23 stycznia 2022

Filip Obara: Liberalny świat dostaje łomot. Gdy Van Damme wkracza do zniewieściałej Francji

(fot. Mat. Promocyjne filmu)

Świat zszedł na psy. Napisałbym „na baby”, ale to byłaby obraza dla kobiet, którym nierzadko zawdzięczamy, że ten świat jeszcze całkiem nie legł w gruzach. Skorumpowani politycy, którzy nie mają już nawet cienia powagi płynącej z pełnionych urzędów, zakompleksione maminsynki i bezradni rozemocjonowani krzykacze – to krajobraz, który rozciąga się po horyzont i dalej. Przynajmniej do momentu, gdy wkroczy tam… Jean-Claude Van Damme. 

Chodził mi ostatnio po głowie temat kina akcji lat 80. i 90. z jego umięśnionymi idolami, jak Arnold Schwarzenegger, Sylvester Stallone czy właśnie Jean-Claude Van Damme. Na tle dzisiejszego zestawu „wartości” promieniującego ze srebrnych i mobilnych ekranów zaczynają oni wydawać się ostoją konserwatyzmu i tradycyjnego porządku świata… Okazja przyszła sama – wraz z najnowszym filmem z JCVD w roli głównej, zatytułowanym Ostatni najemnik.

Jakieś dziesięć lat temu wydawało się, że sentyment do kina „machowskiego” moje pokolenie pogrzebie wraz ze wspomnieniami dzieciństwa. Od jakiegoś czasu zaczynam mieć wrażenie, że to nie do końca prawda. Widząc jak ideologia LGBT konsekwentnie wywalcza dla siebie „parytet” we wszystkich produkcjach Netflixa, a powszechny kryzys męstwa święci swój tryumf we wszystkich dziedzinach życia, nowym okiem spoglądam ku dawnym ekranowym „rąbankom”, realizującym bądź co bądź dość konserwatywny (co nie znaczy, że zawsze moralny) obraz mężczyzny i kobiety oraz ich relacji.

Wesprzyj nas już teraz!

Nie licząc Terminatora, z największą nostalgią wspominam Prawdziwe kłamstwa, które po raz pierwszy oglądałem z ojcem na kasecie VHS z osiedlowej wypożyczalni. Obraz ten uważam za szczyt odrębnego gatunku, jakim były filmy ze Schwarzeneggerem – pełne mocnych wrażeń, ale i poczucia humoru. Tam akurat – w odróżnieniu od większości produkcji – swoje poczesne miejsce miał model życia małżeńskiego i to ostatecznie szczęśliwego.

Motyw niezałatwionych spraw rodzinnych powraca w ubiegłorocznym Ostatnim najemniku. Film, jak przystało na odgrzewany kotlet z pomarszczonym gwiazdorem w roli głównej, został zmieszany z błotem przez recenzentów i nie cieszy się wysokim notami na Filmwebie czy IMDb. Dość mam tych wszystkich śmieszkowych akcyjniaków, które nie potrafią ani dobrze ponabijać się z konwencji, ani pokazać porządnego mordobicia. JCVD zmarnowany – twierdzi recenzent Bartek Czartoryski.

Chyba coś jest ze mną nie tak. Starzeję się. Filmy wysoko oceniane często nudzą mnie, a te, które zyskują noty poniżej 6 punktów mam czasem skłonność doceniać. Łapię się na tym, że nawet dobrze zrealizowaną opowieść (dajmy na to Gorączka z Alem Pacino) widziałem już sto razy w innych produkcjach. W przypadku nowego obrazu z Van Dammem wydaje mi się, że wraz z powrotem do starych motywów twórcy serwują nam odrobinę nowej wartości. Nie mówię, że odkrywczej i że film jest wysokich lotów, ale jednak…

Produkcja, co ciekawe, 100-procentowo francuska, a nie amerykańska, do tego poruszająca nową tematykę. W swojej karierze JCVD próbował już być dramatyczny, ale raczej w okolicznościach wojennych (Legionista) czy więziennych (Skazany na piekło) niż… rodzinnych. Tu w konwencji sensacyjno-komediowej rozgrywa się dramat agenta specjalnego, który zniknął na wiele lat, a teraz wraca, by ratować swego syna. Którego nota bene nigdy nie poznał. Fabuła dość schematyczna, podobnie jak sam scenariusz, ale opowiedziana wartko i z humorystycznym dystansem.

Co najważniejsze, opowieść obfituje w fascynujący mnie motyw zderzenia dawnego kina „bohaterskiego” ze współczesną degrengoladą obyczajów i pomieszaniem płciowym… Pamiętają Państwo autentyczną scenę, która swego czasu obiegła media społecznościowe – jak ojciec po zamachach w Paryżu tłumaczył kilkuletniemu synkowi, że idąc z kwiatami na karabiny pokonają terroryzm? Odpowiedź malca, którego umysł nie zdążył jeszcze przylgnąć do pacyfistycznej mitologii, była rozbrajająca…

Jean-Claude Van Damme, który wcielił się w rolę agenta specjalnego o pseudonimie „Mgła”, jest zgoła innym typem ojca. Natomiast jego syn reprezentuje typowego współczesnego Francuza ze wszystkimi wadami, jak lenistwo, zniewieściałość, niestabilność emocjonalna. Nawet fakt, że żyje on z zasiłku, który w momencie tuszowania nieudanej operacji służb załatwiła mu matka, pokazuje w nim cechy właściwe dla osób, których mentalność została złamana przez dobrodziejstwa państwa opiekuńczego.

Realia życia politycznego dzisiejszej Francji są w Ostatnim najemniku ukazane groteskowo, ale ta groteska odzwierciedla absurdy, z którymi naprawdę mamy do czynienia. Prawie wszyscy mężczyźni są tam zakompleksionymi maminsynkami, a jedyne osoby, które panują nad sytuacją, to kobiety. Z każdej sceny z udziałem rządowych luminarzy przebija przede wszystkim brak powagi, którą państwo francuskie utraciło na własne życzenie, realizując pacyfistyczno-tolerancjonistyczne postulaty.

Dla konserwatywnego widza, sceptycznego wobec „ideałów” Rewolucji i liberalizmu, najnowszy film z Van Dammem jest nie tylko powrotem do dawnego stylu kręcenia (zabieg celowy, co potwierdza choćby maniera szaty graficznej napisów i plakatu); jest on przede wszystkim solidnym kopniakiem wymierzonym z półobrotu w zszokowaną facjatę samobójczych elit rządzących i w zgięte czołobitnie przed masońskimi ideami społeczeństwo. Przesłanie jest proste: twardziel z dawnych czasów, gdy mężczyźni jeszcze prali się po gębach, rozwala system tak, jakby prawdziwy dinozaur wkroczył do parku rozrywki i mierzył się ze strażą obiektu rekrutowaną ze studentów i emerytów.

Przesadziłbym, gdybym powiedział, że Ostatni najemnik to uczta dla oka, ale miło popatrzeć jak JCVD wraca w takim stylu i to na Netflixie. Zaś dla geeka wychowanego na kinie akcji lat 80. i 90. obraz jest jak przybicie po latach sztamy z dawnymi bohaterami. Jako taki przynosi uczucie ulgi na widok tego, jak współczesny – nudny już w swoim zapatrzeniu w różne mądrości etapu – świat dostaje łomot od wojownika z krwi i kości.

Filip Obara

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij

Udostępnij przez

Cel na 2025 rok

Po osiągnięciu celu na 2024 rok nie zwalniamy tempa! Zainwestuj w rozwój PCh24.pl w roku 2025!

mamy: 35 786 zł cel: 500 000 zł
7%
wybierz kwotę:
Wspieram