24 sierpnia 2022

Feminizm kontra Predator. Jak marksizm kulturowy zabija kino akcji [OPINIA]

„Czy widziałeś w kinie chociaż jeden film, w którym nikt nie ginie, nie zabija nikt?”, śpiewał w latach 90. Zespół Lady Pank. Dzisiaj słowa tej piosenki można spokojnie zamienić na: „czy widziałeś w kinie chociaż jeden film, który nie jest manifestem ideologicznym neomarksistów?”.

Część z Państwa z pewnością zna, część być może kojarzy filmy serii „Predator”. Opowiadają one o kosmicznym potworze – łowcy, który przybywa na ziemię (ewentualnie porywa ludzi na inną planetę), aby polować na przeciwników, których uzna za sobie godnych. Predator ma ponad 2 metry wzrostu, a jego waga jest proporcjonalna do wzrostu. Szybki, cichy, brutalny, uzbrojony w sprzęt stworzony z nieznanych na ziemi pierwiastków i technologię, o której ludzkość i za 1000 lat będzie mogła jedynie marzyć. Z tym potworem przez lata mierzyli się wojskowi, policjanci, najemnicy czy skazani.

W najnowszej odsłonie sagi pt. „Predator: Prey” mamy do czynienia z podróżą w czasie do XVIII wieku. Tym razem jednak głównym przeciwnikiem Predatora nie jest wysportowany, silny i uzbrojony po zęby mężczyzna, tylko nastoletnia dziewczyna – Indianka o imieniu Naru, która chce zostać wojownikiem. Nie byłoby w tym absolutnie niczego złego – wszakże w przeszłości mieliśmy do czynienia z wieloma tego typu filmami. Problem w tym, że „Predator: Prey” nie jest zwykłym filmem akcji, tylko manifestem ideologicznym neomarksistów, w którym feminizm w połączeniu z hasłami głoszonymi przez ruch BLM jest tak perfidny, że może odebrać wiarę w kino rozrywkowe, a tym przez lata była właśnie seria „Predator”. Czy jesteśmy skazani na to, że filmy akcji, w których liczyły się wybuchy, strzelaniny, walka, pościgi etc. staną się kolejnymi tubami propagandowymi rewolucjonistów? Zapraszam do przeczytania kilku przemyśleń na ten temat na przykładzie „Predator: Prey”.

Wesprzyj nas już teraz!

„I ta dziewczynka załatwi Predatora?” – to zdanie wypowiedziałem jakieś 30 razy oglądając najnowszą odsłonę opowieści o kosmicznym drapieżniku, która na początku sierpnia tego roku pojawiła się w kinach i na platformie Disney+.

UWAGA! Niniejszy tekst będzie zawierał spoilery! Drogi Czytelniku, czytasz na własne ryzyko!

Dyskusja na temat filmu „Predator: Prey” ogranicza się w zdecydowanej większości przypadków do wątku głównej bohaterki – nastoletniej Indianki przypominającej Pocahontas, która staje do walki z tytułowym Predatorem – kosmicznym drapieżnikiem, który przybywa na Ziemię, aby polować na zwierzęta i ludzi.

Z jednej strony słyszymy i czytamy, że to profanacja całej serii, ponieważ w przeszłości przeciwnikami Predatora byli: major Alan „Dutch” Schaefer (grany przez Arnolda Schwarzeneggera), porucznik Mike Harrigan (rola Danny’ego Glovera) czy najemnik Royce (w postać wcielił się w Adrien Brody). Z drugiej strony podnosi się argumenty, że przecież w przeszłości kobiety stawały przeciwko potworom, zabójcom etc. i zwyciężały, a koronnym przykładem jest tutaj I oficer pokładowa Ripley – bohaterka filmu „Obcy – ósmy pasażer Nostromo”, którą zagrała Sigourney Weaver.

Bardzo dobrze, że widzowie dyskutują i wymieniają się argumentami. To pokazuje, że kino nadal wywołuje emocje – u jednych pozytywne, u innych negatywne, i że wciąż powstają filmy obok których nie przechodzi się obojętnie.

Problem z nowym Predatorem polega jednak na czymś innym, a to, że jego przeciwnikiem jest Pocahontas, to tylko wierzchołek góry lodowej.

Wykładowca Krakowskiej Szkoły Filmowej Cezary Nowicki określił film „Predator: Prey” jako produkcję dla siedmiolatków w każdym wieku, na który rodzice i dziadkowie zabiorą swoje dzieci i wnuki.

Z jednej strony mamy bowiem przez kilkadziesiąt minut mamy „puszczanie oka” do starszych widzów, którzy pamiętają dwie pierwsze części „Predatora”. Coś czai się w dżungli, obserwuje, obdziera ze skóry zwierzęta i kolekcjonuje ich czaszki jako trofea, a w końcu atakuje i zabija ludzi. Z drugiej strony mamy kilkunastoletnią główną bohaterkę stylizowaną na Pocahontas, z którą mają utożsamiać się młodzi widzowie – zarówno dziewczynki jak i chłopcy.

Nasza bohaterka jest niemal wzorcowym bohaterem, którego zaproponował Christopher Vogler, autor „obowiązującego w Hollywood scenariusza” nazywanego „drogą bohatera”. Poznajemy ją w momencie, kiedy rzuca toporkiem w drzewo, po czym razem ze swoim psem rozumiejącym język migowy próbuje upolować sarnę (bądź większego jelenia – trudno ocenić), co ostatecznie jej się nie udaje.

Pocahontas wraca do wioski, gdzie słyszy żarty na swój temat, że chce być wojowniczką, a powinna iść do garów, czyli zająć się tym, do czego w patriarchalnym świecie skierowane są kobiety. Ona jednak mówi twarde i zdecydowane „NIE” i postanawia udowodnić wszystkim, że jest wojowniczką, a nie kucharką, i dlatego wyrusza ze swoim bratem – wojownikiem i jego oddziałem w głąb dżungli w poszukiwaniu zaginionego mieszkańca ich osady.

Co ciekawe mężczyźni co rusz powtarzają, że idą polować na pumę, ale nasza kilkunastoletnia bohaterka wie, że to nie puma, tylko coś innego… Coś co pozostawia nieznane ślady… Coś co jest bardziej niebezpieczne niż niedźwiedź grizzly…

„Droga bohatera” według Voglera to nie tylko sama podróż. To również zdobywanie doświadczenia, „mitycznych artefaktów” i/lub przyjaciół, którzy pomogą głównemu bohaterowi pokonać ostatecznego wroga i zwyciężyć. W filmie „Predator: Prey” mamy to wszystko podane w sposób tandetny, nudny i niepoważny…

Nasza bohaterka korzysta z „wynalazku”, jakim jest toporek z kawałkiem przywiązanego sznurka. Pocahontas obserwuje Predatora i momentalnie uczy się jego słabości, jak działa jego pozaziemska technologia, kogo atakuje, a kogo nie. Kilka minut filmu jest poświęcone na rozmowy motywacyjne z bratem. W jednej z nich mówi on do naszej bohaterki, że się pomyliła, że jest niewiele warta i nigdy nie będzie wojowniczką. Jakiś czas później stwierdza on, że jego siostra jest prawdziwą wojowniczką, która widzi więcej niż mężczyźni i gdyby jej nie posłuchał, to nigdy nie upolowałby pumy.

Trzeba zwrócić uwagę również na scenę, która rozbawiła mnie do rozpuku. Indianka, która jest przedstawiana jako niemal mistrzyni produkcji uzdrawiających eliksirów i wywarów z roślin, w pewnym momencie wpada do bagna… BŁAGAM! Mistrzyni magicznych płynów nie wie, jaka roślinność występuje na bagnach? Jak się wydostała z tego potrzasku? Dzięki swojej „siekierce na sznurku”. Po co była ta scena? Żeby widz zapoznał się z mechanizmem działania bagna, które jeszcze powróci.

Wszystko to jest okraszone sosem już nawet nie poprawności politycznej – z tą mieliśmy do czynienia w filmie „Predator 2”, gdzie przeciwnikiem kosmicznego łowcy był czarnoskóry Danny Glover oraz w filmie „Predators”, gdzie kilku Predatorów walczyło z białym najemnikiem, czarnym zabójcą, kobietą z Mossadu, Maczetą, gangsterem z Jakuzy etc. Poprawność polityczna została zastąpiona poprawnością ideologiczną wynikającą z trwającej w USA rewolucji neomarksistowskiej według której najgorsi po Predatorze są biali mężczyźni, w dodatku kolonizatorzy. Nie dość, że wymordowali oni stado bizonów, które potem obdarli ze skóry, to jeszcze są oni po prostu prymitywni, wulgarni, niewychowani, głupi, mają paskudne twarze, ich ubiór jest gorszy niż worek pokutny, jaki założył na siebie władca Niniwy po tym, jak Jonasz zapowiedział zagładę miasta, a na środku obozowiska brakuje tylko obornika i fekaliów – taki tam porządek.

Kolonizatorzy łapią naszą bohaterkę, zamykają w klatce, a potem razem z jej bratem robią z nich przynętę dla Predatora, którego chcą z nie do końca logicznych przyczyn złapać. Nie zdziwię się, jeśli widzom było po ludzku szkoda Indian zlikwidowanych przez Predatora, a jednocześnie, gdy widzieli oni śmierć kolonizatorów, to mruczeli pod nosem: „dobrze im tak”.

I tak oto dotarliśmy do finałowej walki Pocahontas z Predatorem – potworem któremu wcześniej nie dała rady setka mężczyzn, w tym brat Indianki. Dziewczyna wykorzystuje całe doświadczenie, wiedzę i „artefakty” zdobyte przez ostatnie kilkadziesiąt minut filmu i pokonuje kosmicznego drapieżnika. Okazuje się, że do pokonania pozaziemskiego wroga wystarczają bagno, siekierka i sznurek… Złośliwie można dodać, że więcej emocji widz doświadczył, kiedy Pocahontas uciekała przed niedźwiedziem niż podczas walki z „głównym bossem”.

Na koniec Pocahontas wraca do wioski, gdzie pokazuje maskę Predatora, a wszyscy z niewiadomych przyczyn zaczynają wiwatować, tańczyć i śpiewać, po czym wybierają ją na wodza, a ona stwierdza, że muszą przenieść osadę, bo tam jest niebezpiecznie… „Podróż bohatera” zakończona happy endem…

Po seansie zastanawiałem się: po co w ogóle w tym filmie był Predator? Po co wylądował na Ziemi z całym swoim morderczym sprzętem na początku XVIII wieku? Żeby upolować węża, wilka, niedźwiedzia, oposa i zająca? Żeby polować na Indian? A może po prostu po to, żeby siedmiolatkowie w każdym wieku byli zadowoleni? Bo Predator jest straszniejszy niż niedźwiedź i gorszy niż biali kolonizatorzy? To było, powtórzę, perfidne „puszczanie oka” do starszych widzów: „widzicie? my tu nawiązujemy do klasyki”. Młodym zaś po raz milionowy opowiedziano tę samą historię o podróży bohatera, tyle że zmieniono bohatera i scenerię.

Znając życie nie był to ostatni film serii „Predator”. Pytanie tylko co będzie następne? Proponuję, aby twórcy zachowali odpowiednią dozę poprawności ideologicznej i nakręcili film, w którym będziemy mieli do czynienia z Predatorem-kobietą, która przybędzie na Ziemię w średniowieczu, aby nieść pokój, miłość, wolność i siostrzeństwo, a biali, zakuci w zbroje rycerze, najlepiej Templariusze, którzy chwilę wcześniej brali udział w procesie inkwizycyjnym, będą próbowali ją ubezwłasnowolnić i przeprowadzać na niej eksperymenty, ale wówczas do akcji wkroczy bohaterka, ewentualnie bohater, który jeszcze nie do końca rozpoznał swoją tożsamość płciową, aby uratować „przybyszkę z kosmosu”. Sukces murowany!

Tomasz D. Kolanek

POCAHONTAS ZABIJA PREDATORA? Co się stało z kinem?! [RECENZJA]

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij