfliktu rodzicielskiego czy czynnika nacisku na drugą stronę. Nie sprzyja to doprowadzeniu do ugody, a tym bardziej nie jest dobre dla dzieci. W tym zakresie uważam, że proponowana zmiana jest jednak pozytywna – podkreśla Filip Wołoszczak.
Jak zaznacza ministerstwo sprawiedliwości, projekt wraz z upływem VIII kadencji uległ dyskontynuacji, czyli nie będzie dalej procedowany. Może jednak zostać wniesiony do parlamentu ponownie, co leży w gestii rządu.
Rozwód to formalność czy długa batalia?
Czy obecnie w Polsce łatwo się rozwieść? Jeżeli dążą do tego zgodnie obie strony, a sprawa ma się odbyć bez orzekania o winie, jest to bardzo proste. Sąd najczęściej woli „zamknąć temat” nawet na jednej rozprawie, niż próbować ratować małżeństwo, a wysokość opłaty wynoszącej łącznie sześćset złotych nie jest najczęściej dla stron żadną przeszkodą.
Z kolei rozwód, w którym ma zostać określona wina któregoś z adwersarzy, trwa długo, a sprawa jest dość skomplikowana. Powołuje się licznych świadków, a każda ze stron stara się udowodnić własne tezy. Dochodzi do publicznego „prania brudów”, co wiąże się z ogromnymi kosztami emocjonalnymi, często nie tylko dla zainteresowanych stron, ale i dla ich pełnomocników oraz uczestniczących w postępowaniu przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości.
Roman Motoła
Tekst ukazał się w 72. numerze magazynu „Polonia Christiana” (styczeń-luty 2020)
Kliknij TUTAJ i zamów wybrany numer pisma
Cichopek i Kurzajewski w „nowym związku”? Opłakane skutki kultury rozwodowej!