Dostałem okolicznościowe życzenia od Karolu. Karol jest aktorem Teatru Nie Teraz i nie zapomniał rankiem 27 marca wysłać tych życzeń, bo to przecież Międzynarodowy Dzień Teatru. Te życzenia, oprócz podarowanego przyjacielskiego ciepła, są niestety również jednoznacznym signum rzeczywistości, w której nasze państwo rozrąbane na „dwie Polski”, ma też „dwa teatry”.
Nigdy nie akceptowałem kapitulacyjnego stanowiska „kupców korzennych” – jakby to określił Zbigniew Herbert, które głosi, że „prawda leży pośrodku”. Tak myśląc i żyjąc, trzeba by na przykład przyznać połowę racji Targowicy, w połowie zaakceptować stan wojenny Jaruzelskiego, a nawet przyjąć w 50 proc. racje tych, którzy ukrzyżowali Pana Jezusa. Tych relatywizujących etykę „połówek” jest bez liku, co w efekcie bardzo szybko prowadzić może do zgonu naszej tożsamości.
Na teatralnym blogu, „kempinsky.pl” , czytamy ostatnio o „teatrach dwóch standardów etycznych”, których reprezentanci, zwani w tym tekście dosadnie „mafią teatralną”: Ryczą w niebo głosy o braku tolerancji, zamachach na wolność wypowiedzi, demokrację, równość Eskimosów, parytet osób nieposiadających macicy i innych wyssanych z palca problemach, ale tylko wtedy, kiedy wymyślone zamachy dokonują się na nich samych, kiedy chodzi o całą resztę, są oni bowiem pierwsi, żeby za pośrednictwem kłamstw, chamstwa i wulgaryzmów wylewać szambo, stygmatyzować, niszczyć i wykluczać inaczej myślących.
Wesprzyj nas już teraz!
Tak jak nie może być dwóch standardów etycznych w ramach jednej kultury, tak nie może być dwóch prawd, które znajdują konsensus gdzieś „pośrodku”. Ta paranoja godzenia przeciwieństw doskonale się obrazuje w ten „teatralnie świąteczny” dzień.
Międzynarodowy Dzień Teatru od lat „nadyma się” okolicznościowymi orędziami. W czasach wojny kulturowej są one upolitycznione i zideologizowane do bólu; prawie jak literacka nagroda Nobla, czy filmowe Oscary. Przyjrzyjmy się, co nam chcą powiedzieć w tym roku hunwejbini rewolucji. Najpierw przesłanie „światowe”, którego autorem jest Peter Sellars, amerykański twórca operowy i – jak można się domyśleć – buddysta. Orędzie jest nie tylko bełkotliwe, ale również zrelatywizowane etycznie (o właśnie!). Czytamy np., że: teatr jest stwarzaniem na ziemi przestrzeni równości między ludźmi, równości bogów, roślin, zwierząt, kropli deszczu, łez i odradzania. Albo takie zdanie: Teatr zawsze przedstawiał życie tego świata jako wyobrażenie przypominające miraż, pozwalający nam przenicować ludzkie iluzje, złudzenia, ślepotę i wyparcie z wyzwalającą czytelnością i siłą. I tak dalej i tym podobnie, aż po autorską wizualizację współczesności: To dla nas czas na głębokie odświeżenie umysłu, zmysłów, wyobraźni, a także naszych historii i naszych przyszłości. Nie zawaham się nazwać tego intelektualną grafomanią, skądinąd bardzo niebezpieczną, bo lansowaną globalnie.
Taką antykulturą odbiorcy są zmuszani bezalternatywnie „się zachwycać”, dokładnie tak jak działo się to w socrealiźmie. W odróżnieniu do słabiutkiego, rozmemłanego orędzia z zachodu, przesłanie polskojęzyczne na Dzień Teatru jest agresywne świeżością czekisty walczącego z wrogami państwa sowieckiego. Zapożyczenia z narracji bolszewickiej puentują się nawet w sygnaturze autorskiej, nazwanej „Kobiecym Dramatycznym Kolektywem”. „Kobiecym”, bo przecież feminizacja wszystkiego odgrywa dzisiaj podobną rolę dekonstruującą społeczeństwo, jak niegdyś „sojusz robotniczo-chłopski”. Na czele kolektywu stoi komisarz… ups – przepraszam – dyrektor elekt Teatru Dramatycznego w Warszawie, osławiona Monika Strzępka.
Orędzie Strzępki i kolektywu w swej warstwie narracyjnej wykorzystuje wojnę na Ukrainie. Można by rzec, że to postawa empatyczna, gdyby nie nasza wiedza o sygnatariuszkach i ich dokonaniach. Sam tekst to nic innego jak nawoływanie do wojny ze światem, który istnieje i promowanie „nowego wspaniałego świata”, który te panie nam stworzą (najpierw na deskach teatrów). Dominującą w tym przekazie jest pycha, wyrażona choćby w takim oto definiowaniu własnych słów: Orędzie dla świata, który musimy zmienić, by go ocalić. Autorki zawłaszczają świat kultury, świat teatru, podporządkowując go swojej rewolucyjnej wizji, będącej przecież tylko ilustracją „podwórka” salonowych gildii i kolektywów (o właśnie!) Krzyczą do nas: Widzimy, jak intensywnie przekształcają się sensy przekazywane ze sceny, jak w rzeczywistym spotkaniu ciał – tu i teraz – materializuje się teatralne doświadczenie wspólnoty. Oczywiście tej rewolucyjnej. Jakbym słyszał politruka z naganem w ręku: Dziś, w środku najgłębszego kryzysu, wzrasta w nas nieposkromione pragnienie zmiany. Urrraaa!
Próbuję to skontrować sarkazmem i dowcipem, ale to chyba nie jest sposób na osobniki tak zafiksowane na swojej postmarksistowskiej wizji rzeczywistości. No bo jak tu dyskutować z ignorantem i nienawistnikiem, dla którego wszelkie zło to efekt patriarchatu oraz ekologicznego niszczenia Ziemi, a zniewolenie bierze się z życia rodzinnego i wiary w Boga. Jak im uświadomić, że w swym orędziu wspinają się na szczyty hipokryzji, kiedy piszą: Kiedy dziś myślimy „teatr”, widzimy także aktorki i aktorów, którzy wychodzą do publiczności z flagami ukraińskimi. Pięknie, ale gdyby to było barwy biało-czerwone, to ten sam kolektyw rozdzierałby szaty i krzyczał o nacjonalizmie, faszyzmie oraz patriotycznej indoktrynacji. Póki co kolektyw inicjuje akcję: Umieśćmy przed każdym teatrem w Polsce i na świecie napis ДЕТИ. W ten sposób znów nawiązują do wojny za naszą wschodnią granicą i do wydarzeń w mieście Mariupolu, których przebieg znamy jedynie z przekazów medialnych. Kolektyw oplakatowuje się więc „dziećmi”, którym – co wynika z narracji – dzieje się krzywda, a dziecko to przecież gwarantowany asumpt do emocjonalnego oddziaływania na odbiorcę. Tymczasem, gdybyśmy zaproponowali umieszczenie takiego napisu przed każda kliniką aborcyjną, to jak Państwo sądzicie, jaka byłaby reakcji artystek od rzeczonego orędzia?
Mamy więc dwa teatry w jednej Polsce (bo nie ma dwóch Polsk!). Jeden mówi do nas postmodernistycznym językiem globalizmu, że: W teatrze możemy projektować ucieleśnione utopie.
Nie wacha się przekształcać zdobytych przez siebie instytucji w placówki antynarodowe i zagrażające polskiej racji stanu: Teatr jako instytucja i jako wspólnota wyobrażona musi stać się w pełni otwarty na wielość – języków, potrzeb, kultur, ciał, pragnień (…) Teatr czasów wielkiego przemieszczania się ludzi i gatunków to teatr postnarodowy.
Ten drugi teatr, polski teatr, w Międzynarodowym Dniu Teatru mówi do nas zupełnie inaczej, bo językiem naszej cywilizacji : A więc życzmy teatrowi, życzmy ludziom teatru, życzmy teatralnym widzom – aby teatr się odrodził. Zmartwychwstał. I nie tylko teatr, ale, wedle szekspirowskiej metafory, cały świat. Autor tych słów, wielki mistrz polskiej sceny teatralnej, prof. Kazimierz Braun, w swoich życzeniach przywołuje też Cypriana Norwida: W moim wieku nie godzi się kłamać i wwodzić w błąd otwierając usta, dlatego albo mogę milczeć, albo świadczyć, jak świadczę.
A Karol Zapała życzy nam: Teatru odważnego, prowokującego, zadającego trudne pytania, ale w tym wszystkim mądrego i prowadzącego do Prawdy i Dobra! Dołączam się do tych życzeń.
Tomasz A. Żak